niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 26

O matulu, jak dawno mnie tu nie było! Nadszedł wreszcie czas, czas tutaj trochę odkurzyć! Ludzie, to chyba była najdłuższa przerwa jak do tej pory. Ale powiem, że niezwykle przydatna, bo teraz mam nowe chęci i zapał do pisania, z czego oczywiście bardzo się cieszę! Wracam, rozdziały będą pojawiały się jak zwykle. Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało piszcie w komentarzu lub na emailu. O ile ktoś jeszcze zagląda na tego bloga...
Bez zbędnego przedłużania wrzucam wam rozdział i... ENJOY! 

Cieszę się ogromnie, że wróciłam. Tak tylko mówię... xD

____________________________

   [Gerard]

      I w momencie, kiedy blondyn zaczął stopniowo przygotowywać do wyrecytowania pierwszą, doskonale znaną mi na pamięć zwrotkę z długiego kazania, drzwi baru otworzyły się z rozmachem, jakby ktoś uderzył w nie z całej siły. Twardo uderzając o beżową ścianę, potłukły szklane ramki ze zdjęciami na niej przywieszone. Podniesione głosy nie do końca trzeźwej grupy mężczyzn nagle ucichły, a oczy wszystkich zebranych zostały zwrócone ku głównemu wejściu. Zamarli niemal w bezruchu z dużymi szklankami wypełnionymi alkoholem przy szeroko otwartych ustach, patrząc na nie wyczekująco.
      Stała tam dziewczyna w poszarpanym, splamionym ciemnym płynem nieznanego pochodzenia ubraniu. Wnioskując po specyficznym wyglądzie, prawdopodobnie była to jeszcze świeża krew. Pod wpływem wielu różnych, niezrozumiałych czynników nie zdążyła skrzepnąć, powoli wsiąkając w jasny, aksamitny materiał. Z racji stosunkowo wysokiej, acz przyjemnej temperatury panującej w średniej wielkości pomieszczeniu, charakterystyczny, metaliczny zapach krwi roznosił się bez większego pośpiechu po sali, otulał błogą, miękką mgiełką mój narząd węchu, przez co znów poczułem, jak z każdą kolejną sekundą dopiero co poskromiony głód rósł w siłę.
      Prawdę mówiąc, dziewczyna nie była w zbyt dobrym stanie. Zarówno fatalna jakość jej odzienia jak i ogólna postawa budziły sprzeczne uczucia. Wszystkie te czynniki wskazywały na to, iż w ostatnim czasie przeszła przez jakieś nieludzkie męczarnie, bądź innego rodzaju tortury. Drobna, mocno podpuchnięta, w wielu miejscach sina buzia, po której ciekły grube, obfite stróżki łez, tylko potwierdzały wcześniejszą teorię. I ogromnie mnie to zdziwiło, ponieważ wyglądała na rzeczywiście młodą, niedoświadczoną osobę.
   - Kto to jest? - spytał porażony Sam, wpatrując w nieznajomą, która nieoczekiwanie wtargnęła do lokalu.
   - Nie wiem. Może jakaś dziwka...
   - Gerard. - zaakcentował dokładnie każdą sylabę mojego imienia, co stanowiło wymowny sygnał, nakłaniający do tego, abym wreszcie skończył się odzywać, gdyż nie wychodzi mi to zbyt dobrze. Nigdy nie zadawałem sobie zbędnego trudu z przemyśleniem tego, co zamierzałem powiedzieć. I może był to poważny błąd, jednak nie miałem najmniejszej ochoty zmieniania dawnych nawyków.
      Aktualnie na myśl przychodziło mi sporo dotychczas niewyjaśnionych, trudnych do rozwiązania pytań... Bombardowały one mój strudzony umysł jedno po drugim, doprowadzając do silnego bólu głowy.
      Kto mógł urządzić takie piekło pięknej, niewinnej nastolatce? Czy przez przypadek zaszkodziła szefowi jakiegoś tajnego zgrupowania? Czy po prostu znalazła się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu, nie zdając sobie sprawy z nachodzących kłopotów? Lub to zbiegła z posiadłości swojego pana (zapewne wampira) niewolnica? Oczywiście mało mnie obeszła jej obecna sytuacja, jednak irytująca ciekawość nie znała granic. Pragnąłem zdobyć o niej nieco więcej informacji, zwłaszcza, że gdzieś w niewyraźnych przebłyskach pamięci zrozumiałem, iż już wcześniej widziałem tą twarz.
      Niemniej to Sam jako pierwszy zdołał otrząsnąć się z wielkiego szoku, jaki zawładnął nim na dość długi moment, spowolnił jego ruchy oraz totalnie usunął umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. W jednej sekundzie niewyraźny, zamglony wzrok blondyna, wcześniej ślepo wodzący po całej sylwetce wycieńczonej, przemarzniętej dziewczyny, na powrót zyskał ten mądry, inteligenty wyraz, który jasno oznajmiał, że mężczyzna doskonale wie, co należy zrobić. I byłem mu za to niezwykle wdzięczny, gdyż ja nieco otępiony porządną dawką wytwornej wódki, nie miałem najmniejszego pojęcia od czego zacząć.
      Kiedy zmartwiony kelner dotarł do brunetki, spróbowałem powoli wstać ze swojego ulubionego, okrągłego stołka tuż przy barze. Wyciągając mocne wnioski z doświadczeń z poprzednich wydarzeń, tym razem ostrożniej postawiłem nogi na lśniących, drewnianych panelach, uparcie walcząc z utrzymaniem równowagi. Natomiast podłoga jak na złość zaczęła dziwnie tańczyć i pląsać w rytm muzyki, niestrudzenie dudniącej wewnątrz mojej głowy. Bezwzględny stukot i hałas nasilał się z każdym kolejnym krokiem, nie dawał wytchnienia.
      Tej nocy wypiłem zdecydowanie zbyt dużo alkoholu. Szkoda, że uświadomiłem to sobie dopiero po fakcie, gdy zdradliwe procenty zdążyły już na dobre wsiąknąć w mój krwiobieg.
   - Gerard, mógłbyś podać mi serwetkę? - zapytał Sam, podtrzymując dziewczynę w pionie. Najwidoczniej nie potrafiła ustać o własnych siłach, toteż szlachetny złotowłosy rycerz jak zwykle ruszył damie w tarapatach z odsieczą. Przytulił ją ściśle do swojej klatki piersiowej, pewnie objął ramieniem w pasie dla bezpieczeństwa, nieprzerwanie uspokajając niczym małe dziecko. W sumie gdyby popatrzeć na to z zupełnie innej strony, gdyby pozbyć się zbędnej krwi i łez, wyglądaliby na szczęśliwą zakochaną parę, a nie ofiarę zbiorowego przestępstwa i pozornie podrzędnego barmana... - GERARD!
   - Ach, tak. Którą? - spytałem uprzejmie, dostrzegając kilka rozmaitych rodzajów najróżniejszych serwetek i chusteczek. Brzegi niektórych z nich przyozdobiono złotą, ozdobną nicią, bądź barwnymi kwiatuszkami. Inne zaś nie posiadały żadnego nadruku, ale za to były delikatniejsze i milsze w dotyku. A przynajmniej tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka.
   - Na litość boską! Którąkolwiek! - warknął zirytowany, co chwilę rzucając złowieszcze, ponaglające spojrzenie w moją stronę, lecz zaraz z powrotem kierował je na półprzytomną brunetkę.
      Bez słowa sięgnąłem ręką na oślep w stronę baru, gdzie leżały równiutko poukładane, kwadratowe kawałki materiału i z cichym prychnięciem rzuciłem jeden z nich do Sam'a. Ten również w kompletnym milczeniu złapał ją zwinnie w dwa palce, po czym zaczął ścierać dawno zaschniętą krew oraz brud z twarzy brunetki.
   - Jak masz na imię? - zapytał łagodnie, uśmiechając się do niej szczerze, aby choć trochę opanować roztrzęsioną nastolatkę. I prawdopodobnie ten firmowy, uroczy uśmieszek podziałał kojąco na jej wyniszczoną przykrymi wydarzeniami psychikę, bo zdawało się, że zignorowała kobiecy instynkt, nakazujący natychmiastową ucieczkę, również odwzajemniając ten miły gest.
   - A-alex... - wyszeptała cichutko. Była niezmiernie osłabiona i ledwo poruszała napuchniętymi, poranionymi wargami. Chyba jedynie za pośrednictwem jakiegoś cholernie pomyślnego zrządzenia losu wybrnęła z gigantycznych tarapatów, w jakie wpadła.
      Pamięć o wydarzeniach sprzed dwóch dni naraz powróciła i to w dość efektowny sposób. Uderzyła we mnie ze siłą rozpędzonej ciężarówki, miażdżąc wnętrzności, łamiąc kości na połowy. Była potężna i szokująca.
      Wciągnąłem ze świstem powietrze do płuc, czując, jak nadmierna ilość tlenu niechybnie zaraz rozsadzi moje wnętrzności od środka. Sam także nie próbował ukryć wymownego zdziwienia obecnością właśnie tej dziewczyny w takim miejscu. W tym samym momencie zwróciliśmy się ku sobie, wymieniając dyskretne, porozumiewawcze spojrzenia. Oboje dokładnie wiedzieliśmy, co one oznaczały i kogo mamy "zaszczyt" dziś gościć.
   - O jasna cholera... - zakląłem soczyście, nawet nie kłopocząc się z opanowaniem niezbyt eleganckich słów, zwłaszcza przed młodą nastolatką. Bez wątpienia i tak już nie jeden raz miała zaszczyt usłyszeć takowe wyrażenia przez zupełnie przypadkowe osoby spotkane na ulicy, lecz ja pochodziłem z rodu arystokratów. Podobnie jak Danielle, która zazwyczaj ujmowała swoje myśli w stosowniejszą formę.
      Nikt nigdy nie powinien ujrzeć mnie w pospolitym barze w stanie godnym pożałowania, pozbawionego trzeźwości umysłu, mamroczącego pod nosem coś niezrozumiałego z kieliszkiem czystej wódki w dłoni.
   - Gee, nie przy damie. - skarcił mnie Sam, kręcąc z niedowierzaniem głową. Odkąd sięgam pamięcią, mężczyzna zawsze stanowił wzór wszelkich cnót, ideał starszych pań, które widziały w nim odpowiednika dżentelmena z zamierzchłych czasów. Nienaganne maniery, wyszukane i odpowiednio dobrane słownictwo, ponadprzeciętna znajomość zasad kultury, dumna postawa oraz perfekcyjnie wyprostowana sylwetka stawiały go w znakomitym świetle nie tylko wśród pań. Aż trudno uwierzyć, że po spożyciu znacznej ilości alkoholu podanego mu przez swojego najlepszego przyjaciela (czyli przebiegłą wersję mnie we własnej osobie), jego zachowanie diametralnie się zmieniało. Wtedy nie można było go porównać do człowieka, ale do rozgadanej małpki, mającej gdzieś obowiązujące reguły.
   - Ale Sam! Nie widzisz tego?! - panicznie zamachałem ręką w powietrzu, zwracając ją ku dziewczynie. - Co ona tu robi?
   - Nie mam pojęcia!
   - Jeżeli Danielle się tu pojawi, zabije nas. Gwarantuję, że nie będzie to przyjemne, więc lepiej zrób coś natychmiast.
   - Dlaczego ja? - spytał z nieukrywanym oburzeniem, ponieważ to on znów musiał zająć się niedotyczącymi jego szanownej osoby sprawami. Na ogół Sam był bardzo chętny do niesienia pomocy innym, lecz ja kategorycznie z wolna zacząłem nadużywać życzliwości mężczyzny. Chyba nigdy nie zdołam spłacić tak ogromnego długu za tysiące najróżniejszych przysług, jakie skrupulatnie wyświadczał mi niemal codziennie.
   - Dobra, zaprowadź ją na zaplecze. Zaraz do was dołączę. - oznajmiłem, po czym nieprecyzyjnym ruchem dłoni przeczesałem nieco wilgotne od potu włosy. Niektóre z nich jak na złość przylepiły mi się do czoła, a więc ponownie z głębokim westchnięciem wykonałem ten niezauważalny gest, podchodząc z rozwagą do stolika przy oknie.
      Siedziała przy nim prawie już nieprzytomna grupka trzech mężczyzn, którzy ostatkami sił podnosili swoje opróżnione kufle w nadziei, że zaspokoją pragnienie ostatnimi pozostałymi kropelkami trunku. Wydawali się być nieporuszeni zajściem sprzed ostatniej chwili ani w najmniejszym stopniu. Byli zupełnie obojętni na cały otaczający świat i jedynie wybuch potężnej bomby atomowej mógłby oderwać ich z miejsc. W związku z tym, na moją korzyść, pozbawiali mnie dodatkowej pracy, gdyż nie musiałem zadawać sobie trudu, by wyciągnąć z tych otępionych alkoholem umysłów wspomnień z uprzedniego zdarzenia.
   - No, panowie! - zawołałem z entuzjazmem, przyjacielsko poklepując barczystego, na wpół leżącego na stole mężczyznę po plecach. Przez pokaźną warstwę wyćwiczonych mięśni nawet tego nie poczuł. Obojętnie wzruszył ramionami, jakby chciał strząsnąć jakiegoś insekta, a następnie niespodziewanie uderzył głową w blat. - Jak zdrówko?
   - Nie, Mary... nie odchodź, proszę... Zrobię cokolwiek rozkażesz. - odparł chłopak, siedzący bliżej okna. Wyglądał na znacznie młodszego od reszty towarzyszy kieliszka i aktualnie zalewał się rzewnymi łzami, muskając rozedrganymi wargami własne ręce złożone jak do gorzkiej modlitwy.
   - Rozumiem, że w porządku. To świetnie. W takim razie miłej nocy życzę. - dla kompletnej pewności podsunąłem im kolejną butelkę wytwornej whiskey na sam środek stolika, mając pewność, iż po tak mocnym napoju dzisiejsza noc zostanie dla nich nierozwiązaną zagadką. Nazajutrz rano nie powinni pamiętać żadnej sekundy z ubiegłego dnia. Ten oto akt dobroci wynikał wyłącznie z mojego dobrego serca oraz troski o bezpieczeństwo przyjaciela, a nie szczególnej sympatii do nietrzeźwych osób.
      Wykonałem zwrot na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni, pospiesznie przechodząc w stronę pomieszczenia przeznaczonego wyłącznie dla personelu na tyłach baru. Nasza droga Alex ma wiele do wyjaśnienia...

***

[Narrator]

      Rozradowana do granic możliwości Danielle tanecznym krokiem weszła do malutkiego, utrzymanego w zimnych, surowych barwach pokoiku. Nuciła cicho pewną wesołą, popularną melodię, co pewien czas przytupując obcasem o podłogę dla zachowania odpowiedniego tempa i dynamiczności piosenki. Od dłuższego okresu ewidentnie dopisywał jej wyśmienity humor, gdyż aktualnie całe jej ciało wprost tryskało pozytywną energią. Szeroki, trochę wymuszony, acz wciąż wspaniały uśmiech ani na moment nie schodził z jej promienistej, jaśniejącej niezdrowym światłem twarzy, natomiast śmiech kobiety coraz częściej wypełniał mury smutnego domu.
      Być może jej nastrój został spowodowany jakimś przyjemnym zdarzeniem, a może to zasługa szarej, brzydkiej i nieprzewidywalnej pogody szalejącej za oknem. Słone krople deszczu nieprzerwanie uderzały o szklane powierzchnie w całym budynku, wystukując obcy rytm. Właśnie ten dziwny, nadzwyczajny rytm wzbudzał w niej zachwyt i podziw. Bardzo lubiła wsłuchiwać się w nieme opowieści snute przez ulewę w pochmurne dni.
   - Aaaaalex... Wstawaj, ranek już nadszedł! - zanuciła radośnie, a jej dźwięczny głos od razu rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu. Brzmiał niczym świergot drobnego, egzotycznego ptaszka, toteż druga dziewczyna smacznie drzemiąca na łóżku tylko mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, z rozkosznym ziewnięciem przewracając na drugi bok.
   - Powiedziałam wstawaj. - naraz dawny entuzjazm uleciał z niej niczym powietrze z przekłutego ostrym narzędziem balonika. Na powrót ton jej głosu stał się oschły i zimny jak czubek wielkiej góry lodowej, a wyraz twarzy uległ diametralnej zmianie. Radosny, pełen szczęścia uśmiech zginął gdzieś w otchłani złości, a na jego miejsce wstąpił nieprzyjazny grymas. Ignorująca klarowne prośby nastolatka nieświadomie wzbudziła w Danielle przeogromny gniew, na nowo wzburzyła niegdyś spokojne morze.
      Jednym, zwinnym szarpnięciem zerwała ciepłą kołdrę z brunetki, pozbawiając ją jedynego okrycia, chroniącego przed przejmującym zimnem. Prostokątna pierzyna pod wpływem nagłego pociągnięcia wylądowała u podnóża dużego łóżka, składając w niedbały kłębek.
      Ciałem drobnej dziewczyny wstrząsnął potężny dreszcz, a ona sama powoli z wyraźnym ociąganiem otworzyła oczy. Ospałym gestem dłoni starła z nich resztki błogiego snu, przecierając delikatnie powieki, po czym jej zaspany wzrok powędrował na rozgniewaną kobietę.
   - Dzień dobry. Miło, że raczyłaś się obudzić. - syknęła złowrogo, kierując się w stronę Alex, którą z wolna posiadło obezwładniające uczucie strachu. - Wiesz... Przygotowałam dla nas kilka interesujących zabaw, lecz ty najwidoczniej nie masz dziś na nie ochoty... Cóż... - z jej ust wydobył się przeciągły jęk udawanego niezadowolenia. Palcami lewej ręki zwinnie przeczesała długie włosy, kręcąc karcąco głową. Jej działanie zostało jakby wprost wycięte ze sceny z teatralnego dramatu, gdyż było do granic możliwości sztuczne i nieprawdziwe. Swą rolę odgrywała wręcz perfekcyjnie.
      Alex wodziła rozbieganym spojrzeniem po całej postaci oprawczyni, co chwila z utęsknieniem spoglądając na drzwi. Wydostanie się z tego pomieszczenia obecnie było jej jedynym, najskrytszym marzeniem. Bez wątpienia oddałaby każdą rzecz, jeśli tylko Danielle nieoczekiwanie zniknęłaby z jej dawniej spokojnego, prostego życia raz na zawsze. Usilnie pragnęła, aby wieczny koszmar wreszcie dobiegł końca, by już nigdy więcej nie musiała widzieć przerażającego oblicza tej demonicznej kobiety, pochodzącej z najgłębszych otchłani piekieł.
   - Przepraszam, madame. Ja-
   - Cśśś... - szepnęła kobieta ze złowrogim uśmieszkiem igrającym na jej czerwonych wargach, przykładając opuszek palca do rumianej buzi nastolatki. Delikatnie, prawie w pieszczotliwy sposób pogładziła wrażliwą cerę lekko zaróżowionego policzka, co wywołało u niej natychmiastowe zaskoczenie własnym zachowaniem. Błyskawicznie cofnęła dłoń, zupełnie przypadkowo przez nieuważny ruch rozcinając skórę twarzy dziewczyny. Z niegroźnej, podłużnej ranki wypłynęło raptem parę kropelek krwi. na widok jakich kobieta oblizała lubieżnie dolną wargę.
      Alex była zmieszana i zakłopotana zaistniałą sytuacją. Madame nigdy nie przejawiała żadnych uczuć w stosunku do dziewczyny, toteż dzisiejszy poranek sprawił im obu niemałą niespodziankę. Jednak pomimo tego doskonale zdawała sobie sprawę, jak olbrzymie niebezpieczeństwo stanowi brunetka i że musiała wydostać się stąd jak najprędzej. W przeciwnym razie groziło jej to śmiercią.
   - Zamierzasz gdzieś iść? - spytała podejrzliwie Danielle, gdy spostrzegła, iż nastolatka uparcie wbija rozmarzony wzrok w drewniane drzwi, prowadzące go głównego holu. Wyglądała wtedy jakby właśnie ten kawałek drewna był przepustką do niebiańskiego raju, gdzie mleko płynie w rzekach, a miód spada z nieba dokładnie co godzinę.
   - Nie, madame.
   - To dobrze. Wyśmienicie. - kobieta z miną nie wróżącą nic dobrego, ostrożnie nachyliła się w stronę podopiecznej, a następnie wilgotnym językiem musnęła fragment otwartego skaleczenia na jej twarzy. Alex skrzywiła się znacznie pod wpływem ostrego pieczenia wewnątrz nacięcia, które z każdą kolejną sekundą narastało. Było coraz bardziej nieznośne i bolesne, więc zareagowała ona automatycznie, kompletnie nie bacząca na swoje poczynania.
      Odepchnęła spragnioną wampirzycę od siebie na długość ramienia, lecz zaraz po tym zdała sobie sprawę z tego, co właśnie uczyniła, cofając rękę zdumiona. Przycisnąwszy ją mocno do piersi, spojrzała po brzegi wypełnionymi niepokojem oczami na zbitą z tropu kobietę. Pod żadnym pozorem nie mogło mieć to szczęśliwego zakończenia. Danielle pomimo swojego ówczesnego znakomitego humoru, dawno go utraciła i w obecnie raczej nie posiadała szczególnej ochoty na zabawę z dziewczyną.
   - Nie będziesz stawiać oporów. To jest mój dom i panują w nim pewne zasady, więc jeśli zechcesz nagiąć kilka z nich, wiedz, że poniesiesz konsekwencję swoich wyborów. - warknęła, wymierzając Alex solidny cios w lewy policzek. Pod wpływem nieoczekiwanego uderzenia głowa brunetki gwałtownie odchyliła się na bok, zaś ona sama automatycznie osłoniła poszkodowany, obolały fragment ciała otwartą dłonią, tym samym chroniąc go przed kolejnym ciosem. Jej piękne, błyszczące tęczówki zaszły słonymi łzami, które w ekspresowym tempie spłynęły swobodnie w dół. Wyrażały cały ból i smutek, jakiego ta biedna dziewczyna doświadczała niemal codziennie, jednak nie potrafiły wymazać wspomnień przypominających o przykrych doznaniach.
      Alex była najzwyczajniej w świecie przerażona wybuchem gniewu kobiety i w tamtym momencie nie umiała racjonalnie myśleć. Zdrowy rozsądek jakby ni stąd ni zowąd wyparował, pozostawiając podjęcie decyzji spontanicznemu działaniu.
      W ułamku sekundy dziewczyna wstała z łóżka, jedynie w samej króciutkiej koszuli nocnej chwytając z nadzieją złotą, ozdobną klamkę drzwi, które jak na złość nie paliły się do tego, aby utorować jej przejście. I wcale nie było to winą starych, przerdzewiałych zawiasów, ani przeciągu wytworzonego przez uchylone okno. To Danielle z kolosalnym, zwycięskim uśmiechem przyklejonym w miejsce ust stała przy wejściu, równocześnie opierając się o nie plecami.
      Już nie istniała inna droga ucieczki. Była skazana na gwarantowaną porażkę od samego początku aż do teraz. Ostatnim, stałym czynnikiem podtrzymującym tą malutką, powoli gasnącą iskierkę nadziei w jej sercu były te drzwi. Ale teraz... to koniec...
________________________

      Jeśli chcecie, to mogę wrzucić tutaj kilka moich nowych rysunków, ale to napiszcie w komentarzach ;)

2 komentarze:

  1. Jak ja się cieszę, że wróciłaś! <3
    Serio. Ja Cię podziwiam, nie miałabym tyle motywacji, co Ty - szacunek :3
    Bardzo mi się podobało wtrącenie Narratora. Osobiście kocham pisać i czytać narrację trzecioosobową, jednakże Frerardy głównie skupiają się na emocjach, co wręcz wymusza narrację pierwszoosobową. Ty zrobiłaś to w bardzo ciekawy sposób.
    Ogólnie ten rozdział (jak i cała Twoja twórczość) bardzo mi się podoba. Tyle do powiedzenia - 4 razy TAK . Dziękuję, do widzenia ;)
    AHA! Zapomniałabym :P

    Happy Saint Patrick' s Day! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielbię aroganckiego, chłodnego, sarkastycznego do granic możliwości Gerarda! Ocieka jadem, patrzy z góry, ze znudzeniem i ironią, już widzę ten jego uśmieszek albo kompletnie obojętny wyraz twarzy, który mówi o tym, jak bardzo ma wszystko gdzieś. Kocham takie postaci, kocham, gdy się tak zachowują. To jak pyszna, czerwona wisienka na mega smacznym torcie.
    I teraz się zastanawiam, co będzie dalej z Alex, co Sam i Gerard zrobią, czy ją podrzucą do Danielle, ukryją gdzieś? Powiadomią Danielle czy raczej nie? Chyba nie, ale cholera, z Tobą to nigdy nic nie wiadomo. Może Danielle będzie jej szukać i znajdzie ją z Gerardem i Samem? I się wścieknie? Albo jeszcze inaczej... Tyle pytań! Serio, będzie mnie to męczyło, mam nadzieję, że szybko się dowiem, co dalej:)
    Kocham Twoje opowiadania, naprawdę. Zawsze lubię tutaj wpadać, bo zawsze mogę polegać na tym, że uraczysz nas pierwszorzędną twórczością.
    Buziaki!
    I czekam na kolejny rozdział!
    xo
    a.

    OdpowiedzUsuń