piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 3

Hej wam :P Sorki, że tak późno dodaję, ale przed chwilą skończyłam pisać xD Starałam się jak mogłam, żeby wyrobić się jeszcze na piątek, ale jak widać nie udało się... Hah, no dobra. Zapraszam do czytania i komentowania. Next nie wiem za ile, ale na pewno w przeciągu tygodnia :P Dziękuje wam za te wszystkie, miłe komentarze, które podniosły mnie na duchu. Kocham was :* Czytajcie i komentujcie :D
P.S. Mam nadzieję, że nie ma za wiele błędów... xD
_____________________________________________________________________________

[Frank]

 

      Promienie słońca, wpadające przez okno zmusiły mnie do otworzenia oczu. Popołudniowe światło wlewało się przez duże okno, sprawiając, że mimowolnie uśmiechnąłem się na nadchodzący dzień. Nie miałem pojęcia ile przespałem. Chętnie poszedłbym gdzieś z Alanem. Dawno go nie widziałem i zdążyłem się już stęsknić. Ale moment...Zapomniałem o jednym, bardzo małym szczególiku. Mianowicie pewien psychopata, który uprowadził mnie i uwięził, zapewne popija kawkę w kuchni, czekając, aż się obudzę, by móc wyssać ze mnie krew. Krew? Dlaczego ja to powiedziałem? Owszem, wygląda jak naćpany, wygłodniały wampir, ale bez przesady. Chyba...Wtedy miałbym jeszcze więcej powodów do zmartwień, co nie wpłynęło by na mnie dobrze. Wiele rzeczy aktualnie zaprzątało moją głowę, lecz każda z nich była błahostką. Małe rzeczy, powodujące mętlik w umyśle. Poskładanie tego wszystkiego zajęłoby mi wieczność, a wiadomo, że tyle czasu mają tylko istoty mroku. I znowu wspomniałem o nich! Z czasem zaczynam uświadamiać sobie, że czytam za dużo komiksów i książek fantasy. Prawie całymi dniami przesiaduje w bibliotekach, przeglądając najnowsze magazyny i mangę. O książkach nie wspomnę. W moim pokoju znajduje się na nie specjalna, duża szafa, gdyż na półce się nie mieszczą. Przeczytałem je po kilka razy, a nadal mnie nie nudzą. Trudno wybrać moją ulubioną, bo każda ma swój niepowtarzalny urok i charakter. Wracając do owego porywacza. Zakładam, iż wyjście na dwór jest całkowicie przekreślone po wczorajszym "wypadku". Czyli jednak cały dzień przesiedzę w tym oto okropnym pomieszczeniu, nudząc się. Jeszcze gdybym miał tu swoją gitarę...Wtedy zamykajcie mnie gdzie chcecie, mam zajęcie. Próba ponownej ucieczki również nie wchodziła w grę. Głowa nadal bolała niemiłosiernie, w dodatku czułem jakieś zgrzyty w plecach i karku, jakby ktoś wbijał w nie tysiące igieł. Z tego, co pamiętam nic takiego mi się nie stało. Prócz upadku chyba jestem cały. "Chyba" to mocne słowo, nieprawdaż?
      Podniosłem się do pozycji siedzącej, łapiąc za skronie i delikatnie je masując. Już drugi raz z rzędu, wstając mam wrażenie, że to, co dzieje się wokół jest tylko złym snem. I niestety po raz kolejny okazuję się być prawdą. Tyle, że tym razem pamiętałem dokładnie wydarzenia sprzed godziny? Wczorajsze? Tydzień temu? Nie mam pojęcia ile przespałem, zwinięty w kłębek, jak jeżyk. Siedziałem na podłodze, raczej drzemałem na podłodze przez tyle czasu. A ja się dziwię, czemu moje łóżko jest takie twarde i dlaczego tak okropnie bolą mnie żebra i reszta ciała. Znajdowałem się w białym pomieszczeniu, tym samym, w którym zasypiałem. Mam stuprocentową pewność, że rycerz na białym rumaku jednak się nie pojawił, ratując swą damę z opresji. Niestety...Kiedy bardzo potrzebuję Alana, gdzieś ucieka, zostawiając mnie samego. Hm...Nawet, jeśli bym chciał, to nie potrafiłbym podać mu dokładnego położenia. Las, duży las, ale który. Wokół Belleville rozciąga się wiele dżungli, potocznie nazywanych zagajnikami. To znaczy tylko normalni ludzie używają tych nazw, bo ja i inny podobni wolimy bardziej wyróżniające się określenia. Tak, jak na swój wiek, a mam 18 lat, jestem trochę postrzelony, jakby z lekka uderzony przez jadącą ciężarówkę. Wypadku jako dziecko nie miałem, więc pozostaje kwestia genów. Ani ojciec, ani matka nie zachowywali się, jak ja...Czy ja o czymś nie wiem? Będę musiał przeprowadzić z nimi poważną rozmowę. Choć ostatnia z nich skończyła się źle dla mnie. Kiedy zapytałem, czy wiedzą, gdzie można kupić używki, wysłali mnie do psychologa, Przeszło im przez głowę zamknięcie mnie z dala od społeczeństwa, ale, teraz świętej pamięci, babcia potępiła ten pomysł. A ja tylko chciałem przeprowadzić wywiad na temat narkotyków, który został zadany do domu. Moje tłumaczenia na nic się nie zdały...
      Przecierając oczy, jak uroczy kotek, rozejrzałem się wokół. Wszystko było na swoim miejscu, prócz mnie. Wydaje mi się, że szanowne cztery litery Franka powinny znajdować się na łóżku, a nie koło niego, ale cóż...Ważne, że jeszcze żyje. Nagle mój wzrok zatrzymał się na jednym punkcie. Czerwone włosy, kaskadowo opadające na twarz mężczyzny przykuwały spojrzenie niczym magnez. Szeroki uśmiech, malujący się na białej cerze, dodawał mu uroku, sprawiając, że nie wydawał się aż taki straszny. Kucał po prawej stronie, dokładnie mi się przyglądając. Jego tęczówki, idealnie zielonkawe, skierowane wprost na mnie. Przy nim musiałem wyglądać jak śmieć. Z potarganymi włosami, brudny od błota i nierozbudzony do końca. Pragnąłem ukryć się gdzieś i wyjść do czasu, kiedy zrobię się na bóstwo. Chwila...Od kiedy przejmuje się swoim wyglądem w obecności innego chłopaka? Rozumiem, dla dziewczyn. Zawsze stroiłem się w najciaśniejsze rurki, mocny makijaż do tego i gotowe. Każda na mnie leciała, ale nie mężczyźni. Raz, jeden jedyny, przechodząc koło klubu dla gejów zaczepił mnie pewien koleś. Od razu potraktowałem go kopniakiem w krocze. Kto wie, gdzie to się pałętało...No, ale czerwonowłosy na takiego nie wyglądał. Bardziej spokojny student, mieszkający sobie na odludnej wyspie, gdzie nikt nigdy nie zagląda...Tak, to było z pewnością dziwne. O ile pamiętam spokojni studenci nie istnieją, przeważnie mają mnóstwo kumpli i nie tak czyste domy. Musi być coś innego, ale teraz nie mam ochoty się nad tym zastanawiać. Oparłem dłonie po obu swoich stronach, z trudem podciągając się do całkowitego pionu. Chcąc zrobić krok, potknąłem się o rozwiązane sznurówki moich conversów i runąłem w przód. Gdyby nie czerwonowłosy, pewnie zbierałbym zęby z jasnej podłogi, lub w ogóle składał kości. Tak niefortunnie się zdarzyło, że urodziłem się ślamazarą i nic tego nie zmieni. Nawet bym nie chciał, jeśli oznacza to wdychanie przecudnego zapachu osoby, która trzymała mnie w swoich silnych ramionach. Ale przecież nic nie trwa wiecznie i przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy ciepło, pochodzące od niego opuściło mnie. Znów stałem sam, opuszczony na środku beżowego dywaniku z miną zbitego pieska. Widząc, że nie wzbudzam w nim litości, poddałem się. Rzuciłem swoim bezwładnym ciałem na łóżko, rozkładając wygodnie.
-Ile czasu spałem?-zapytałem z rezygnacją.
-Kilka godzin. Wstań.-rozkazał głosem nieprzyjmującym sprzeciwu. Zawarte w nim było jakieś ostrzeżenie, które natychmiast postawiło mnie z powrotem na nogi. Popatrzyłem na niego przerażony, jednak on nawet nie drgnął. Założył ręce na piersi, przyjmując lekceważącą postawę.-A teraz idź do łazienki i załatw, co potrzebujesz. Wszystko znajdziesz w szafie.-rzucił krótko. Posłusznie udałem się do pomieszczenia. Naprzeciw drzwi stała ogromna wanna w prysznicem, a obok mniejsza szafka. Myśl, że w końcu zmyje z siebie brud tego lasu była na prawdę pocieszająca. Nie czekając długo, nalałem gorącej wody i buteleczkę płynu do kąpieli, znalezioną w szafie, po czym zanurzyłem się w relaksującej pianie. Przymknąłem oczy, rozkoszując truskawkowym zapachem olejku, wmasowując go w swoje ciało. Odprężające drobinki pozwoliły rozluźnić mięśnie na moment, wprowadzając mnie w błogi stan zapomnienia. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak to jest być porwanym i przetrzymywanym gdzieś. Na filmach pokazane były ciasne klatki, w których mieściło się po kilkoro ludzi, umierających z wyczerpania. Jednak po głębokim namyśle stwierdziłem, że wcale nie jest tak źle. Mam własny pokój z osobną łazienką, czyli lepiej być nie może. Prócz mężczyzny, wyglądającego jakby miał mnie zaraz zabić nie ma tu nic niepokojącego. I piwnicy nie widziałem, a to jest dobry znak. Wcale nie czułem się jak więzień. Podobnie miałem we własnym domu. No może poza tymi dziwnymi akcjami, gdzie czerwonowłosy nie jest zbyt delikatny. Natomiast u mnie w komplecie do nowego telewizora dodali krzyczącą kobietę, którą nazwali moją matką. Nie odziedziczyłem po niej kompletnie nic, mimo to, kocham ją. Jedyną osobą, jaką tak szczerze kocham jest właśnie ona. Była przy mnie w najgorszych okresach mego dzieciństwa i okresu dojrzewania. Zawsze potrafiła doradzić w sprawach sercowych i różnych innych. Była troskliwa, wyrozumiała, nawet, jak coś zmalowałem, broniła mnie. Opowiadała mi bajki na dobranoc, których nie mogłem się doczekać. Co wieczór pakowałem się pod puszystą kołdrę, układając do snu. Wtedy przychodziła Linda, całując mnie w czoło na dobranoc i czytając książki. Wiele razy naginała fakty, co wspominamy do dzisiaj. Wychodziły z tego przeróżne, zabawne historie, a każdą z nich pamiętam, jakbym dopiero poznał ją wczoraj. Moja mama nie jest zwykłą mamą. To niesamowita kobieta, przechodząca przez wielkie męki tylko po to, żeby urodzić takiego idiotę jak ja. Mimo to byłem jej najukochańszym synkiem, co prawda jedynym, ale i tak...Dopiero po śmierci ojca wszystko się zmieniło. Linda wydawała się być przygaszona, smutna. Oczywiście, ja też płakałem dniami i nocami razem z nią, ale stan kobiety pogarszał się z minuty na minutę. Pomagałem jej jak mogłem, ograniczyłem weekendowe wypady ze znajomymi i byłem przy mojej matce. Sprzątałem, gotowałem, nie mając czasu dla siebie. Starałem się nie popaść w złe towarzystwo, czy nałogi, ponieważ wiedziałem, że to do końca zniszczyłoby naszą rodzinę. Wtedy zadawałem się z najgorszymi. Ludzie z mojej paczki nie zachowywali się jak ja. Kradli, pili, brali jakieś świństwa, namawiając mnie do tego. Zawsze odmawiałem, modląc, żeby mnie przez to nie przekreślili. Dzięki nim w szkole przestali się mnie czepiać, bić i poniżać. Towarzystwo, w które się wkręciłem nie było odpowiednie dla mnie. Po pewnym czasie stawałem się taki, jak oni. Nic mnie nie obchodziło, wpadłem w to samo gówno. Ale wtedy poznałem Alana, który zajmował się mną równie dobrze jak mama. Po kilku miesiącach walki z nałogiem mogłem śmiało powiedzieć, że wrócił stary Frank. Moje życie znowu nabrało sensu i barw, dzięki niemu. Teraz jest moim najlepszym przyjacielem, ale nie wie, jak bardzo jestem mu wdzięczny. Przez chwilę pomyślałem, co by było, gdybym zasnął w tej wannie i się przypadkowo utopił. Nie zależy mi już na dalszym egzystowaniu i tak stąd nie wyjdę żywy. To trochę oklepany sposób, jak podcięcie sobie żył. Nie...Jeszcze nie teraz.
      Sięgnąłem po ręcznik, wiszący nieopodal i wychodząc z wanny, owinąłem się nim w pasie. Podszedłem do dużego lustra, dokładnie się sobie przyglądając. Pod okiem widniał mało widoczny siniak, pewnie po wczorajszej bójce. Podsuszyłem włosy drugim ręcznikiem i zacząłem dokładnie rozczesywać kołtuny. Miałem ochotę rozwalić tę szczotkę i wszystko, co stanie mi na drodze. Większego bólu nie czułem chyba jeszcze nigdy...Jasne, nie przejmuje się, że zostałem porwany. No bo najgorsze jest rozczesanie moich za długich włosów. Już dawno miałem udać się do fryzjera, jednak stwierdziłem, że jeszcze jest czas. Taki kit wcisnąłem tylko matce, bo nigdy nie pozwoliłbym komuś obcemu dotknąć moich włosów, w innym przypadku ręce ma ucięte. Miałem totalnego bzika na punkcie moich ciemnobrązowych, pięknych kudłów.
      Kończąc podkreśleniem oczu czarną kredką wyszedłem z łazienki, gdzie czekał na mnie mężczyzna. A jakże by inaczej. Musiał pilnować, abym się nie zabił.Wzrok natarczywie wlepiał w moje podbrzusze, na co spłonąłem wielkim rumieńcem. Nim powiedziałem coś głupiego, zorientowałem się, że widnieje tam tatuaż. Dwie jaskółki oraz napis "Search and Destroy". Zrobiłem go rok temu i muszę przyznać, że prezentował się świetnie. Ale nie o wygląd tu chodziło. Jaskółki miały symbolizować wolność, skończenie z nałogiem. Z tej właśnie okazji postanowiłem mieć tatuaż. Miał dla mnie wielkie znaczenie i codziennie przypominał mi, po co tak właściwie tu jestem. W pewnym sensie odnosił się również do Alana, jako mojego dobrego kumpla. Szybko podciągnąłem ręcznik trochę wyżej, odwracając speszony wzrok.
-Ubierz się i zejdź za dół.-powiedział, szybkim krokiem podchodząc w moją stronę. Odruchowo cofnąłem się o krok, zasłaniając się rękami. Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna przeszedł koło mnie, lekko muskając odkryte biodro. Zadrżałem pod wpływem tego dotyku. Dłonie, chociaż zimne, były nadzwyczaj delikatne. Zalała mnie fala gorąca, co pewnie uwydatniło się na policzkach. Widziałem w myślach, jak czerwony burak powoli wstępuje na moje policzki. Zawstydzony spuściłem głowę na dół, podchodząc w stronę ubrań. Kiedy upewniłem się, że czerwonowłosy wyszedł z pokoju, zrzuciłem ręcznik. Ciuchy, chociaż ładne, na pewno nie należały do mnie. Trafione idealnie w mój gust. Czarna koszulka z czaszką w płomieniach oraz obcisłe rurki, tego samego koloru, plus moje trampki. Z chęcią założyłem przygotowaną mi odzież, po czym zbiegłem na dół. Wyglądałem, a przede wszystkim czułem się dobrze. Może ta krótka drzemka wpłynęła na moje samopoczucie, a może fakt, że nie uważam, że jest mi tu jakoś źle. Wręcz przeciwnie. Jestem dobrze traktowany, nie jak przeciętny więzień. Nie byłem ani razu zmuszony do jakiejś ciężkiej, niewolniczej pracy, lub podobnych rzeczy. Jak już wspomniałem, prawie jak w domu. No i w dodatku z tym seksow...Nie! Chwila! Frank, opanuj się. Nie wolno ci tak o nim myśleć. Co z tego, że mi się podoba? To chyba normalne przy mojej orientacji...A wręcz przeciwnie, nie wygląda jak jakiś czarny charakter, który tylko czeka, by mnie zabić. Kiedy patrzę w jego zielone tęczówki, a rzadko się to zdarza, widzę jakiś  blask..Mały płomyk świecącej się iskierki, sprawiającej, że na moje usta wpływa uśmiech. Wiem, że może za wcześnie, by mówić o takim czymś, gdyż znam go dopiero dwa dni, z czego połowy nie pamiętam, ale...On ma w sobie magnez, który mnie do niego przyciąga. Prawda, bałem się niektórych gwałtownych ruchów, zwłaszcza po tym, co zrobił ostatnio, lecz tym razem się zawahał. Głupi by się domyślił, że idąc wprost na mnie z miną mordercy, pewnie chciał mi coś zrobić, ale powstrzymał się, wskutek czego, tylko mnie delikatnie dotknął. Nie wyczułem przy tym żadnych emocji...Po prostu przypadek, a dla mnie...Nie, z pewnością nie znaczyło nic więcej.
      Wyszedłem z pokoju, kierując kroki do salonu, gdzie pewnie przesiadywał mężczyzna. I nie myliłem się. Siedział na kanapie, wpatrując w ścianę zaraz obok mnie. Nie byłem pewien, czy mam podejść, czy stać jak kołek, gapiąc się, póki nie wskazał gestem ręki fotela naprzeciw niego. Małymi kroczkami zbliżałem się do wyznaczonego miejsca, aż w końcu dotarłem na strefę mego, jak się domyślałem, skazania. Mimo, iż bardzo chciałem z nim porozmawiać, wizja horroru nie dawała mi spokoju. Wyobrażałem sobie siebie i tego psychopatę w jednym, obszernym pomieszczeniu. Siedzieliśmy, lustrując nawzajem wzrokiem, kiedy nagle czerwonowłosy pochylił się nade mną. Szepnął kilka niewyraźnych słów, pod których wpływem całkowicie się rozpłynąłem. Przybliżałem się, chcąc być jak najbliżej niego i wydaję mi się, że chciał tego samego. Nagle ostry ból przeszył moje ciało. Próbując łapać oddech, krztusiłem się własną krwią, a on bez jakichkolwiek zahamowań, wgryzał się w moją szyję. Nie wiem dlaczego myślałem tak często o wampirach i wyobrażałem sobie jego, jako jednego z nich. Taka moja psychiczna natura...Kontynuując: Upadłem na podłogę, powoli wykrwawiając...Na samą myśl wzdrygnąłem się. Może przesadzam, ale na prawdę mam takie obawy.
-Słuchasz mnie?!-warknął nieprzyjemnie, podnosząc z kanapy. Odparłem cichym mruknięciem, co nie uszło jego uwadze.-Pytałem, czy mnie słuchasz.-powiedział znów tym oschłym tonem. Chcąc nie chcąc, musiałem odpowiedzieć.
-Nie, przepraszam.-wbiłem wzrok w drewniany stoliczek, dokładnie studiując każdy szczegół, czy ryskę. Musiał pochodzić z bardzo starej epoki, gdyż zdobienia wydawały się być wyblakłe, starte. Kiedyś, dawno temu interesowałem się sztuką, więc bez problemu mogłem stwierdzić, że ów mebel pochodzi z epoki renesansu. Według mnie bardziej pasowałby piętro wyżej, gdzie reszta tych starych rupieci. No ale to już decyzja właściciela, którym, na nieszczęście, okazał się ten tutaj stojący pan. Zna się tylko na ubraniach i niczym innym. W ogóle, jak można połączyć zielone ściany z czerwoną lampą...?
-Gdzie są moje rzeczy?-zapytałem sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem. Na prawdę było mało osób, które wytrzymały by ze mną i moim charakterem dłużej niż kilka minut. Miałem nadzieję, że również i jego uda mi się wyprowadzić z niczym niezachwianej równowagi.
-Wyrzuciłem.-skoro je wyrzucił, to mogę się pożegnać z ulubioną bluzką...Ale chwila. Jak on mógł je dostać? Przecież ściągnąłem je dopiero w łazience...
-Kłamiesz.
-Czyżby?-wyszczerzył się do mnie przebiegle, ukazując rządek prostych, białych zębów, z wyjątkiem dwóch, znacznie dłuższych. Tak, zdecydowanie to wampir...Który znajdował się w pomieszczeniu, kiedy byłem całkiem nagi i powoli przysypiałem. To już podchodzi pod jakieś zboczenie! No tak, zapomniałem, że mordercy i porywacze zazwyczaj tacy są. Ale wiele się nie różnili od społeczności mojego liceum. Wieczne zboczuchy...Wszystko im się kojarzyło, a co drugie słowo dotyczyło seksu. Jak dzieci...Powiedziałem "co drugie słowo", gdyż te pierwsze skierowane były do mnie. Wyzwiska typu "ty pedale", albo "ej cioto" po jakimś czasie przestały robić na mnie większe wrażenie. Po prostu ich ignorowałem i dawali mi święty spokój. Do zakończenia lekcji, oczywiście. Potem było tylko gorzej...Do dziś mam pamiątki po tym, jak zabawiali się nożem...Na mnie. Po prawej stronie, na żebrach, widnieje duża szrama długości około dwudziestu centymetrów i inne podobne. Ten niefortunny incydent spowodował zawszenie trzech osób, które rzekomo się nade mną znęcały. Nie zaprzeczę, ale uważam, że miesiąc to zbyt łagodna kara...W tym czasie miałem od nich spokój. Wiodłem dalej swoje marne życie, póki nie wrócili do szkoły i historia zatoczyła koło...
      Odskoczyłem, a raczej próbowałem to zrobić, co uniemożliwiało mi oparcie fotela, kiedy nagle twarz mężczyzny znalazła się blisko mojej. Po raz drugi w dzisiejszym dniu znajdował się krok aż za blisko. Naprawdę, gdyby się cofnął, poczułbym się lepiej. Czułem na sobie jego gorący oddech. Mimowolnie zamknąłem oczy, wiedząc, że uporczywie wpatruje się we mnie. Miałem nadzieję, że zaraz sobie pójdzie, ale bądź co bądź, to jego dom.
-Mógłbyś się przesunąć?-zapytałem zuchwale, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Przerażenie ogarnęło mnie całego, gdy nasze klatki piersiowe przycisnęły się do siebie. Czekałem na jego ruch, bałem, co może mi zrobić. Jednak tylko przemówił ciężkim głosem.
-Posłuchaj, młody...Nie będę tolerował takiego czegoś, nie będę robił za twoją niańkę i, przede wszystkim, nie będę cie słuchał. Wprowadzamy moje zasady i to ich się trzymamy. Od teraz radzisz sobie sam. Sprzątasz po sobie, gotujesz dla siebie, ubierasz się i takie tam...Zrozumiano?-z cichym piskiem pokiwałem twierdząco głową.-Dobrze. A teraz wybacz, ale muszę gdzieś wyjść, a samego cię nie zostawię, więc...-szarpnął mnie gwałtownie za ramię, ciągnąc w kierunku żelaznych drzwi, nieznanego pochodzenia. Otworzył je z hukiem i wepchnął do środka. Gdyby nie jego mocna ręka, której w ostatniej chwili się przytrzymałem, niechybnie spadłbym ze stromych schodów, rozwalając głowę lub łamiąc kark. Normalny człowiek nie zareagowałby tak szybko i to mnie najbardziej martwiło.
-Jesteś wampirem, czy co...?-spytałem, śmiejąc się pod nosem. I tak nie miałem już nic do stracenia. Niech robi ze mną co chcę. Życie w Belleville nie było jakieś wspaniałe. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie Alan, zabiłbym się przy pierwszej lepszej okazji. Moje nieudane próby samobójcze na zawsze pozostawią ślad na psychice, lecz na pewno nie będę chciał do tego wrócić. Boli, tak strasznie boli, ale to ten ból pomaga złagodzić nerwy. Właśnie on sprawia, że przestaje się trząść i płakać, on sprawia, że umieram. Odchodzę z tego świata, zostawiając po sobie tylko zakurzone wspomnienia. Tak naprawdę nie miałem dla kogo żyć, bo straciłem to już dawno, więc mi nie zależy...
-Jaki dociekliwy...I wkurzający.-zazgrzytał zębami.-Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to tak, jestem wampirem.-zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mężczyzna zatrzasnął z siła drzwi. Zostałem sam, pogrążony w ciemnościach, bijąc się z własnymi myślami. Jak...? Żartował, to pewne...Musiał...Ale biorąc pod uwagę wszystkie zdolności, jakie posiadał...Ah, świetnie. Czyli raz, jedyny raz miałem rację, co do czegoś. Nie, nie cieszyłem się, że jestem uwięziony w jednym domu z psychopatą, tylko dlatego, że zgadłem. Odkąd pamiętam pech prześladował mnie nawet w jakiś głupich grach, ale teraz...Teraz jestem przerażony. I zagubiony...Potrzebuję się do czegoś przytulić...Najlepiej do Alana...Ja chcę do domu...Uśmiech momentalnie zniknął mi z twarzy, ustępując miejsca grymasowi, w którym mieściło się wiele uczuć. Tych negatywnych...
      Zszedłem na dół, po omacku chwytając się czegokolwiek, byle by nie spaść. Kiedy w końcu dotarłem na sam dół, opierając plecami o lodowatą ścianę, poczułem wilgoć. Okropną wilgoć, smród zdechłych szczurów i...Usłyszałem ciche warknięcie, nasilające się z sekundy na sekundę. Było coraz bliżej mnie. Miałem wrażenie, jakby coś, wydające z siebie dźwięki, znajdowało się tuż obok. Wysuwając drżącą rękę do przodu, natrafiłem na coś miękkiego i włochatego. Zaraz potem przeszywający ból sprawił, że ugięły się pode mną kolana. Z głośnym jękiem upadłem na mokry beton, stanowiący podłoże. Cały czas trzymając, prawdopodobnie, krwawiącą dłoń, zwinąłem się w kłębek, próbując uchronić przed tym czymś. W ostatniej sekundzie nim straciłem świadomość, przed oczami mignęły mi tylko wielkie, czerwone ślepia.

5 komentarzy:

  1. Wybacz, że cie teraz skrytykuje kochanie! <3

    ,,aż w końcu dotarłem na strefę mego, jak się domyślałam, skazania''

    wiesz co w tym jest? nie tak?... pewnie zauważysz <3 zmieniłbym ci to, ale może to jest specjalnie tak napisane? haha :*

    Dawid

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co najbardziej lubię w stylu twojego pisania? To, że przeplatasz elementy powagi z elementami humoru. Zabawiasz się tą zależnością i bezwstydnie balansujesz na granicy dopuszczalnego żartu w momentach niezwykle poważnych. To właśnie kocham najbardziej :D

    Włochatego? Czyżby Gerard trzymał w piwnicy wilkołaczka? Takiego tyciego? Albo jakiegoś więźnia, który się z lekka zapuścił? XD No i w ogóle ten nasz wampirek to patrzy nie tam, gdzie powinien :D A tak swoją drogą to czytając o tym, jak Gee wgryza się w szyję Franka to nie ogarnęłam na początku i coś mi się zjebało w głowie, bo myślałam, że to było rzeczywiście XD

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, świetnie to napisałaś, bardzo mi się podoba *_________________________* W dodatku coraz bardziej wciągam się w to opowiadanie, o ile to jeszcze możliwe XD Ale to dobrze, więc nie masz się czym przejmować :D Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Też przez chwilę nie ogarnęłam co i jak. Ale potem już wszystko rozumiałam. :D bardzo lubię Twój styl i opisy i tak jak wspomiałam ten frerard to jedyne co czytam z tego gatunku. :) ale mam tylko jedno takie... No nie wiem-zwątpienie? Nie umiem wczuć się we Franka, bo jest w domu wampira, został porwany a w sumie zachowuje się jakby było ok. Mam nadzieję, że dalej to jakoś rozwiążesz.
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń