wtorek, 13 sierpnia 2013

Like a gun in hand 10

No dobra, macie wcześniej ostatnią xD Zaznaczam, że do końca sierpnia biorę wolne xD Informacje dotyczące dalszego pisania będą aktualizowane na bieżąco z boku w zakładce "INFO". Well, dziękuję, że wytrzymaliście z tym tyle czasu. Chciałabym was prosić o opinię co ogólnie sądzicie o tym Long-Story xD
Mam nadzieję, że następnego opo (w tym moich wampirków) nie zjebię aż tak bardzo... :/ 

Endżoj!

Aż wstyd komukolwiek to dedykować :(
________________________________

[Frank]




      Duża ilość soczystej zieleni, należącej do pobliskich lasów leniwie mijała za lekko przyciemnioną, małą szybą dość przestronnego auta, odbijając swoją intensywną, radosną barwę w moich oczach, zwróconym właśnie ku nieprzeniknionym, bujnym gęstwinom. Przy każdym silniejszym podmuchu wiatru kilka drobnych listków, wcześniej współtworzących pokaźną koronę drzewa, mimowolnie odrywało się od pozostałych, z wielką gracją szybując w powietrzu. Małe, czarne plamki nieznanego pochodzenia umieszczone na ich powierzchni wcale nie sprawiały, że traciły one swój niepowtarzalny urok, a wręcz przeciwnie. Owy dodatkowy kolor nadawał im wyłącznie pewnego rodzaju tajemniczości oraz odrobiny magii. Frunąc tak leciutko, niczym białe, szlachetne łabędzie, następnie powoli opadały na maskę i zewnętrzną stronę przedniej części pojazdu, jednak ogromna prędkość, a jaką Gerard prowadził auto skutecznie usuwała je z pola widzenia, tym samym odsłaniając widok na prostą, pustą drogę. Parę kropel deszczu pewien czas temu zdążyło ponownie spaść z góry na ziemię, zraszając upragnionym deszczem łaknące wody rośliny razem z niezadowolonymi mieszkańcami miasta, aczkolwiek wraz z czarnowłosym mężczyzną byliśmy już wtedy w trasie, zwinnie mijając się z ulewą. Na całe szczęście.
      Siedziałem na miękkim, wygodnym miejscu pasażera, tuż obok kierowcy. Duży fotel był obity szarą, lekko chropowatą w dotyku tapicerką, jednak jego wnętrze zapewne skrywało w sobie niezwykle puszystą piankę dla wygody delikatnych czterech liter wybrednych osób. Osobiście zadowoliłbym się zwyczajnym samochodem osobowym, nie zawierającym jakiegoś przesadnego, zbytecznego luksusu, aniżeli to cudeńko, aczkolwiek Gerard z pewnością nie posiadał takiego rodzaju pojazdu. Przecież dla Jozette w najgorszym wypadku choćby najzwyklejsza przejażdżka mało wartym, zwyczajnym oraz niedogodnym autem stanowiłaby kompletne poniżenie dla jej szlachetnego pochodzenia, czy wrodzonej, naturalnej subtelności. No jasne... Ta kobieta z całą pewnością była źródłem wszelkich cnót i perfekcji.
      To takie dziwne... kiedy człowiek czuje sporą niechęć do kogoś, kogo jeszcze nigdy w życiu nie zobaczył na oczy, a już po pierwszym spotkaniu gorąco pragnie, aby było ono jedynym i ostatnim.
      Z trudem zdołałem powstrzymać głośne prychnięcie na samo wspomnienie o znienawidzonej osobie. Wolałem  wcześniej uniknąć aż nazbyt uciążliwych pytań mężczyzny, zasiadającego w dość niedalekiej odległości ode mnie, niźli potem starać się wyplątać z niezręcznej sytuacji poprzez liczne kłamstwa. Stuprocentowa pewność, że zielonooki drążyłby temat nawet przez kilka godzin, jeśli byłby to konieczne, zamęczał dochodzeniami w sprawie mojego nadzwyczajnie podłego nastroju, skutecznie odciągnęła mnie od dalszych rozmyślań na temat tych nieprzyjemnych chwil.
      Głowę po kilku minutach w wyniku znużenia oparłem o zimną nawierzchnię szklanej szyby, dzięki czemu przyjemny chłód wpłynął do każdej kończyny ciała tak szybko i gwałtownie, jakbym nagle został oblany wiadrem zimnej wody. Komórki nerwowe raptownie skuła potężna warstwa lodu, uniemożliwiająca mi oderwanie czoła od okna. Rozkoszując tym przyjemnym uczuciem, uważnie słuchałem piosenki... Pewnego rytmu, jaki stopniowo wystukiwały drobne krople deszczu, zawzięcie dudniąc o krwistoczerwonej barwy dach. Melodia, jakby znana po paru sekundach odcisnęła wyraźne piętno gdzieś w moim wnętrzu, nieustannie powtarzając wciąż te same dźwięki. Przez dłuższy czas próbowałem dobrać do nich odpowiednie słowa, wyrazy, które jakoś pokrywały by się z ciągiem nieznanego, acz jednak znajomego brzmienia, niemniej całkowita rezygnacja przejęła kontrolę. W świetle tych wszystkich rzeczy, jakie robiliśmy z Gerardem ostatniej nocy, byłem dogłębnie zdziwiony, że też interesowała mnie jakaś zwykła, głupia ulewa, niż dokładne przemyślenie zdarzenia właśnie z przed kilkunastu godzin.
      Ciepło... Parząca temperatura jego niemożliwie rozgrzanego ciała, zaraz obok...
      Dłonie... duże i nader aksamitne, ślepo błądzące po moim zupełnie nagim ciele.
      Głos... Ciepły, przyjazny, uspokajający. Odbijał się huczącym echem od cienkich, jasnych ścian.
      Łóżko... ogromne, niezwykle miękkie. To właśnie na nim są obecne wszystkie dowody, dotyczące tego małego incydentu. A może to jednak nie był pojedynczy epizod, mający miejsce tylko jeden jedyny raz? Tak, prawdopodobnie to coś znacznie większego i poważniejszego.
      Każda rzecz wokół nas... niewielka nocna lampka, drewniany stoliczek, pomarańczowe, bądź ciemnożółte mury, wszelkie kolorowe obrazy, zielonkawy fotel, biurko, roztrzaskany na kilka małych kawałków telefon, a nawet pieprzone okno i zwiewne białe firanki widziały to. Były świadkami wczorajszych wydarzeń, natomiast ślady istnieją. Są zupełnie realne, jednoznaczne. Bardzo pomięta, splamiona lepkim płynem pościel, zwinięte w ciasny kłębek i rzucone w kąt ubrania oraz porozrzucane przedmioty tylko potwierdzały fakt, który miał pozostać wyłącznie naszą słodką tajemnicą.
      Uprawiałem z nim seks. Z mężczyzną. Z nauczycielem liceum, do którego uczęszczam już spory kawałek czasu. Niemniej jednak czułem się z tą myślą zaskakująco dobrze. Nieważnym jest to, że jeśli jakimś cudem wszystko wyszłoby na jaw, ja niechybnie zostałbym zawieszony w prawach ucznia, bądź wyrzucony ze szkoły, a czarnowłosy zamknięty w najciemniejszej celi więzienia. Nienawistne, przepełnione pogardą oraz potępieniem spojrzenia, czy też obraźliwe komentarze mieszkańców miasta są mi zupełnie obojętne. Mój cel jest aż zanadto wyraźny. Pozostać przy nim. Pragnę móc codziennie oglądać jego idealną twarz, czuć te cudownie miękki wargi na swoich. Ukradkiem spoglądać na błyszczące tęczówki w świetle zachodzącego słońca. Po prostu chcę Gerarda.
      Ostre hamowanie wraz z głośnym, mrożącym krew w żyłach piskiem opon przeszyło powietrze, niczym strzała wystrzelona z nadmiernie napiętego łuku. Hałas słyszalny nawet w szczelnie zamkniętym wnętrzu samochodu z widocznym skutkiem wyrwał mnie z intensywnych rozmyślań, jednocześnie wprowadzając w stan głębokiego zdezorientowania. Tak nagłe i gwałtowne zatrzymanie pojazdu spowodowało, iż moja twarz zaliczyła bliższe spotkanie pierwszego stopnia z twardą powierzchnią bocznej szyby, na jakiej tymczasowo ułożyłem głowę. Przez drobne niedopatrzenie, lub raczej zagapienie się w zielone drzewa, jakby to właśnie one były najciekawszą rzeczą na całym świecie, teraz rozmasowywałem sobie prawą dłonią część policzka oraz obszar w okolicach oka, gdyż to właśnie ta strona najbardziej ucierpiała.
      W rzeczywistości, nieustannie patrząc na mijane gęstwiny, ukrycie liczyłem, że mój wzrok, zajęty czymś zupełnie innym, bez potrzeby nie powędruje na zielonookiego mężczyznę, wprowadzając niepotrzebny zamęt. Lecz obecnie postawiono dwie istotne opcje, a wybór którejkolwiek miał związek z jeszcze poważniejszymi konsekwencjami. Albo udawać, że nic wielkiego się nie stało, zupełnie ignorując nauczyciela, bądź w końcu zebrać postrzępione resztki odwagi, zwracając na niego nieco uwagi. W ostateczności dokonałem właściwego wyboru, tak myślę. Przynajmniej oddawał choć nikłe wrażenie najodpowiedniejszego.
      Wyjrzałem zza kaskady długich, lekko pozakręcanych przez wilgoć włosów, jakie falami opadały na moje oczy, uważnie śledząc każde, nawet najmniejsze drgnięcie czarnowłosego. I chociaż nie było ich zbyt wiele, od czasu do czasu wykonywał szybki ruch powiekami, lub coraz mocniej zaciskał długie palce na czarnej kierownicy. Z pola widzenia osoby trzeciej, zajmującej miejsce pasażera, uchwyt mógł wyglądać na bardzo mocny. Być może za mocny dla niewinnego koła sterowego, które zdawało się z wolna ulegać ogromnej sile, aby zaraz potem móc pęknąć na kilka sporych części.
      On również był bardzo zdenerwowany. Wiedziałem to już dawno bez użycia jakichkolwiek nadprzyrodzonych mocy. Gęsta cisza, wisząca między nami w powietrzu, wręcz krzyczała, raniąc narządy słuchowe. Nie zakłócone ani najdrobniejszym szmerem milczenie powoli wypalało dużą dziurę w umyśle, nie pozostawiając po sobie chociażby grama zdrowego rozsądku. Paląca potrzeba wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa była aż nadto wielka, aby ot tak po prostu ją zignorować, aczkolwiek oboje drżeliśmy na samą myśl o przerwaniu tej idealnej harmonii.
      Przez łagodne, wygładzone rysy twarzy oraz perfekcyjny spokój wymalowany na niej, niczym delikatnym pędzlem odnosiłem dziwne uczucie, jakby została ona wykuta w szlachetnym, niezwykle twardym kamieniu. Nie wyrażała nic... kompletnie nic, oprócz wyraźnego skupienia na mijanych białych paskach, widniejących na autostradzie. Różowe usta ściągnięte w wąską linijkę już od dobrej, niemiłosiernie długiej godziny pozostawały uparcie milczące. A ja tak bardzo chciałem, aby wypowiedziały choć malutkie słowo... Jednak od czasu straszliwego wyznania mężczyzna nie zdobył się na taką odwagę.

   - Frank, musimy stąd jak najszybciej uciekać. Nie mamy zbyt wiele czasu. Przepraszam... - przystopował na moment, aby spojrzeć jeszcze głębiej w moje oczy, choć i tak swoim przenikliwym wzrokiem przeszył moją dusze na wskroś. - Przepraszam, że tak długo zwlekałem. Że pozwoliłem cię w to wciągnąć. Nie możemy dłużej zostać w tym mieście, zrozumiałeś? Tylko teraz decyzja należy do ciebie... Czy chcesz zostać ze mną, czy zapomnieć?
      I już po chwili staliśmy przed drzwiami zawierającego swoisty urok domku czarnowłosego, w pośpiechu pakując wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy do samochodu. Tego samego, który przywiózł Jozette na miejsce naszego spotkania.

      Teraz pędzimy wcześniej wspomnianym czerwonym autem długą drogą... w nieznane.
      Zapewne zapytacie dlaczego wybrałem tak, a nie inaczej. Dlaczego postawiłem wszystko na coś, co nie posiada żadnej przyszłości, a przynajmniej nie aż tak kolorowej. Być może jestem bardzo dziwny (co zostało potwierdzone), albo najzwyczajniej głupi, jednak mam przeogromną, niepodważalną pewność, że pragnę być przy Gerardzie.
   Już zawsze...
__________________
To nareszcie jest koniec. Mam nieodparte wrażenie, że zmarnowałam pół roku mojego życia na coś, co nikomu się nie podoba (włącznie ze mną) :<

7 komentarzy:

  1. Cheryś, kochanie Ty moje <33333 Już na początku chciałam Cię bardzo, ale to bardzo przeprosić, że prawie wcale się nie odzywałam, ale chyba sama rozumiesz... Wyjazdy, brak wifi (w górach), niewygodnie mi się pisze komentarze przez telefon (morze)...


    Wcale, ale to wcale nie zmarnowałaś prawie pół roku życia, bo to jest takie w chuj zajebiste <3333 Kocham Cię za to i liczę niedługo na kolejny rozdział "And if THEY get me...", albo kolejne "Long-Story" XD

    xoxo Lack of Sleep

    OdpowiedzUsuń
  2. Po nadrobieniu dziewiątki, oraz przeczytaniu samego zakończenia stwierdzam, że to zakończenie szalenie mi się podoba :)
    To short/long story było świetnym pomysłem, teraz widzę ile czasu minęło i aż zatęskniłam za "And if they get me..."
    No i oczywiście urzekłaś mnie słowami (nawet nie wiem jak to powiedzieć...Ale twoje słowa, zdania, całe akapity wydają się płynąć przed oczami czytelnika) Uwielbiam to.

    Pozdrawiam cieplutko i czekam do września :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cherry... Mimo że tutaj był chyba tylko jeden jedyny dialog, a raczej wypowiedź samego Gerarda - to szalenie mi się to podobało! <3 Nie było to męczące, tylko idealne. Śmiem twierdzić, że to najlepsza część tego long- story (oczywiście moim zdaniem). Końcówka jak najbardziej ciekawa, bo pozostawia wiele do myślenia i porusza wyobraźnie czytelników. Jak potoczą się dalsze osy tych dwojga? Teraz każdy powinien wymyślić swoją wersję zakończenia, w myśli...
    Kocham Cię, Cherry i czekam na Twoje dalsze dzieła. Zatęskniłam za "And if they get me..., także PISZ KOLEJNY ROZDZIAŁ W TRYBIE NAŁ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cooo? To już koniec? ;__;
    Uważam, że ta część była... po prostu wspaniała <3 nie podejrzewałam, że Gee i Frank zamieszkają ze sobą, zaskoczyło mnie to (oczywiście pozytywnie). Poza tym świetnie opisałaś przemyślenia Franka, o ucieczce, o seksie z nauczycielem...
    No i końcówka. Moja niezaspokojona ciekawość i wyobraźnia szaleją, bo mam już tysiąc różnych zakończeń w głowie. Naprawdę, Cherry, rozdział bardzo Ci się udał. Jestem zachwycona <3
    I nie waż się mówić, że zmarnowałaś pół roku życia. Dobrze - short/long story ciągnęło się przez kilka miesięcy, ale jest niesamowite - szczególnie ostatnie części. Ale z niecierpliwością czekam na kolejną notkę z And if they get me, bo ciekawość mnie już zeżarła prawie całkowicie, pisz jak najszybciej! <3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię to long story, naprawdę lubię. Tyle że mam nieodparte wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Czegoś bardziej... No nie wiem, jak to określić, ale czegoś na pewno.
    Końcówka jest ładna. Fajnie, że pozostawiłaś zakończenie otwarte, dzięki czemu każdy może sobie dopowiedzieć resztę według własnego uznania. Przyjemnie się czytało tę część, a opisy nie były wcale męczące, raczej niejako wciągające.
    Mam nadzieję, że następnym swoim tekstem zaskoczysz nas wszystkich.

    xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, było dużo opisów, a moje oczy nadal są na miejscu, nie wypłynęły! toć to cud! serio, nie zmęczyły mnie, ani trochę. czyżby jakiś przełom?
    końcówka bardzo zajekurwabista, cieszę się, że Frank i Gerd postanowili razem uciec *nuci 'you can run away with me anytime you want'*. słodkie, i według mnie jak najbardziej na miejscu. Zgadzam się z suchanawfulfuck (zajebisty nick <3), czegoś mi tu brakuje, ale przymykam na to oko, bo całość prezentuje się całkiem nieźle.
    a teraz pytanie-klucz: skończysz teraz wampirki? błaaagam <3
    dobra, starczy pieprzenia o niczym. życzę duużo weny. pozdrawiam!
    xoxo
    cat-eater.blogspot.com zapraszam na coś nie frerardowego, ale równie gejowskiego ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Thalia znowu czyta w myślach, też natychmiast miałam ochotę nucić Summertime haha!
    Przez moment bałam się, że zginą obaj. Albo, co byłoby gorsze, tylko jeden z nich. Już tylko czekałam w napięciu na mrożącą krew w żyłach scenę tragicznej śmierci, dzięki Ci, że dałaś im przeżyć.
    Cóż mogę powiedzieć prócz tego, jak bardzo mi się podobało? Niesamowita fabuła, jeszcze się z taką nie spotkałam, a siedzę w tych frerardach długo i czytałam ich już tyle, że ciężko trafić na coś oryginalnego. Duży plus za to, że napisałaś coś innego, coś nowego, coś, czego jeszcze nie było.
    No i opisy! Ja akurat jestem wielką fanką opisów. Dialogi są super, jasne, ale opisy tworzą całość, całe tło, całą przeszłość. Kocham je czytać, nie wiem, czy o tym wspomniałam czy nie, więc na wszelki wypadek mówię.
    Pisz więcej! Nie zostawiaj nas, proszę.
    PS: Skomentowałam wszystkie rozdziały. Nie śmiej się zbytnio ze mnie.
    PS2: NIEZIEMSKIE.
    xo

    OdpowiedzUsuń