sobota, 9 marca 2013

Rozdział 13

Pytanie roku! "Czy to nie za wcześnie?!" Bo ponieważ iż...Kłócę się z Darsą (za kare masz wściekle różowy nick xD), czy nie za wcześnie na seks w 14 i...I proszę was o radę. Tak, wiem, że wszyscy kochamy porno, ale mi się wydaje, że to trochę za wcześnie xD No bo dopiero się poznali jakby i już? Że tak od razu? No dobra, ładnie błagam o odpowiedzi w komentarzach, a póki co endżojujcie nowym rozdziałem xD
    I przypominam:

SHOT NA BEAUTIFUL CHAOS!

Rozdział z dedykacją dla Misty Shadow. Mam nadzieję, że się spodoba ;)

_______________________________________________

[Frank]



      Szelest trawy oraz wyschniętych, małych roślinek pod stopami sprawiał wrażenie, jakby ogromny, długi wąż pełzł tuż za mną, tylko czekając na odpowiedni moment, by wbić swoje zęby nasączone śmiercionośnym jadem tuż w skórę nad kostką, wprowadzając do krwiobiegu truciznę i patrzeć, jak jego ofiara ginie w męczarniach, bądź urządzić z niej pożywny posiłek. Z każdym kolejnym zakrętem niemal wywracałem się na pobliskie drzewa, o dziwo, unikając spotkania pierwszego stopnia z twardą korą. Silny wiatr smagał policzki mocnymi uderzeniami raz za razem, jakby chciał ukarać sprawcę zamieszania na naruszenie naturalnej równowagi przyrody. Porażający chłód wnikał pod cienką koszulę narzuconą na ramiona, sprawiał, że jeszcze jakimś cudem pozostawałem przytomny, w pełni świadomy swoich niewiarygodnych poczynań. Księżyc już dawno schował się za gęstymi, kłębiastymi chmurami, jakie nie dawały żadnych oznak, by za moment z powrotem ustąpić miejsca mocnemu światłu wielkiej gwiazdy. Mimo, że kilka godzin temu nastąpiła noc, a spadające liście co pewien określony czas wplątywały się w długie włosy, zasłaniały i tak bardzo słabe pole widzenia, dokładnie wiedziałem, którędy biegnę. Nogi niosły mnie same z daleka od terenu, na którym zostałem narażony na poważne obrażenia, jak jeszcze nigdy dotąd. Miejsca domniemanej walki pomiędzy kilkoma wampirami, z czego jeden z nich był dla mnie niesamowicie ważny. Wręcz umierałem z niepokoju o Gerarda i możliwości związane z bitwą, ponieważ nic nie zwiastowało zwyczajnej pogawędki. Znowu z mojej winy wplątałem nas oboje w niemałe kłopoty, jakie być może nie zakończą się tak szczęśliwie jak poprzednio. Błagałem w duchu, żeby czerwonowłosy zdołał wyrwać się z łapsk tych okropnych potworów, a potem razem, tylko we dwójkę ucieklibyśmy daleko stąd od bandy wygłodniałych bestii. O ile przez wcześniej zaistniałą sytuacje mężczyzna będzie chciał nadal mnie znać. Pomimo, że kazał mi sam uciekać, wydał rozkaz i z pewnością nie przyjąłby sprzeciwu, nadal obwiniałem siebie. Potrafię przynosić zaledwie zmartwienia, stanowię jedynie problem dla każdego, kto ma najmniejszą styczność z kimś takim jak ja. Może również dlatego nie posiadam za wielu oddanych przyjaciół. Ci nieszczerzy wykorzystują człowieka ile tylko wolno, a potem zostawiają go podłamanego na środku całego bagna, jakie sami tworzą. Życia nikt nie otrzymuje na własność, lecz wszyscy do użytku. I właśnie to jest najgorsze...Ludzie używają dobra każdego, kto jest tak naiwny, żeby ulec wpływowi innych, co zazwyczaj kończyło się tragicznie. Cóż za ironia, że akurat wciągam w bardzo poważne tarapaty mężczyznę, który jednak znaczy dla mnie więcej, niż mógłbym pomyśleć... To po prostu był przypływ adrenaliny w żyłach, zwykły impuls, przez który zostawiłem drogą mi osobę i do tej nie mam pojęcia, co dokładnie dzieje się na tej polanie. Wątpliwości co do zdrowego rozsądku Gerarda przelatywały przez moją głowę niemalże cały czas, odkąd straciłem go z oczu. Bezpodstawny strach, ciągłe zamartwianie o bezpieczeństwo czerwonowłosego sprawiało, że nie potrafiłem dalej iść. Musiałem...Musiałem natychmiast dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku. Tak dla świętego spokoju...Wbrew swojemu wnętrzu, gdzie wszystko szalało w istnym chaosie, zewnętrznie ostatkami sił zbierałem resztę strzępek samokontroli. Niestety, jedynej jaka pozostała, gdyż z każdym następnym przeraźliwym wrzaskiem moje serce stawało w miejscu, niezdolne do dalszej pracy. Nieludzkie krzyki roznosiły się w powietrzu, dochodziły aż tutaj, roznosząc głośnych echem w odległe obszary. Raniły uszy, docierały do każdej komórki nerwowej, zadawały potężne ciosy, gorsze od fizycznych. Sprawiały, że moja psychika powoli nie dawała rady z natłokiem przerażających odgłosów i po prostu miałem ochotę zamknąć się w sobie, popaść w depresję, wszystko, byle już nigdy więcej nie słyszeć żadnego z nich. Jednak bardziej koszmarne było to, że po kilku minutach wszystko ustało. Najmniejszy szmer zostawał pochłaniany przez ogromne korony drzew, gęste zarośla. Znów zapanowała nieprzenikniona cisza. Słaby wiatr, porywający zeschnięte liście szemrał bezszelestnie, prześlizgiwał przez nagie gałęzie, zwyczajnie ze mną pogrywał. Świsty, jakie przy okazji wydawał wywoływały dziwne przeczucie, jakby ktoś biegł tuż za mną.
         Niemal natychmiast odwróciłem gwałtownie głowę wraz z resztą tułowia, zawracając w kierunku z jakiego przed sekundą pędziłem jak szalony. Stanąłem pewnie na nogach, gotowy na wszelkie ruchy, jakie musiałbym wykonać, by zachować bezpieczeństwo oraz całe, nieuszkodzone ciało. Uniki, obrona może nie były najmocniejszą stroną, lecz podejrzewam, że do ucieczki moje umiejętności nadawały się w sam raz. Mimo wielkiego strachu, jaki wypełnił każdą kończynę, uniemożliwiając dalsze działania, starałem zachować spokój. Prawdopodobnie to było aktualnie lepszym rozwiązaniem, niż dalsze brnięcie w niewiadomą stronę, gdzie nie mogłem spodziewać się niczyjej pomocy. Wampiry nie słynęły z wyjątkowej gościnności, czyli na wsparcie młodzieńca w trudnej sytuacji szanse przedstawiano niżej, niż ustawa przewiduje. Przyjacielskiej dłoni mógł udzielić mi tylko Alan, który akurat z pewnością zapijał smutki po stracie przyjaciela. Także w promieniu kilku kilometrów mogłem liczyć tylko na swój spryt i inteligencję...Coś czuję, że raczej nie wyjdę z tego bez obrażeń.
      Wytężyłem wzrok, widząc zarysy potężnej postaci, czyhającej w ciemnościach, lecz zaraz potem owy obraz zniknął. Jeszcze kątem oka dostrzegłem czerwoną plamę, obawiając, że zdarzyło się najgorsze. Przecież on...Nie mógł...Prawda? Gerard dałby radę, gdyby rzeczywiście musiał walczyć...Tak, mężczyzna zgrywał nadzwyczajnie pewnego, kierując te wszystkie prowokujące słowa w kierunku dwójki wampirów. W sumie oni też wyglądali niczego sobie. Mięśnie uwidoczniały się nawet pod kurtkami, co prawda cienkimi, ale jednak. I te niebezpieczne, groźne miny, nie zwiastujące nic dobrego...Zielonooki nie jest na tyle głupi, by wpaść w jeszcze większe kłopoty. Gdyby chciał, ucieklibyśmy stąd jak najszybciej można. Ale gdyby wygrał nie musiałbym być tutaj teraz sam, racja? W grobowych ciemnościach...Z przerażeniem widocznym na twarzy, drżących dłoniach...
      Po chwili z powrotem okolicę zalał mrok, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą, wypuszczając powietrze od krótkiej chwili zalegające w płucach przez wstrzymywanie oddechu. Jednak przejściowe uspokojenie zawierało odrobinę niepewności, dlatego postanowiłem zachować czujność. Szczególne ze względu na to, że już nic nie było takie same, jak wcześniej. Drzewa, jakby ścisnęły się ze sobą, tworząc barierę nie do przebycia, a śmiałkowi, który odważy się przejść przez gęste konary ciernie rozerwą skórę, gałęzie przebiją klatkę piersiową, z kolei mężczyzna polegnie w chwale, lub bez niej. Powietrze przesycone jesiennym chłodem, lecz zarazem i ciepłem, bijącym od mojego rozgrzanego, a raczej spoconego długim biegiem, ciała. Wszelkie podmuchy wiatru oraz pohukiwania sów, bądź innych nocnych ptaków umilkły, jakby obawiając nadchodzącego nieszczęścia. Doskonale przeczuwano nadciągnięcie potwora, zmory, odpowiedzialnej za senne koszmary. Jednak ja nie posiadałem tak wyczulonych zmysłów, jak niektóre zwierzęta, przez co często wpadałem w niemałe opresje. Moja intuicja do wykrywania problemów spadła poniżej zera, natomiast strach wzmocnij swoją pozycje, wstępując na pierwsze miejsce. Tutaj, gdzie owa mara mogła spokojnie zasłonić przeraźliwe oblicze pośród ciemności, z ukrycia obserwować gapiów, takich jak ja, ponieważ Gerard nie zaliczał się do grupy ludzi. Bezpieczeństwo szerokim łukiem omijało tę okolicę, dlatego też w ciągu kilku minut opustoszała ona w zupełności. Tylko mała, nieznaczna istota, stojąca pośrodku obszernej polany miała na tyle odwagi, czy też głupoty, żeby nie uciekać, gdzie pieprz rośnie. Właśnie skutkiem tego zapłaciła za własną bezmyślność.
      -Gera...-zaledwie jedno, niecałe słowo zdążyły wypowiedzieć moje usta, gdyż w tym samym momencie zostały zasłonięte dużą, zimną, acz delikatną dłonią, należącą do niewiadomego osobnika. Spostrzegawczość i szybka orientacja w niekorzystnej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdowałem pozwoliły mi na natychmiastową reakcję, choć może niekoniecznie poprawną. Silna ręka mężczyzny mocno obejmowała moje ramię od tyłu, uniemożliwiając działanie, a gdybym wykonał jeszcze gwałtowniejsze ruchy, niż dotychczas, bez wątpienia kość pękła by na pół. Dlatego kiedy poczułem niewyobrażalny ból w górnych częściach ręki, od razu zaprzestałem dalszych prób wyswobodzenia z łapsk potwora. Powoli godząc ze straszliwym losem, jaki spotkałem w środku ciemnego lasu strach wpłynął do wewnątrz mojego umysłu, dotknął długimi mackami tego najbardziej wyczulonego punktu, czyli serca, obrał jako ofiarę, skazując ją na wielogodzinną tułaczkę, a potem pewną śmierć. Wyłącznie wampiry urządzają spacerki o tak później porze w tak dalekich miejscach, więc było prawie pewne, że za niedługo zginę z rąk jakiegoś nieśmiertelnego. Zupełnie jak w najgorszym horrorze, filmie, gdzie wszystkie zdarzenia są kłamstwem, fikcją z jedną różnicą, że to działo się naprawdę.
      Postanowiłem wziąć przeciwnika z zaskoczenia, stosując powszechny chwyt z kopniakiem w krocze, zazwyczaj wykonywany przez płeć żeńską. Lecz teraz, gdy nie miałem żadnego wyjścia przecież mogę się trochę poniżyć, prawda? Nikt ważny nie patrzy, podejrzewam, iż krzaki są równie puste, co staniki nastolatek z liceum...
     Robiąc widowiskowy przewrót i omal na nowo kompromitując przed nieznajomym, napiąłem mięśnie, gotowy do walki wręcz. Tymczasem nie przewidziałem, że jakiekolwiek przygotowania pójdą na marne, ponieważ nie będę mógł wykonać najmniejszego ruchu, choćby powieką. W tej jednej sekundzie cały świat zatrzymał się na moment, wszystko zwolniło tępo, a ja bezkarnie patrzałem na niego, jak na najpiękniejszy obrazek.
-Gerard!-wykrzyknąłem pełen widocznego niedowierzania. Tak, w rzeczy samej czerwonowłosy stał przede mną z krwi i kości złożony i jak gdyby nigdy nic łagodny uśmiech zdobił jego kredową twarz.-Ty żyjesz?!-głupie pytanie, którego w ogóle nie powinienem zadawać, przez przypadek wypłynęło z moich warg, toteż natychmiast zakryłem je dłońmi. Miałem ogromną ochotę porządnie przyłożyć sobie za głupotę nie sięgającą granic, lecz zostałem błyskawicznie powstrzymany, lub raczej zduszony w mocnym objęciu.
-Nie, nie żyję.-odparł beznamiętnie, aczkolwiek gdy ujrzał nieme pytanie z mojej strony wyjaśnił dokładniej swoją odpowiedź.-Znaczy z fizycznego punktu widzenia nie żyję. Moje serce nie bije, nie oddycham, dlatego...-uciął, widząc, że nie jestem zbyt przychylnie nastawiony do tego typu 'inteligentnych' odpowiedzi i po raz kolejny zamknął mnie w żelaznym uścisku.-Tak się o ciebie martwiłem...-wyszeptał, opierając podbródek na moich włosach.-Oni mogli przyprowadzić jeszcze kogoś, a wtedy...Że też wcześniej nie pomyślałem! Wybacz, Frankie...Nic ci nie jest, prawda?-drobny rumieniec pokrył oba policzki, a ja miałem dług wdzięczności u Gee i nagłego impulsu, dzięki któremu mogłem spokojnie skryć czerwone plamy w jego ramionach i odczekać, póki całkowicie nie znikną. Z pozoru bezduszny zabójca był o kogoś zatroskany jeszcze w takiej banalnej sytuacji. Pierwszy raz usłyszałem takie peszące słowa z ust wampira. Na domiar wszystkiego ta pewność, bijąca od niego przysparzała dodatkowych wypieków. Na nieszczęście nieśmiałość, wada wrodzona, ukazywała w najgorszy sposób zażenowanie.
-Nie, nic...-jeszcze bardziej przylgnąłem do jego ciała, błąkając rękoma po plecach, okrytych skórzaną kurtką.-Właściwie co tam się wydarzyło? Ja myślałem, że ty...-pragnąłem przedłużyć moment naszego ponownego rozstania. W tym celu wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi i z głębokim westchnieniem wchłonąłem cudowny zapach Gerarda.
-Czy ty naprawdę uważasz, że nie dałbym sobie rady z tymi amatorami? Mój mały głuptasek...-po raz kolejny dał mi możliwość cieszenia się wspaniałą barwą głosu, dzięki któremu mógłby zostać perfekcyjnym wokalistą, chociaż przez moment, póki nie umilkł, na powrót pogrążając okolicę we względnej ciszy.-Wracajmy do domu.-mimo wypowiedzianych słów, ani wydarzeń, jakie miały miejsce jeszcze kilka minut temu za nic w świecie nie chciałem opuszczać tej magicznej polany. Zawierała w sobie to coś, co przyciągało 'widzów' i kazało im tu zostać do znudzenia, więc ja także uległem jej niesamowitemu wpływowi. Wizja opuszczonego mieszkania, gdzie największą rozrywkę stanowiło zmywanie niewielkich ilości naczyń, lub oglądanie nudnego krajobrazu przez okno, nie kusiła zbytnio ofertą. Jak tania, jednokolorowa reklama, wciskająca nieprawdziwe fakty. W sumie przez poprzednie dni okropna nuda zawitała dookoła mnie, zostawiając po sobie ślad w postaci wiecznie znudzonej miny, bądź innych oznak znużenia. Jeszcze nigdy nie byłem tak wyprany ze wszelkich emocji, jak do tej pory. Nieprzerwane rozmyślania, głowienie nad przeróżnymi sprawami schodziły na niczym, tylko zajmowały czas, którego miałem akurat pod dostatkiem. Jednak za sprawą całego zamieszania, niepoukładanych myśli i ciągłych rozterek stał nie kto inny, jak Gerard. Dokładnie osiem dni spędziłem na zadręczaniu się, wyciąganiu niesłusznych wniosków na temat zakazanej miłości do wampira. Wtedy oczywistym było, że ktoś taki jak on nigdy nie pokochałby zwykłego, śmiertelnego człowieka. Niemniej w życiu nie spotkało mnie nic dobrego, czyli szansa, iż czerwonowłosy odwzajemni uczucia, jakimi go darzę, stała się istotnie duża. Dawniej nie potrafiłem się nie uśmiechać. Wieczny wyszczerz to podstawa, aby sprawić dobre wrażenie w towarzystwie, nieświadomie zarażać innych własnym szczęściem. Entuzjazm na wykonywanie trudnych zadań nadchodził ot tak, w jednej sekundzie i z przyjemnością wykonywałem powierzone 'misje'. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, śmierć ojca przyniosła zarówno złe jak i dobre emocje. Dzięki zamknięciu się w sobie, potrafiłem pozbierać idee, odpowiednio zastanowić nad sposobem życia, rozważyć każde za i przeciw jakiegoś pomysłu. Umiałem doskonale dobierać słowa, dostawać dobre oceny w szkole, bystro zauważać szczegóły i niedociągnięcia, jednak przyszło mi za to słono zapłacić. Uśmiech raz na zawsze znikł z mojej twarzy i prawdopodobnie miał już nigdy się nie pojawić, podczas gdy spotkałem jego. Mogąc codziennie oglądać wręcz białe oblicze i intensywną zieleń tęczówek Gerarda, dostawałem gigantycznego zacieszu, przez co sprawiałem wrażenie rozbawionego. Odzyskałem dawną radość tylko za sprawą mężczyzny, w którym zakochałem się po uszy już od trzeciego wejrzenia.
-Zimno ci.-bardziej stwierdził, niż zapytał.-jego mina diametralnie straciła dawny blask, ustępując miejsca tej poważnej, jakby zamyślonej, acz wciąż świadomej otaczającego świata. To subtelne uniesienie kącików ust ku górze niemal przyprawiło mnie o natychmiastowy zawał serca, jakie natychmiast przestało dostarczać potrzebnej krwi do organizmu. Może faktycznie moja sylwetka lekko drżała, a kostki dłonie lekko posiniały, kiedy zaciskałem je na skrawku koszuli. Chłodny wiatr ustał pewien czas temu, jednak powietrze wciąż było przesycone pozostałościami niewielkiego mrozu, co spowodowało wystąpienie gęsiej skórki.
-N-nie, możemy iść.-powiedziałem, a głos nieznaczne zboczył ze swojej normalnej intonacji.-Chodź, jestem trochę zmęczony.-na dowód potwierdzający wcześniejsze słowa ziewnąłem przeciągle, mrużąc nieco powieki.
-Zaczekaj moment.-w jednej sekundzie kurtka Gerarda zsunęła się z jego ramion i niespodziewanie wylądowała na moich barkach. Tkanina po wewnętrznej stronie okrycia zawierała charakterystyczne ciepło, przechodzące przez cienki materiał koszuli i ogrzewające plecy. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł, tym razem błogi dreszcz, zwiastujący szybkie ogrzanie całego ciała. Wtem poczułem, jak przenikliwy jest jego zapach. Mieszanka leśnych roślin i ostrej wody kolońskiej idealnie pasowała do niezależnego mężczyzny, jakim był właśnie czerwonowłosy. Wtulając się mocniej w ubranie, miałem nadzieję, że nawet gdy już nie będę w posiadaniu tej kurtki, zatrzymam aromat na dłużej, by móc cieszyć się nim przez resztę nocy.
      W chwili, gdy jego delikatne wargi dotknęły mojego czoła, muskając je z wyraźną czułością, a dłonie zabłądziły aż na biodra, nie zdając sobie sprawy co mam zamiar uczynić, przylgnąłem do ust Gerarda. Aby udostępnić więcej miejsca, pola do popisu, stanąłem na palcach, mocno podtrzymywany przez zielonookiego. Zarzuciłem mu ręce na szyję, splatając je na krzyż i całkowicie zatraciłem w tej małej pieszczocie. Dla mnie znaczyła ona o wiele więcej, niż tylko zwykły pocałunek, ponieważ włożyłem w nią wszelką miłość, kierowaną wprost do czerwonowłosego oraz radość i pozostałe, dobre emocje. Tak bardzo pragnąłem, by on też dostrzegł coś znacznie głębszego. Może okazywanie własnych uczuć nie szło mi najlepiej, lecz przynajmniej teraz miałem pewność, że należę właśnie do niego.
      Prawie od razu to on przejął inicjatywę, wpychając mi język do buzi, co zostało przyjęte z rozkosznym jękiem aprobaty. Rozchyliłem zapraszająco wargi, a zaraz potem jego wilgotny język otarł się o mój, zapraszając do zmysłowego tańca, czemu towarzyszyły ciche mlaśnięcia. Z każdym połączeniem ust zaczynało brakować choćby odrobiny tlenu, toteż z wielką niechęcią odsunąłem mężczyznę na bok, sam biorąc częste wdechy.
-To wracamy, czy nie?

                                              ***
  
      -Kim tak właściwie jest Mikey?- wypaliłem, przyglądając się z zaciekawieniem mężczyźnie, niosącemu dwa kubki z gorącą czekoladą w rękach i nie parząc przy tym skóry. Istotnie, Gerard był niesamowity pod każdym względem i podziwiałem go za niemalże wszystko, prócz tej jednej jedynej kwestii, kiedy stawał w miejscu bez wyrazu z pustymi oczyma, jakby powracając do jakichś trudnych wydarzeń z przeszłości. Jego wzrok, podobnie jak w tym momencie, nie wyrażał nic. Pozbawione treści spojrzenie utrzymywał we wciąż tym samym punkcie, usta lekko rozchylił, niby chcąc coś powiedzieć, lecz nie potrafił wydusić słowa. O chłopaku przeczytałem z kartek, które wcześniej w przypływie adrenaliny schowałem pod puchaty dywan, a potem zdecydowałem na ponownie ukrycie ich w czeluściach niewielkiej szafki. Niemniej, gdy je podnosiłem, ze środka wyleciał spory plik złączonych grubym sznurkiem kartek. Jako że jestem zbyt zainteresowany cudzą przeszłością, pozwoliłem sobie przeczytać większość i...Od tamtego czasu ta sprawa nie daje mi spokoju.
      Naraz w pomieszczeniu zapadła dość niezręczna cisza, przerywana cichym tykaniem zegara. Wstrzymałem oddech w obawie przed nagłym wybuchem gniewu czerwonowłosego, aczkolwiek on tylko położył czerwone naczynia z parującą cieczą na szklanym stoliczku i zajął miejsce obok mnie. Dosłownie kilka minut temu wróciliśmy do wspaniałego domku w lesie. Nikt nie miał prawa włamać się tutaj, dlatego też każda rzecz leżała dokładnie na swoim dawnym miejscu. Mimo, iż ów mieszkanie przyprawiało o niemałą nudę, byłem jakoś dziwnie podekscytowany. Jeszcze przed powrotem pocałowałem go...Pocałowałem Gerarda z własnej woli, sam, bez pomocy, a ten fakt źle wpłynął na moją psychikę. Znowu zacząłem zadręczać się myślami, czy aby na pewno mężczyzna tego chciał i czy było to dla niego wystarczające, jak na zwykłego człowieka, nastolatka. Ale przecież jeszcze długo potem obejmował mnie w pasie, szepcząc, że już nigdy nie dopuści, abym był przestraszony, bądź skrzywdzony w jakikolwiek sposób. Z pewnością muszę zaliczyć pamiętny moment do najpiękniejszych chwil życia, uwiecznić go na papierze pamiętnika, jakiego aktualnie nie posiadam. Chciałem na zawsze zapamiętać to wydarzenie, które bez wątpienia zatrze mocny ślad w mojej pamięci. Zawładnęło mną wtedy bardzo miłe, sprawiające niemałą przyjemność uczucie, że na świecie jest ktoś, komuś jeszcze zależy na takiej sierocie. Widziałem w jego oczach czystą, nieskazitelną prawdę. Mam niepodważalną pewność, że Gee opowiedziałby mi całą swoją historię, gdybym zdecydował się ładnie poprosić, a nie zakopywać go pod stosem niewygodnych pytań. Właśnie teraz bardzo żałowałem wcześniej wypowiedzianych słów na temat Mikey'a, gdyż po postawie mężczyzny można łatwo wyciągnąć odpowiednie wnioski, że nie ma ochoty o tym rozmawiać.
-Posłuchaj Frankie...
-Nie musisz, jeśli to dla ciebie trudne, a wiem, że tak jest.
-Nie, czekaj. Chcesz wiedzieć o Mikey'u to ja ci o nim opowiem. Szczerość jest postawą...-posłał mi uwodzicielski uśmiech.-Mikey, a właściwie Michael James Way był moim bratem. Jak dzieci, szczególnie lubiliśmy różne zabawy, wygłupialiśmy się niemal cały dzień. Można by powiedzieć "rodzeństwo doskonałe". Jeden pomagał drugiemu w zadaniach domowych, w szkole, wtedy widziałem w nim jedyną podporę. Rodzice jakoś nie za bardzo lubili zajmować własnymi pociechami, toteż byliśmy zdani na swoją łaskę. Ale nie narzekałem...Wiedziałem, że mogłem z nim zrobić wszystko, pokonać najtrudniejsze przeszkody...Aż pewnej nocy Mikes tak po prostu zniknął. Z racji, że dzieliliśmy razem pokój potrafiłem wyraźnie poczuć, iż mały powoli opuszcza wspólne łóżko, a potem krzyczy. I zanim zdążyłem jakoś zareagować, jego już nie było. Otwarte okno, podmuchy zimnego wiatru i skrawek niebieskiej koszulki...Tylko to mi po nim pozostało, aczkolwiek do teraz staram się go odnaleźć.-mężczyzna wziął jeden, głęboki wdech, a potem spojrzał wprost w moje oczy. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęły z nich wypływać rzewne potoki  łez. Istotnie, ta historia jest aż nadto tragiczna, jak dla zwykłego dzieciaka, który stracił to, co najważniejsze, ale słuchając jej i kreując różne obrazy w umyśle...Nie potrafiłem powstrzymać gwałtownego płaczu, jaki nagle mną wstrząsnął. Będąc zbytnio wrażliwym na krzywdę innych chłopakiem życie nie prezentowało się jako zwyczajna sielanka. Brałem wszystko na poważnie, nawet najgłupsze żarty, beczałem jak dziewczyna z byle powodu, jednak nikt nigdy nie podał mi pomocnej dłoni, nie przytulił, ani nie pocieszył, niemniej teraz...
      Gerard objął mocno moje ramiona, przyciskając do swojej klatki piersiowej, którą natychmiast zacząłem moczyć słonymi kroplami. Zaciskając pięść na koszuli czerwonowłosego, nie umiałem powstrzymać potoku tych nieprzyjemnych wrażeń.
-Uspokój się, kochany...Wierzę, że go znajdę. W postaci wampira, lub wcale.-przeczesał palcami moje włosy, jeszcze silniej przyciskając do siebie.-Powinieneś odpocząć. To był długi dzień, nie sądzisz?
      I zanim zdążyłem odpowiedzieć, powieki z własnej woli opadły na dół, całkowicie przysłoniły pole widzenia, a po krótkiej chwili sen przejął kontrolę, zatapiając rozum wraz z pozostałymi częściami ciała w czarnej otchłani. Przypuszczam, że jednak zmieni on postać w prawdziwy koszmar...

7 komentarzy:

  1. Skarbek... ty mnie nawet nie wkurwiaj... WIESZ, ŻE NIE CIERPIĘ RÓŻOWEGO!!!!!!! X'D Moje stanowisko już znasz ty pomiocie szatańskich myśli ♥ Rozdział zajebisty, ale ty to już wiesz. Kissy zajebiste, ale zdajesz sobie z tego sprawę. Seks w 14 jest bardzo właściwy, a ja Ciebie o tym przekonam :DDDDDDD Ty wiesz, że my tutaj wszystkie obecne jesteśmy spragnione uczuć między mężczyznami, więc nie pierdol głupot tylko przykuj się do klawiatury i pisz :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Darsę! Seks w 14 byłby super i wcale nie za wcześnie, tylko mniej więcej w odpowiednim momencie. No bo ich uczucia się rozwijają, wiec nawet jeśli nie są jeszcze do końca pewni, ze ta druga osoba je odwzajemnia, mogą spróbować! To będzie E-PIC-KIE! Tak więc nie widzę przeciwwskazań.
    A co do rozdziału, to był uroczy, i słodki, ale nie przerzygany. Bo na początku biedny Frankie był taki przerażony... ale wiedziałam! Od początku wiedziałam, ze Gerdu da radę i wygra, i wróci do swojego ukochanego i będą się całoooować. I tak właśnie było.
    Wybacz, że gadam dzisiaj bez sensu, ale jakoś nie potrafię napisać nic sensownego i konstruktywnego, so sorry.
    Pozdrawiam! xoxo ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Seks w 14? Dla mnie jak najbardziej tak, ale jeśli tobie wydaje się za szybko, to możesz zrobić w 15, nie później.
    Brakuje mi trochę takiej normalności w sensie akcji między nimi gdy są sami jak np. to w kuchni kiedy Gee wylewał kawę..
    Rozdział bardzo dobry, taki słodki...
    Gerard mnie rozczula, to naprawdę urocze jak się tak martwi o Frania. Chciałabym mieć takiego Gerda na własność:) Wspaniale wykreowałaś jego postać, zresztą wszystkie postacie są świetne.
    Czekam na więcej, pisz szybciutko i dodawaj.
    Weny!

    A teraz do shota, sory, że nie na tamtym blogu ale jestem anonimka (jednak pracuję nad tym!)

    Czytając go tyle emocji się we mnie nagromadziło. Ale najwięcej było bólu, ponieważ wasze opisy są genialne.
    Pierwsze łzy popłynęły ze słowami "Idę na wojnę" i leciały już do końca. Tylko na końcu była też radość.
    Ten temat jest bliski mojemu sercu, wiem jak się czuje osoba kiedy ktoś dla niej ważny wyjeżdża na wojnę/misję. Dlatego utożsamienie się z Frankiem przyszło mi łatwo.
    Shot bardzo mi się podobał, jest wspaniały, historia - przepiękna.
    Ta długość..Achhhh. Z przyjemnośćią wrócę do tego shota..
    I czekam na kolejne wasze dzieło
    Pozdrawiam!

    Kathi

    OdpowiedzUsuń
  4. Odsuwając na bok to, że porno jest DOBRE, że ono ZAWSZE jest mile widziane, spróbuję spojrzeć na to z innej strony. To, że nie są jeszcze pewni swoich uczuć nie jest przeszkodą (przynajmniej dla mnie :D) Nie zawsze trzeba czekać na seks aż do czasu gdy ich miłość rozkwitnie i osiągnie apogeum. Jak dla mnie może to się stać w 14, 15 albo kiedy tylko Tobie to będzie pasować. Jeżeli już teraz zaczęłaś rozważać możliwość ich zbliżenia to znaczy, że nie jest za wcześnie. Nie na wszystko trzeba długo czekać. Moje stanowisko jest takie: Porno w rozdziale 14 to znakomity pomysł. No więc, weny życzę kochana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak w ogóle, to cześć c;
    Przeczytałam rozdział i nadrabiam całe opowiadanie, bo jest bardzo, ale to bardzo przyjemne. c:
    Ten rozdział jest super. Fajnie piszesz, płynny styl, super się czyta.
    No i fabuła! Wampiryzm, u kochana, gruba sprawa. Czytając opowiadania o takiej tematyce zwykle rozczarowywałam się, bo wielu rzeczy można było się domyślić. Ale nie u ciebie, tobie idzie wręcz książkowo i twórz dalej C:

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehehhe cześć <3 nie mam pomysłu co napisać ;c
    Ja chcę juz w 14 hot scenes :d chcem chcem i mają być już widzę że coś się zaczyna dziać faaaajnooooo luuubie tooo huehuehue :3 okokok nic mądrzejszego nie umiem napisać więc się nie bd publicznie kompromitować jak to moja siostra mnie określiła :d
    Bywaj czuwaj cześć i czołem (~) <----- heheheh czoooło a to je kubek c(_) a too jeeee ptaszeeeek <[*] hmmmm ¶_¶ a to są nogi {£_£} a to coś mi przypomina ale nie umiem tego określiC. _. Xoxoxoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Paczaj tego starocia komentuję, ale teraz zauważyłam że nie napisałam wcześniej xD Sołłłł spóźnione dzięki za dedyka dla starej mnie ~^o^~

    OdpowiedzUsuń