piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 2

Hej wszystkim :D Dodaję dzisiaj, ledwo się wyrobiłam, a to dlatego, że przyjeżdża do mnie kuzynka na weekend i nie będę miała potem czasu na dodanie. Więc tak: Next będzie za tydzień, bym miała czas na spokojnie wszystko przemyśleć i dopracować szczegóły, a nie tak jak tutaj. Uważam, że końcówka tego rozdziału totalnie się spieprzyła :/ . Nie miało tak wyjść, ale cóż. Pozostawiam Wam do oceny. Rozdział dedykuję Gunon <3
A co do czcionki. Jak ma zmienić? Na jaśniejszy kolor? Zmieniłam na ciemniejszy, ponieważ prosiłyście mnie o to, bo źle się czytało. A teraz już sama nie wiem, co mam z tym zrobić, więc proszę o napisanie w komentarzach ;] Z góry dziękuje za podpowiedź, bo jeszcze do końca nie ogarniam bloggera :P Dobra, koniec kazań :D Enjoy wszystkim!

__________________________________________________________________
[Gerard]



      Ułożyłem bruneta delikatnie na łóżku, uprzednio zdejmując jego trampki i przykryłem go kołdrą. Chociaż nadal nie odzyskał przytomności, drżał lekko. Mogłem wcześniej pomyśleć, zanim przyniosłem do swojego domu to coś, czym nawet odpowiednio zająć się nie potrafię! Nigdy nie miałem nawet gościa, prócz wampirów, więc na prawdę nie wiem, co powinienem zrobić. Pożywiałem się zawsze na zewnątrz, by nie splamić czerwoną substancją beżowych dywanów, a moja ludzka natura zaniknęła wraz z przemianą. Wielkim wyczynem była dla mnie zwykła pomoc dla młodszego z nas, a co dopiero zatroszczenie się o kogoś...Tak na stałe. Dlatego zakazuje się naszej razie posiadania rodzin. Dziecko można mieć tylko i wyłącznie z ludzką płcią piękną, co oczywiście również jest karalne. Pewnie cała rodzina nie przeżyłaby jednego dnia. W pewnej chwili traciliśmy kontrolę, nie zważając na nic uwagi...Myślę, że i z tym chłopakiem będzie podobnie. Czując jego smakowity zapach długo nie będę się powstrzymywał.
      Wlepiłem wzrok w spokojną twarzyczkę młodego, dokładnie zapamiętując każdy szczegół. Niech to szlag! Czy uważałem, że jest ładny...? Może, może nawet bardziej niż trochę. Z pewnością drugiego takiego bym nie znalazł...Co ja w ogóle wyprawiam?! Jak gdyby nigdy nic przechadzam się po lesie, znajduje sobie chłopaczka, zabieram go do siebie i jeszcze stwierdzam, że jest całkiem całkiem...Zdecydowanie brakuje mi świeżego powietrza. Nie zrozumiem chyba, co się ze mną w ostatnim czasie dzieje, nawet nie spróbuję...Zmienię to, nie ma innej możliwości. Tylko w ten sposób zyskam szansę na zostanie panem i władcą i posiadanie dobrej opinii. Inaczej całe dotychczasowe istnienie posypałoby się na miliony kawałeczków i to przez taką błahostkę. Dość już w życiu wycierpiałem, żeby pozwolić sterować moimi uczuciami jak szmacianą lalką. A już z pewnością nie temu chłopakowi...Przecież to człowiek i nie dam się omotać wokół palca, stając się sługą, uwięziony we własnym ciele przez miłość. Nie ma takiego odważnego, co spróbowałby poruszyć moje serce i niech tak zostanie.
      Nagle ogarnęła mnie czysta wściekłość. Zapragnąłem zniszczyć wszystko, co pojawi się mi na drodze od małych przedmiotów po same, masywne góry. W tej chwili, nawet brunet nie byłby w stanie mnie powstrzymać. I najdziwniejszym jest to, że jego chciałem zabić jako pierwszego. Wprowadził zamęt do codzienności, jaką nieustannie prowadziłem, za to należy się kara. Tym razem na pewno się nie zawaham. Oj nie...Kiedy Gerard Way jest wściekły, a był, bardziej niż powinien, drżyjcie narody! Bez zmrużenia oka wyssę z każdego życie, powoli, ciesząc się każdym krzykiem pełnym bólu i rozpaczy. Właśnie w takich momentach stawałem się psychopatą, który dąży do celu po trupach, a pierwszym z nich będzie akurat on. To przez niego nie rozumiem, co się wokół dzieje, to przez niego przypomniałem sobie o Raven'ie, jego winą jest cierpienie wewnątrz mnie i chaos na zewnątrz. Tak, i to również brunet za to zapłaci. Jestem pewien, że po jego śmierci wszystko się ułoży. Znów będę polował w moich lasach, straszył małe zwierzątka i te większe również, mieszkał sobie w ukochanym domku, zapominając o wydarzeniach sprzed kilku dni...Tak właściwie sam nie wiem, dlaczego miałbym odkładać to do rana. Jednak po dłuższym stwierdzeniu nie jest taki ładny...
      Po raz kolejny tej nocy przybliżyłem się do chłopaka, ostrożnie odchylając jego głowę, jednocześnie odkrywając szyję. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, ale teraz nie miałem nagłej potrzeby pocałowania go. Chciałem, bardzo starałem się przełamać i wgryźć w pysznie wyglądającą tętnicę, liczne nie potrafiłem. Jakaś dziwna siła nie pozwalała mi zbliżyć choćby o jeden centymetr więcej. To niemożliwe, by człowiek wytwarzał tak wielkie pole obronne, a był nim z pewnością. Tylko co, u licha, tak na mnie działało? A może...Może sam z własnej woli nie dopuszczałem do zrobienia mu większej krzywdy, niż na jaką zasłużył? Mój umysł podpowiadał, żebym zepchnął na bok głupie argumenty kamiennego serca, zaczął wreszcie działać i sprawił mu jak najwięcej bólu. Walczyłem sam ze sobą, żeby odpuścić, choć z drugiej strony ogromnie pragnąłem się go pozbyć. Te dwa pomieszane uczucia tworzyły w mojej głowie mętlik, którego nie potrafiłem poukładać. Jeszcze chwila, a wybuchnąłbym, niszcząc to, co kocham, czyli mój dom. Tylko on na prawdę się dla mnie liczył. Samodzielnie urządzałem wnętrze, dobierałem kolory i projektowałem obrazy, dlatego byłbym niezmiernie wściekły, gdyby ktoś zniszczył dzieło, stworzone prze ze mnie. I to wcale nie jest dziwne, że jako wampir mam własne hobby. Jest, a raczej było nim szkicowanie i malowanie. Moje prace podziwiali ludzie w galerii, znajdującej się kilkadziesiąt kilometrów stąd. Jednakże z upływem czasu rysowanie przestało dawać mi ukojenie, jak kiedyś. Malowałem, patrząc z otępieniem na jeden punkt, niedokładnie wiedząc co właściwie robię. Z dnia na dzień na płótnie pojawiała się powiększająca, czarna plama, zlewająca się w jedność. Odkąd stworzyłem ostatni obraz minęło sporo czasu. Całkowicie zatraciłem siebie w rytmie polowań, zapominając o najważniejszym. O sztuce, która zawsze pomagała wyrazić przez nią swoje emocje. Od tego czasu pędzle, ołówki i reszta "sprzętu" czekają grzecznie na dnie szafy, aż w końcu po nie sięgnę. No to sobie poczekają....
      Wydałem z siebie głośny syk bezsilności, kierując w stronę okna. Przystanąłem na parapecie, ostatni raz spoglądając w stronę bruneta, po czym zwinnie przeskoczyłem niewielką barierkę. Fakt, iż znajdowałem się na pierwszym piętrze, gdzie od ziemi dotąd było 6-7 metrów nie robił różnicy. Specjalnie umieściłem chłopaka tutaj, w najwyższym punkcie domu, żeby mu się uciekać nie zachciało, gdy nie będzie mnie w pobliżu. Jego pokój jest czymś w rodzaju małej wieżyczki, gdzie umieszczano damy swego serca w średniowieczu. Moment później wylądowałem na trawie, lekko uginając kolana. Zamierzałem wybrać się kolejne, tym razem zakończone sukcesem, łowy. Przecież noc jeszcze taka młoda...
                                                                                                                                                                                   ***
  

[Frank]


      Otworzyłem oczy. Biel sufitu, w dodatku odbijające się od niego światło, sprawiły, że natychmiast je zamknąłem. Bezskutecznie próbowałem przypomnieć sobie wczorajsze wydarzenia. Prócz totalnej pustki i okropnego bólu w głowie nie potrafiłem niczego innego przywrócić. Czyżby kac? Tak, tak, z pewnością. Objawy się zgadzają, a ostatnie co zapamiętałem to upadek, potem tylko ciemność. Pewnie upiłem się, jak zawsze, zasypiając na środku parkietu...Może nawet coś brałem. Nie wiem. To Alan jest od tego, żeby po mnie posprzątać. Właśnie, muszę się z nim jak najszybciej skontaktować. I przy okazji zabić za to, że zostawił mnie w obcym domu bez żadnej informacji. Co jak co, ale u siebie na pewno nie byłem. Również Alan miał zupełne inne pokoje. Nie takie...Jasne. Aż mdliło od bieli. Białe ściany, panele koloru piaskowego dębu, pomarańczowa pościel...Jeszcze brakowało różowych zasłon...Ja go naprawdę udupię, za umieszczenie mnie tutaj. Ale przynajmniej wiedziałem, że jestem w dobrych rękach. Blondyn nigdy, przenigdy nie zostawiłby mnie u kogoś obcego, lub nieodpowiedzialnego. Przeważnie byli to już pełnoletni mężczyźni, którzy spodziewali się nas prędzej, czy później. Tacy dobrzy kumple. Miałem nadzieje, że i tym razem tak było...
      W pośpiechu wyskoczyłem z łóżka i natychmiast tego pożałowałem. Przed oczami pojawiły mi się ciemne plany, obraz rozmazał się i wszystko dookoła znikło na kilka sekund. Musiałam przytrzymać się ręką szafki, stojącej koło łóżka, obok której leżały odłamki szkła...Wczoraj musiało się tu dużo dziać. Aż się boje pomyśleć, co będzie w dalszej części domu. Jednak pomyliłem się. Gdy tylko otworzyłem drzwi zastałem długie, kręte schody prowadzące na dół. Po prawej stronie wisiał obraz, przedstawiający kobietę z dzieckiem. Przeważnie dominowały ciemne barwy, tylko ich skóry były nienaturalnie blade. Twarz większej z postaci obryzgana została krwią, budząc we mnie co najmniej dziwne odczucia. Wzdrygnąłem się i ruszyłem dalej. Pierwsze piętro, nic szczególnego. Jakieś stoliczki, wazony, kolejne malowidła. Przedpokój urządzony w starym, no może nie aż tak, stylu. Wszechobecny brąz i czystość sprawiał wrażenie, jakbym znajdował się w złotym pałacu, a nie w domku jednorodzinnym, jak podejrzewałem. Natomiast, kiedy pokonałem jeszcze kilka stopni i znalazłem się, prawdopodobnie na parterze, w kuchni...Szok zmieszał się z niedowierzaniem. Nowoczesne meble, lampy, wystrój zupełnie inny niż wyżej. Najbardziej zaskoczył mnie kolor ścian. Były całkowicie czarne, beż żadnej bruzdy, czy niedokładności. Wszystko utrzymane we względnym porządku, nie licząc porozrzucanych sztućców, budziło we mnie wielki podziw dla osoby tutaj mieszkającej. O ile nie był to sędziwy dziadek, mogłem zacząć się martwić. Pewnie jakiś pedant, przesadnie dbający o czystość...No cóż. Miejmy nadzieję, że przynajmniej dostanę kawy.
      Luźno wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni, udałem się w stronę salonu, skąd dochodziło blade światło. Owo pomieszczenie samo w sobie wyglądało na przyjemne. W głowie pojawiła mi się wizja mnie siedzącego przed kominkiem z moją matka, czytającą mi bajki na dobranoc. Powoli zasypiałem w jej ramionach, odpływając w krainę kolorowych snów, na które zawsze czekałem....Ale to było kiedyś. Zanim całe moje życie legło w gruzach przez jeden mały incydent. Rodzina, choć niby była, odwróciła się ode mnie. Przez pewien czas atmosferę w domu, można było nożem krajać, lecz później wszyscy wrócili do swoich spraw, olewając mnie. Udawali, że nic się nie stało, a na wypowiedzenie przeze mnie imienia, zaczynającego na literę "V" zbywali mnie. Ale to tak bardzo bolało...I nadal boli. Każde, nawet najmniejsze wspomnienie o Victorze, z powrotem łamało, w miarę poskładane, serce na kawałeczki. Powiem wprost: Był moim chłopakiem. Na początku układało się nam pięknie. Nikt nie wiedział o naszym małym sekrecie, żyliśmy, jak dawniej. Do czasu, kiedy przyłapano mnie na namiętnym obściskiwaniu się pod moim domem. O zaakceptowaniu "syna pedała" nie było mowy...Zabronili wychodzić mi z domu, uciekałem. Zamknęli mnie w pokoju, ciąłem się. Wysłali mnie do psychologa-również nie pomogło...Aż pewnego dnia, w szkole, dowiedziałem się, że mój ojciec nie żyje. Jechał do pracy, miał wypadek...A ja mu nigdy nie powiedziałem głupiego "przepraszam". Byłem problemem od samego początku, chociaż zapewniali, że nie jest to prawdą...Zabolało, ale tylko troszeczkę. Miałem nadzieję, że w końcu nie będę musiał kryć się ze swoim związkiem z Viktorem. Jeszcze tej samej nocy dostałem sms-a, od koleżanki, informującego o śmierci mojego chłopaka. Popełnił samobójstwo, zostawiając mi list. Myślał, że zerwę z nim z powodu mojej rodziny. A ja go tak bardzo kochałem...Oddałbym wszystko, by móc zmienić przebieg wydarzeń. Ciąg dalszy mojej historii nie jest zbyt kolorowy...Popadłem w nałogi...Prócz żyletek był jeszcze alkohol i inne rzeczy. Potem poznałem Alana, który mnie z tego wyciągnął, za co jestem mu cholernie wdzięczny. Pomijając kilka nieistotnych szczegółów, to chyba całość mojego nic niewartego życia...Może teraz wspominam o tym, jak o jakimś niewartym epizodzie, ale tylko dlatego, że zapomniałem. W miarę upływu czasy wspomnienia blakły, pozostawiając jedynie cień na mojej duszy.Historia jak z serialu, ale coż na to poradzę...
      Wolnym krokiem przemierzyłem jedną część salonu, dzielącą mnie od kanapy. Ledwo wstałem, a już nie miałem siły chodzić. Najchętniej uciąłbym sobie krótką drzemkę, trwającą kilka dni. Jak dla mnie to za mało. Po wczorajszym nie opuszczałbym swojego ciepłego łóżeczka już nigdy. A teraz czułem się po prostu dziwnie, stojąc na środku pomieszczenia w towarzystwie obcego mi mężczyzny. W dodatku zachowywał się co najmniej podejrzanie, Siedział przy biurku, w rękach trzymając starą książkę, zatapiając się całkowicie w lekturze. Wzrok znad kartek skierował na mnie, przeszywając zabójczym spojrzeniem. Włosy, krwiste, sięgające do ramion, nie sądziły o jego dojrzałości. Jako 15-letni chłopak również bardzo chciałem mieć niebieskie pasemka, a ten tutaj na tak młodego nie wyglądał. Dałbym mu około dwudziestu lat. Zrobił na mnie wielkie wrażenie, nie poruszając się ani o centymetr, podczas gdy po jego mieszkaniu chodzi sobie jakiś gówniarz, postanowiłem, że nie dam tego po sobie poznać. Złota cierpliwość. Na miejscu czerwonowłosego wyrzuciłbym się już dawno. Nie ma co, fajne mam o sobie zdanie...
      Pełen radości na widok ukochanego mebla, rzuciłem się na niego, wtulając w miękką poduszkę. Jedyne, czego potrzebowałem do szczęścia to mój telefon i porządna kawa. Napój, który jako jedyny pobudza mnie do życia przed szkołą, po szkole i w trakcie niej. Według mnie to on powinien być uznany jako pokarm bogów, a nie jakiś tam głupi nektar. Jestem bogiem... Dla mnie dzień bez ulubionego kubka z czarnym napojem, to dzień stracony. Również dla Alana, który pochłaniał ją w zastraszających ilościach.
-Kawy...-Jęknąłem zrezygnowany. Mój głos, tłumiony przez jaskrawy materiał brzmiał różnie, od normalnego. Gdybym nie był tak potwornie zmęczony, roześmiałbym się na cały głos. Od razu wpadają mi go głowy zabawy helem z moim najlepszym kumplem. A potem jak naćpani wracali do domu i koniec...-Tylko szybko.-dodałem, podnosząc głowę na potwierdzenie groźby, ukrytej między wierszami. Jeżeli zaraz nie dostanę tego, czego potrzebuje rozniosę pół domu. Nie, nieważne, że niby padam z nóg, poradzę sobie.-Ah, i jeszcze telefon mi daaaaaaj.-ziewnąłem przeciągle, rozkładając się na zimnym obiciu sofy. Moje szczęście nie trwało jednak długo, gdyż po chwili zostałem brutalnie szarpnięty za koszulkę z logiem Misfits i rzucony, najprawdopodobniej o ścianę. Nie potrafiłem zrozumieć, jak znalazłem się na drugim końcu pokoju tak szybko, w dodatku przy pomocy mężczyzny, który siedział tak spokojnie i niewinnie. O boże...Albo to on jest za szybki, albo to ja na chwilę przysnąłem, nie zauważając mężczyzny. Moja biedna, zmarnowana głowa na nowo zaczęła pulsować bólem. Byłem przyciśnięty do ściany przez większego od siebie. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Niebezpiecznie mała odległość wydawała się zmniejszać co kilka sekund. Usta prawie się ze sobą stykały, ciała ściśle przylegały do siebie. Spojrzałem w jego oczy. Zielone... Malowała się w nich pustka. Dostrzeżenie jakichkolwiek uczuć było nie lada wyzwaniem, sięgającym najwyższych półek. Nawet, gdybym bardzo się starał, obawiam, że kompletnie nic by z tego nie wyszło. Jedyne, co mogłem dostrzec to nieprzenikniona ciemność i...Coś takiego, sprawiającego, że drżałem na całym ciele. Nie potrafiłem opanować dygotania rąk oraz warg. Powoli, siedząc na podłodze, cofałem się, uważnie obserwując każdy ruch mężczyzny. Zbliży się jeszcze o krok, a przysięgam, że wezmę z piwnicy siekierę i nie ręczę za siebie! W młodości uczęszczałem na zajęcia karate! Co z tego, że wyleciałem po tygodniu za rozwalenie okna, a nawet dwóch i brak umiejętności...Można się pochwalić, a nuż przeciwnik się przestraszy! Nie zamierzałem zostać tutaj ani sekundy dłużej...
      Potykając się, wstałem i rozejrzałem spłoszonym wzrokiem po pomieszczeniu. Nie czekając wbiegłem w pierwsze, lepsze drzwi, które jak się okazało, były drogą do ucieczki. Nogi same prowadziły mnie w stronę wyjścia. Mam szczęście, że rozejrzałem się po domu, gdy wstałem. Dziękować za moją ciekawską naturę, inaczej pewnie bym za niedługo zginął, ale jest jeszcze mała szansa... Biegłem przez przedpokój, ledwo wyrabiając na zakręcie. Trampki miały śliskie podeszwy, ale w porę zdążyłem złapać drzwi. W ułamku chwili odzyskałem równowagę i pomknąłem dalej. Kiedy w końcu dostałem się do upragnionego wyjścia, mocno szarpnąłem klamkę, w obawie, że może zdążył mnie uwięzić, zamykając drzwi i okna. Jednak otworzyły się z głośnym hukiem uderzając o ścianę. Dosłownie wyleciałem, przeskakując próg. Ponownie rozejrzałem się dookoła. Przede mną rozpościerał się, zakładając, ogromny las. Rozległe drzewa, były otoczone białą, gęstą mgłą,unoszącą się nad ziemią. Ciszę przerywały pokrakiwania wron, odlatujących ku niebu oraz trzepot skrzydeł. Ze wszystkich stron otaczały mnie masywne pnie i rozległe korony wielkich roślin. Podejrzewam, iż nikt nie zapuszcza się w tak odległe tereny, więc nie mam po co drzeć się wniebogłosy o pomoc. Prócz małej dróżki, zaraz obok budynku nie zobaczyłem niczego przydatnego. Mimo to, zniknąłem za drzewami, ostatni raz zerkając w stronę otwartego wejścia domu. Tyle, że teraz stał w nich czerwonowłosy, opierając luźno o framugę. Patrzał na mnie jak na naiwnego idiotę, ale przecież uciekłem. Nie dałem za wygraną. I nie mam zamiaru...
      Po kilku minutach wyczerpującego biegu przystanąłem przy jednym z drzew, opierając ręce na kolanach. Dyszałem ciężko, z trudem łapiąc każdy kolejny oddech. Odliczałem sekundy, co pomogło mi się trochę uspokoić i przywrócić bicie serca do normy. Jednak nadal byłem przerażony. Mężczyzna nie wyglądał, jakby miał za mną pójść, lecz ciągle miałem uczucie, że nie jestem tu sam. Coś wisiało w powietrzu, wiedziałem to, a przeważnie się nie mylę. Na nieszczęście...Nagle poczułem, jak coś delikatnie przesuwa się po moich plecach, a po chwili zostałem rzucony w pobliskie krzaki. Zdezorientowany podniosłem się szybko do pozycji stojącej, bacznie obserwując i nasłuchując najmniejszego szmeru. Lecz nie mogłem się spodziewać, że ktoś zaatakuje mnie od tyłu. Jak na przykład teraz.
      Silnie pchnięty, odleciałem kilka metrów, spotykając się znowu twarzą w twarz z okropną postacią. Ledwo go poznałem, a już chciałbym zapomnieć na zawsze. Niestety....Ponownie miałem okazję przyjrzeć jego tęczówkom. Wiedziałem, że zaraz zginę, więc stałem spokojnie w łapskach tego potwora. Nie ruszyłbym się stąd gdyby przyszła tu moja mama, siostra, kuzyn, ba! Nawet moja dawno zmarła babcia! Byłem zbyt sparaliżowany, żeby cokolwiek zrobić. Miejmy tylko nadzieję, że zrobi to szybko, bez bólu.
     Wpatrywał się we mnie rozwścieczonymi oczami, szarpiąc za ręce. Na przedramionach zostawiał krwawe ślady, które szczypały, niczym posypane solą. Z pewnością nie wyglądał jak człowiek. Obawiam się, że nim nie był. Twarz-blada, jak papier, oczy-zielonkawoczerwone z widoczną żądzą krwi, on cały-nadludzko szybki, silny, zimny...Nadludzko piękny. Wiem, że to dziwne, ale nie mogłem się powstrzymać. Przy nim każdy wydawał się być nikim. Uroda innych wymiękała przy tym mężczyźnie. Widziałem już dużo, ale to się nazywa cudem. Mam gdzieś, że zaraz mnie zabije, chce jak najdłużej patrzeć na jego niesamowitą buzię, mocne, wyraźne, szlachetne rysy twarzy, a to wszystko spowite mrokiem. Ciemnością, nadającemu specjalnego charakteru. Nie wiem, co się ze mną działo, ale pragnąłem więcej. Więcej jego. Niech robi mi krzywdę, cokolwiek, byle bym był przy nim na zawsze, do samej śmierci, która miała niedługo nadejść. Zostałem popchnięty na drzewo, a zaraz potem mocno pociągnięty za rękaw. Usłyszałem ciche przekleństwo i poleciałem z siłą do przodu. Gdy myślałem, że po rak któryś dzisiaj zaliczę piękną glebę, wylądowałem na plecach mężczyzny. Obraz dookoła rozmazał się, a w uszach miałem tylko i wyłącznie szum wiatru. Mogłem wywnioskować, że poruszamy się z bardzo dużą prędkością. Nie spodziewałem się, że za moment znajdę się w tym samym domu, co poprzednio. Pfff...W tym samym pokoju! Brutalnie rzucony na podłogę z wysokości poniżej dwóch metrów, zwinąłem się w kłębek. Nie potrafiłem złapać oddechu w wyniku uderzenia plecami o drewno. Przekręciłem się na bok, plecami do postaci stojącej w drzwiach, podciągając kolana pod samą brodę. Bolały mnie żebra, ręce, nogi, głowa...Wszystko. Najchętniej umarłbym gdzieś po drodze w tym lesie. Odechciało mi się "bycia" z nim do końca życia. To istny potwór! Może uciekł z więzienia, czy coś, ale na sto procent nie jest człowiekiem. Tylko pytanie: kim? I tego za wszelką cenę spróbuje się dowiedzieć. Elf odpada, czerwonowłosy nie ma spiczastych uszu...Teraz bardzo żałuję, że nie słuchałem, kiedy matka czytała mi bajki na dobranoc. Jakieś mityczne istoty muszą być opisane w książkach, choćby tych dla dzieci...
-Od teraz każda chwila spędzona w tym domu, każdy twoje uderzenie serca i oddech są darem ode mnie. Nie zmarnuj tego, bo niedługo przekonasz się, co to znaczy prawdziwe cierpienie.-po tych słowach, przesiąkniętych jadem i nienawiścią zatrzasnął z siłą drzwi, przekręcając klucz w zamku. Skołowany zacisnąłem ramiona jeszcze mocniej wokół nóg. Pojedyncze łzy ciekły po moich policzkach, torując drogę następnym. Oczy, załzawione, nie dawały możliwości zobaczenia czegokolwiek. Ale nie chciałem nic widzieć. Pragnąłem umrzeć, pogrążyć się w wiecznej otchłani, skąd nikt nie zdoła mnie wyciągnąć. Sam, tylko ja jeden z moimi własnymi myślami. Kompletnie nie rozumiałem zajścia sprzed chwili. Czy to porywacz, gwałciciel, morderca, skrzat, troll, elf, wampir, wilkołak, czarodziej. Mam to gdzieś! Tylko dajcie w mi w spokoju zginąć. A tak właściwie...Co się stało? Zanim zdążyłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, najzwyczajniej w świecie zasnąłem, bojąc o samego siebie,

9 komentarzy:

  1. Jak dla mnie czcionka jest za jasna... albo coś mi się źle załadowało. Musiałam sobie zaznaczyć tekst jak do kopiowania, aby cokolwiek przeczytać i nie zmęczyć bardzo przy tym oczu.

    Co do rozdziału, to mi się tam podobał i nie uważam, ze zwaliłaś końcówkę choć nie znam początkowej idei tej końcówki XD Gerard jest okropny ! :D Nie chciałaby się znaleźć na miejscu Franka. Taki prawdziwy z tego Gee wampir - terrorysta.

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest moja czcionka:
      http://i50.tinypic.com/30wb2ue.png
      Wydaje mi się, że powinna być dobra, ale wasze zdanie :D Napisz, jak coś, jaką mam ustawić, bo serio nie rozumiem bloggera xD

      Usuń
    2. Ta, która teraz jest jest fajna... chyba, ze znowu coś mi się źle ładuje -.- Mój komputer to taki stary grat, więc ... XD

      Usuń
  2. Ja tu widzę jasne tło, i jasny tekst, w związku z czym tak jak Darsa muszę zaznaczać... Ale to w niczym nie przeszkadza, bo ten rozdział jest cudowny! Wcześniej, kiedy pisałyście we dwie, nie zauważałam Waszych osobnych talentów, bo trudno było to rozróżnić, ale teraz widzę, jakie Ty masz zdolności! Genialnie opisujesz Gerarda jako wampira, i już nie wiem, co powiedzieć, to jest świetne! Czekam na ciąg dalszy oczywiście, i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi tam się wszystko podobało <3 I takie emocje, że przebrnęłam przez ten rozdział błyskawicznie :o Dlatego chyba nie muszę już Ci tłumaczyć, że to jest zarąbiste *__________________________* Czekam z niecierpliwością na następne części <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne ; D
    Masz talent serio !! :))
    Zapraszam tu - > wefoundfriends.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobre to jest! Gerard jest straszny, w tych jego wahaniach kryje się coś tajemniczego. Liczę, że oszczędzi Frania :D. Naprawdę mnie zainteresowało to opowiadanie, pis dalej :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobało mi się bardzo. :3 Ogólnie świetne jest prowadzenie i ze strony Gee, i ze strony Franka. Lubię podwójną narrację, bo można wtedy się wczuć w emocje i przeżycia bohaterów. Twój styl pisania też jest dobry, więc wszystko pasuje.
    Odpowiadając na komentarz u mnie - dziękuję :) i powiem Ci, że ja tam mam z frerardami. Czytam Twojego i to na tyle (na tę chwilę, kiedyś czytałam więcej). I 'nienormalni' ludzie są zajebiści. Tyle Ci powiem. :D

    OdpowiedzUsuń