poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 1

Siema! Wczoraj specjalnie dla Was pół nocy przepisywałam rozdziała na kompa :D Za Wasze wszystkie komentarze, które przyczyniły się do tego, że dodaje w poniedziałek :P Kocham wszystkich i dziękuję :D Rozdział dedykuje Darsie :*** - Wróć do nas szybko, bo się stęskniłam <3Uważam, że notka jest w miarę długa i powoli się rozkręcam :D Jakby były jakieś błędy, których nie zauważyłam (bądź mój chłopak, który to sprawdzał i mu za to dziękuje <3) to pisać w komentarzach :D No to ENJOY!

___________________________________________________________________________________

 [Gerard]

 

      Mknąłem przez gęste drzewa i krzewy, pozostawiając po sobie tylko delikatny wiatr. Choć stawiałem duże kroki słychać było zaledwie cichy szelest jesiennych liści, leżących na ziemi. Zgrabnie omijałem większe gałęzie, odpychając je ramionami na boki. Mogłem poruszać się prawie że bezgłośnie, co było podstawą udanych łowów. Księżyc od dawna widniał już na niebie, zasłonięty przez małe, czarne chmurki. Las wydawał się być jeszcze mroczniejszy niż zazwyczaj. Dziwny posmak w ustach dawał mi znać, że coś rzeczywiście nie pasuje. Odetchnąłem głęboko nie dlatego, że musiałem. Po prostu ostatnie przebywanie wśród bardzo podejrzliwych ludzi sprzyja moim starym nawykom. My, wampiry nie męczymy się tak szybko. Potrzeba naprawdę dużo czasu, wysiłku i refleksu, żeby któregoś z nas zranić, a co dopiero bawić się z nim w ciuciubabkę. Uwielbiałem patrzeć, jak te naiwne istoty usiłują walczyć, kiedy zaatakujemy. Przeważnie mój gatunek dobierał się grupami i atakowali hotele lub jakiś mniejsze ośrodki. Oczywiście z zapasami też nie było problemów. Ludzie szwendali się dosłownie wszędzie, więc zawsze był dostęp do świeżej krwi.
Przez moment miałem wrażenie, iż ktoś mnie śledzi, ale przecież to niemożliwe. W tych okolicach poluję tylko ja i nikt inny nie ma prawa wejść na mój teren, ani pożywiać się moimi ofiarami. W przeciwnym razie owego pechowca czeka śmierć...Powolna, bolesna. Dokładnie taka, jaką lubię zadawać innym. Jak już wcześniej wspomniałem, posiadałem naturę potwora. Tu i ówdzie znany byłem jako "Poison", ze względu na moje...Hm...Cóż, odmienne zachowanie. Nie chodzi tylko o mój wygląd. Owszem, wampiry słyną ze swojej okrutności i brutalności, ale ja nie byłem zwykłym przedstawicielem mego gatunku. Wszyscy dookoła bali się mnie. Nawet pośród ludzi budziłem postrach, kiedy przechodziłem obok. Potrafiłem dokładnie wyczuć ich przerażenie i targane nimi emocje. To chyba jedna z najlepszych cech. Wykorzystywałem najsłabsze punkty, wnikając w głąb umysłów i zmieniając rzeczywistość. Oszołomiona ofiara wpadała prosto w moje ręce i mogłem cieszyć się pysznym, czerwonym płynem oraz życiem, uchodzącym powoli z człowieka, wnikającym do moich ust, przy każdym kolejnym łyku. A najlepsze jest to, że miałem całą wieczność, żeby móc rozkoszować się przywilejami, jakie dawało mi bycie istotą mroku. Od dnia przemiany na mojej twarzy nie pojawiła się żadna zmarszczka, czy oznaka starości. Wiecznie piękny, wiecznie młody, taki właśnie byłem. Przeżyłem już około tysiąca lat i wiele wiem. Więcej niż powinienem. Niestety, czasem z własnej, nieprzymuszonej woli zaglądałem w papiery "zarządców". Mój spryt i inteligencja pozwoliły mi na to, a przy tym nie dały złapać na gorącym uczynku. Kilka razy było blisko, jednak Gerard Way się nigdy nie poddaje. Choćby nie wiem co, będę walczył po stronie swoich przeciwko innym, a każdego, kto stanie mi na drodze, zabiję bez wahania. Prócz człowieka, bo oni przydają się do szczytnych celów, takich jak...Moja już spóźniona kolacja.
      Mimowolnie się uśmiechając na samą myśl o tym, co za moment nastąpi, udałem się na dalsze poszukiwania. Od kilku dni nie wypiłem ani kropli krwi. Może było to spowodowane zbytnim zatraceniem się w użalaniu nad sobą, może jeszcze w czymś innym. Miałem wrażenie, że powoli wypalam się, nie nadaje na dalsze polowania. Problem tkwił we mnie samym, tylko za żadne skarby nie potrafiłem go odnaleźć. Nie byłem taki jak kiedyś...Energiczny, może czasem, jak już strasznie mi się nudziło i chciałem poczuć raz na jakiś czas smak dobrej zabawy...Ale ta ciągła samotność odbierała mi siły oraz nadawała ponurego charakteru wszystkiemu, co mnie otacza...
Wziąłem jeszcze jeden głęboki wdech. Zapachy dochodziły do mnie, wyostrzone, dokładne. Mogłem bez problemu powiedzieć, gdzie znajdują się poszczególne drzewa. Określenie położenia niektórych kwiatów również nie stanowiło dla mnie wyzwania. Przemiana w wampira dawała wiele plusów, ale i również minusy. Jednak cech pozytywnych było o wiele więcej. Wbrew wszystkim starym i nowym książkom oraz przesądom mogliśmy chodzić w świetle słonecznym. Mimo, iż nie było to zbyt komfortowe, czasem bardzo przydatne. Żeby zapobiec łzawieniu oczu, co wiązało się z publicznym ujawnieniem stosowaliśmy prosty gadżet, a mianowicie okulary słoneczne. Małe, stylowe, pasujące na każdą okazję, nie rzucają się w oczy. Jednak bezpieczniej dla nas nosić ubrania, zakrywające ciało. Nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć, a razie ewentualnej śmierci nikt by nie wiedział, co się dokładnie stało. Chociaż widok "człowieka" ubranego w lato, jak na zimę mógłby nieco zdziwić, dlatego przeważnie trzymaliśmy się na uboczu. Nasze domy znajdowały się z daleka od cywilizowanego świata. Nie mówię, że mieszkaliśmy na jakiejś pustyni, lub w dziczy, ale też nie za blisko. Odpowiadało nam to, gdyż w pobliżu były rozległe lasy, gdzie można spokojnie polować. Przecież jesteśmy istotami żywymi, nie ludźmi, ale jednak. My też czu...Nie, jednak jesteśmy pozbawieni uczuć. Uważają, iż nie mamy duszy, ani serca. Jednak ono tam jest, zamrożone na wieki. Być może ktoś kiedyś sprawi, że będzie inaczej...
      Nagle poczułem ostry, charakterystyczny dla człowieka zapach. Był zbyt intensywny, ale bardzo się tym nie przejąłem. Być może spowodowane jest to jakimiś używkami, bądź ja po prostu nie potrafię interpretować woni istot. Ruszyłem biegiem, powoli zbliżając się do celu. Układałem w głowie plan, od jakiej strony zajść swą ofiarę, by wyglądało bardzo epicko. Chcę, żeby najpierw zobaczyła moją twarz, by wiedzieć przez kogo tak potwornie cierpi. Zamierzam go lub ją torturować, póki nie umrze z bólu i wyczerpania, a następnie wypić całą krew, rozkoszując się cudownym smakiem. Sama myśl o tym działała na mnie jak płachta na byka.
      W ułamku sekundy dotarłem do swojego upragnionego pożywienia. Cichutko zakradłem się za postać, rozmawiającą przez telefon. Po postawie mogłem wywnioskować, iż to mężczyzna. Nie potrafiłem dokładnie określić wieku, ponieważ miał założony kaptur. Jego ubranie w całości składało się w koloru czarnego, prócz czerwonych trampek. Ukryłem się w krzakach nieopodal autostrady, obok której stał ów człowiek. Być może czekał na kogoś. Przechodził nerwowo kilka metrów, by zaraz potem wrócić na swoje dawne miejsce. Stawał bez ruchu, co jakiś czas przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Energicznie gestykulując ręką w dość zabawny sposób, wykrzykiwał przekleństwa do komórki. Wszystko wskazywało na poważną kłótnię pomiędzy tym oto osobnikiem, a kimś po przeciwnej stronie. Gdybym chciał, dowiedziałbym się o każdym szczególe zaciętej konwersacji w mgnieniu oka, ale po co? Ten tutaj i tak zaraz marnie skończy, więc na nic nie przyda mi się wiedza o nim. Jeszcze ugiąłbym się i zostawił biednego chłopaka w spokoju...Dobre sobie. Wampiry, a przynajmniej ja, nigdy nie rezygnujemy bez walki. Bronimy swojego pożywienia do samego końca. Ale muszę przyznać, że moja kolacja wydaje się być całkiem zabawna. Hah, nawet bardzo. W innych okolicznościach zachichotałbym psychicznie, niemniej muszę zachować czujność. Z pewnością, jeżeli by się takie coś zdarzyło, daleko by nie uciekł, jednak chcę zrobić małe przedstawienie z zaskoczenia. Już sobie wyobrażam tego chłopaka, jako damę w opałach, krzyczącego i błagającego o litość. Pozwolę mu uciec...Kilka kroków...Wprowadzę go w błąd, będzie myślał, że jeszcze ujdzie z tego z życiem, iż zdoła umknąć mordercy, który niedawno nawiał z wariatkowa. Zanim dopadnę go w swoje ręce, zanim zbliżę się do jego szyi, zanim rozerwę skórę ostrymi kłami. Nie dowie się kim jestem...Póki nie umrze.
      Przesunąłem się kawałek w stronę postaci, chcąc być jeszcze bliżej. Musiałem wyczuć, czy przedtem nie zażył jakiegoś świństwa w postaci narkotyków, ponieważ taka krew nie nadaje się do spożycia. Niestety, w tych okolicach mało było tych "czystych". Mimo, że chłopak wydzielał bardzo mocny, drażniący zmysły zapach, w jego żyłach nie zostały zawarte drobinki marihuany, lub czegoś podobnego. Można by rzec, iż jest czysty jak łza, właśnie to lubię najbardziej. Według mnie najlepiej smakują mężczyźni od 20 do 30 lat, oraz w ostateczności kobiety. Pan X, stojący przede mną, sądząc po głosie, mógł mieć góra dwudziestkę. Dopiero, kiedy zobaczę twarz, będę wiedział dokładnie, a na razie...
      Rozstawiłem stopy na szerokość bioder, całkowicie skupiając na ciemnej postaci. Wyobrażając sobie ciepłą ciesz, muskającą moje podniebienie, wydłużyłem zęby o kilka centymetrów. Oczy najpewniej zaszły czerwienią, a skóra stała się biała jak kreda. Z twarzy zniknęły wszystkie niedoskonałości, których i tak było niewiele. Jednym słowem-ideał. Ustawiłem się w pozycji bojowej, zupełnie tak, jak uczył mnie Lucas i czekałem...Czekałem na odpowiedni moment, kiedy umysł człowieka będzie bardziej uśpiony. Teraz rozglądał się dookoła. Być może usłyszał szelest liści za sobą, bądź zrozumiał, że za moment stanie się pyszną kolacyjką dla wygłodniałego wampira. Zacząłem poważnie rozmyślać, czy jednak nie zrobić tego szybko. Z jednej strony zapowiadała się świetna zabawa, zaś z drugiej byłem naprawdę głodny i wolałbym mieć to już za sobą. Nie...Nigdy sobie nie odpuszczałem znęcania nad ofiarą, a ostatnio stałem się jakiś przygaszony. Może jednak brakowało mi rozrywki i aktywnie spędzonego czasu, więc zabawa z chłopakiem pewnie dodałaby mi energii. No dobra. Pozostawmy tradycję taką jaką jest.
      Odepchnąłem się z podłoża, używając przy tym całej siły. Wzrok jak i całe ciało skierowałem na postać, nadal prowadzącą ciekawą konwersację. Wyciągnąłem ręce przed siebie, ustawiając je idealnie na wysokość ramion jego ramion. W ułamku chwili, jednym silnym ruchem, przewróciłem go na trawę, lądując okrakiem na biodrach, jak się okazało, bruneta. Komórka wypadła mu z ręki, przelatując kawałeczek i z głuchym hukiem uderzając w beton, acz pozostając z pierwotnej postaci. Według mnie nawet Nokia nie przeżyłaby takiego upadku...Coś w tym chłopaku musi być, że ten telefon śmie jeszcze rozmawiać! Z głośnika dobiegały kobiece głosy, które zaraz potem ucichły. Jedyne, czego teraz oczekiwałem, to krzyków, wrzasków i próśb o szybką śmierć. Odczekałem moment, jednak odpowiedziała mi kompletna cisza. Zawarczałem gardłowo i złowieszcze dla pewności, nadal nic... No jak tak można?! Ja się staram wyjść strasznie, wyglądać jak chodzący, a raczej latający trup, w dodatku wykorzystując efekty specjalne, a on nie raczy się oni słowem odezwać?! Toż to niewybaczalne. Znieważenie mnie w tak okrutny sposób wymaga godzin tortur, połamania wszystkich kończyn oraz, każdą z osobna, kości. No okej...Może trochę przesadzam. Całej nocy nie mamy, zanim nie rzucę się na pierwszą lepszą wiewiórkę. Wampiry dookoła mają mnie za totalnego świra, który nie rozczula się nad byle szczeniaczkiem i mój charakter w najbliższej przyszłości nie ma zamiaru się zmienić. I dobrze. Żeby zachować rangę społeczną, muszę budzić postrach, a żeby to zrobić, nie mogę ot tak zabić. Za każdym razem potrzebuję czegoś specjalnego, co czyni mnie wyjątkowym nawet w świecie ludzkich legend i mitów. Prawda, że to Starszyzna znajduje się na pierwszym miejscu, ale zamierzam zmienić owy zwyczaj. Ja zostanę królem wszystkich i wszystkiego, będę panował, siejąc trwogę pośród niższych ras. Nikt nie odważy się mnie pokonać. Ale nie wybiegajmy tak od razu, tylko wróćmy do rzeczywistości.
Spojrzałem w dół, w celu rozprawienia się z tym niewdzięcznym idiotą. Zamierzałem mu dać lekcję życia, nauczkę, którą popamięta na zawsze... W niebie chyba mu się przyda, o ile do niego trafi. Jednak widok, który ujrzałem zaszokował mnie...Nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa. Z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Po prostu siedziałem sobie wygodnie i patrzyłem...Spoglądałem na chłopaka, tego samego, co wcześniej, tylko że teraz mogłem dostrzec więcej szczegółów. Kaptur spadł z jego głowy, a ciemnobrązowe włosy rozsypały się wokół niego, jak aureola anioła. Ze swoją bladą twarzyczką mógłby się za takiego podać. Miał przymknięte powieki, wachlarz długich rzęs, w świetle księżyca, rzucał słaby cień na policzki lekko zaróżowione, pewnie z zimna. Pod małym zgrabnym noskiem znajdowały się uchylone wargi. Pełne, malinowe usteczka, wyglądające na bardzo miękkie. Jego klatka piersiowa stopniowo unosiła się i opadała w swoim tempie. Leżał bez ruchu, oddychając płytko. Na moje oko miał koło siedemnastu lat, a z taką buźką wyglądał jeszcze młodziej. Pewnie uderzył głową w twarde podłoże, tracąc przy tym przytomność. Szkoda mi się go zrobiło, jednak kolacja, to kolacja...
      Odgarnąłem dłonią zbłąkany kosmyk włosów z jego czoła. Powoli przybliżałem wyostrzone kły do miejsca, do którego tak bardzo chciałem się dostać. Główna tętnica pulsowała na idealnie wyeksponowanej szyi, wraz z rytmem bicia serca, tylko czekając na wbicie w nią zębów. Moje oczy znalazły ten jedyny punkt na marmurowym fragmencie cery. Nachyliłem się nad bezbronnym chłopakiem z zamiarem wgryzienia się w delikatną skórę. Zamiast tego przesunąłem się o dosłownie kilka centymetrów i z czułością pocałowałem jego usta. Trwało to krótko, kilka sekund, jednak zawierało coś, czego nigdy nie czułem. Przez mój kręgosłup przebiegł dziwny dreszcz, a ciało za wszelką cenę próbowało utrzymać mnie w jednym miejscu...W mojej głowie pojawiła się myśl, która próbowałem zwalczyć bezsensownymi argumentami. Nie potrafiłem jej wyprzeć z umysłu. Stała się dla mnie priorytetem i choćbym chciał, nie potrafiłem się temu oprzeć. Otóż muszę wziąć bruneta do domu. W innym przypadku zamarznie tu na śmierć, czego, jakimś dziwnym sposobem bym nie chciał.
      Odskoczyłem na bezpieczną odległość, krztusząc się powietrzem. Nie...Ja nie mogę. Nie stanę się taki jak ON. Równie dobrze mogę od razu pójść i przebić własne serce kołkiem, bo z pewnością zrobiliby to inni. Zostać słabym, kruchym i mizernym równało się z przekreśleniem szans na władcę. Nie dopuszczę do tego... To się nie zdarzy...Na pewno nie mnie. Nie ma szans... Mówiąc "ON" miałem na myśli Raven'a, mojego starego, dobrego przyjaciela. Również należał do naszej rasy. Spędziliśmy ze sobą wiele wspaniałych chwil. Traktowałem go niczym swojego brata. Przy nim czułem się normalnie, dokładnie jak za czasów ludzkiego życia. Wspólnie polowaliśmy, mieszkaliśmy, urządzaliśmy imprezy, zapraszając gorące panny. We dwójkę byliśmy niepokonani, do dnia, w którym wszystko się zmieniło. Raven wyznał mi dosyć niecodzienną, hm...Informację. Zakochał się w, moim skromnym zdaniem, przeciętnie ładnej dziewczynie. Z początku uważałem, iż to chwilowe zauroczenie, jednak potem chłopak po prostu zniknął. Historia powtórzyła się zupełnie jak z Mikey'em. Kilka dni później dowiedziałem się, że oboje, i Rav i Christa, nie żyją. Złapali ich, gdy chcieli przekroczyć granice, by pobrać się tam, gdzie nikt ich nie znajdzie. Wspomnienie o nim nadal cholernie boli... W kulturze wampirów nie ma czegoś takiego jak "miłość", dlatego nie mogę sobie pozwolić na taką słabość. Dobra, Gerard...Wdech i wydech... Już wiem. Zabiorę go na noc do siebie, a rano zdecyduje. Nie okażę słabości. Będę starał się być okrutniejszy niż zwykle. Muszę podbudować samoocenę i wyżyć się na kimś. Ale nie teraz, kiedy jest nieprzytomny. Chcę słyszeć jego krzyk, płacz i czyste przerażenie.
      Podszedłem z powrotem do bruneta. Jedną rękę umieściłem pod jego plecami, a drugą w zgięciu kolan i podniosłem go. Ważył tyle co nic, jak na swój wiek, a przy tym wyglądał tak niewinnie. Ufnie wtulił się w moją pierś. Westchnąłem cicho i ruszyłem do domu.

8 komentarzy:

  1. WWWEEEEE. WWWEEEE. WWWEEEEE. WWWWEEE.
    TO JEST PIĘKNE.
    I TAKIE DRAKULOWE.
    ALE JAK ZROBISZ Z TEGO TŁAJLAJT TO CIĘ ZABIJĘ <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie no xD Nie mam zamiaru xD Chyba... Tzn. Jakieś tam momenty będą do porzygania tęczą, ale mam zamiar wprowadzić bardziej mroczny klimat :P

      Usuń
    2. KOCHAM CIĘ <3
      ZBIERAM NA OŁTARZYK

      Usuń
  2. O BOŻE, JAKIE TO FAJNE <3 Jezu, normalnie faza :O Ale to jest tak zarąbiste, że brak mi słów :D Wampirki, wampirki! Ach, ten cudowny klimat... ten mrok <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrócę! Jednak nie tak szybko jakbym chciała :( Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale no wiesz... pewne sprawy zmuszają mnie do tego. Obiecuję, ze dodam cos najszybciej jak będę mogła ♥

    A teraz rozdział... ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA ME GUSTA . Ogar ^^ Jezu... Serio, bardzo mi się podobało. Użyłaś takich ładnych słów, że aż ... ♥ Bo ty jesteś bogiem, uświadom to sobie XD Nie no, serio jestem pod wrażeniem :P Nawet jak zaleci Tłajlajtem, to mi to nie przeszkadza, tylko nie przesadź XD A tęcza zawsze spoko :3 W niedomiarze jest ok i budzi niedosyt :]

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeej :) Jak fajnie, wchodzę sobie na bloga i widzę, że dodany 1 rozdział <3. Podobało mi się, lubię Twoje opisy, masz bogate słownictwo i dobrze budujesz klimat. No i Gee już pocałował Franka? Nieźle, ciekawa jestem co będzie dalej.
    Ja tam "Zmierzch" uwielbiam. Jedna z moich ulubionyh książek, sooooł... XD
    PS - zapraszam na www.bennodaforeverinourhearts.blogspot.com - kolejny rozdział już jest :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww, super się zaczyna! Ach ten Gerard, taki wielki, zły wampir a jednak taki delikatny... :D Ciekawe, co zrobi z Franiem w domu? Haha, dobra, moje zboczone myśli zostawiam bez komentarza xD. Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś tak tematyka mnie nie pociąga, ale napisane jest super. Jedyne co bym zmieniła to kolor czcionki tekstu. Nic nie widać. :c

    OdpowiedzUsuń