piątek, 22 marca 2013

Rozdział 15

PORNAŁKĘ CZĘŚĆ DRUGA xD Proszę bardzo, zapraszam do czytania i info o krótkiej przerwie. 
Ogólnie to straciłam całą chęć do pisania i chociaż codziennie skrobię coś na kartkach, to w ogóle nie mam ochoty tego przepisywać na kompa, a tym bardziej ulepszać i poprawiać. Nie wiem co się dzieje, bo nigdy nie byłam aż tak zmęczona, a to w sumie już rok... 24 Marca 2013 mam rocznicę pisania Frerardów *u* Czyli jutro...Może akurat z tej okazji zachce mi sie ruszyć dupę i wziąć do roboty...Tak, czy inaczej - przerwa się skończy po światach, soooł...Do zobaczenia i endżojujcie!

Rozdział dla Till

Z racji tego, co się stało dzisiaj rano, bądź też wczoraj w nocy jestem strasznie załamana...Ale już mi lepiej, dzięki Darsie...Także dziękuje ci, moja kochana, że po prostu jesteś. I chociaż mieszkamy tak daleko od siebie, czuję, jakbyś była tuż obok i właśnie to mi pomaga.

Zespół zawiesił działalność, ja umieram, inni pewnie też, soł...Myślę, że nastąpi dłuższa przerwa (dalsze informacje pojawią się w zakładce INFO), ale nie aż taka długa. Musze się zwyczajnie uspokoić, przemyśleć kilka spraw, ale pisania nie porzucę. Bo to właśnie dzięki My Chemical Romance (jak dziwnie teraz pisać nazwę tego zespołu... ;_;) i naszym FanFick'om zrozumiałam, kim naprawdę jestem i co chcę robić. I mimo, że się do jasnejkurwyjegopierdolonejwdupejebanejmać rozpadli, to są...Są i zawsze byli dla nas i choćby nie wiem co, choćbym nie wiem jak nienawidziła wszystkich członków zespołu, muzyka pozostaje muzyką...Dokładnie tą muzyką, która pozwoliła mi odkryć siebie, dlatego dziękuję i mam nadzieję, że wrócą.

Ja też wrócę, ale nie prędzej. niż po świętach, soł:

WESOŁEGO ALLELUJA WSZYSTKIM...

Ja już dzisiaj zrobiłam sobie Śmigus - Dyngus, smarkając do herbaty przez okrągłą godzinę...

________________________________________________

[Frank]



      Mając w sobie dość sporych rozmiarów około połowy członka mężczyzny, wrzasnąłem z całych sił i mocno zacisnąłem dłonie w pięści. Szloch, jaki targnął moim ciałem, po chwili zmienił pierwotną postać w ciche zawodzenie małego kota na ulicy podczas okropnej ulewy. Wrażenie było zupełnie podobne do tego, jakby coś miało mnie za moment rozerwać od środka, pozbawić wszelkiej zasłony, jaką starałem przykryć własne ciało w obawie przed wygłodniałym wzrokiem wampira. Czułem się nagi i tak bardzo wyeksponowany, całkiem jak rzadki okaz w muzeum. Mimo, że od dobrych kilku minut nasze ubrania spokojnie spoczywały na podłodze pokoju, dopiero teraz potrafiłem doświadczyć tych wszystkich żenujących emocji.
-Jeszcze tylko chwilka...Wytrzymaj, skarbie...-szepnął, pochylając nad moimi drżącymi ustami i ucałował je lekko z wyraźną czułością oraz troską. Przed wykonaniem tej drobnej, acz przyjemniej czynności, został zmuszony zmienić kąt pod jakim powoli wsuwał się we mnie, przez co jęknąłem głośno, a słone krople słynęły w dół po skroniach. Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tyle bólu naraz. Leżąc biernie pod dużo większym od siebie mężczyzną nie mogłem absolutnie nic zrobić, prócz obserwowania jego dokładnych, przemyślanych ruchów. Nie chciał wyrządzić mi krzywdy, dlatego nie bacząc na swoje pragnienia, próbował najdelikatniej wejść do samego końca. Szło to dosyć opornie, ale po paru chwilach głośnych wdechów, światów powietrza przesyconego gorącem, zarówno chłodem oraz grymasach niezadowolenia, wreszcie to zrobił. Niestety, ulga nie przyszła tak szybko, jak się tego spodziewałem, a zamiast tego cierpienie przybrało na sile. Teraz już nie wydawałem żadnych dźwięków, lecz tylko zaciskałem mocno zęby na dolnej wardze w nadziei, że udręka niedługo przeminie, jak słyszałem z opowiadań "doświadczonych" kolegów. Owszem, byli tacy, którzy dla momentu osobistej popularności potrafili opowiedzieć dokładne relacje z ich życia seksualnego od początku do finału, z tym, że ciekawa historia, a te amatorskie przechwałki omijały się szerokim łukiem, aczkolwiek większość z nich miała odwzorowanie w realnym świecie. Na przykład przeogromny ból wręcz nie do zniesienia, lub ekscytacje, związaną z pierwszym razem.
-Frankie...Powinienem przestać?-zapytał zbyt poważnym tonem, odbiegającym od zwykłej rozmowy, czy nawet potocznego żartu. Tak, z pewnością mówił całkiem serio, a ja musiałem rozważyć ową propozycję. Jednak myśl, że to, co aktualnie robimy jest, w rzeczy samej, pięknym doświadczeniem, natychmiast odrzucałem z pozoru idiotyczny pomysł Gerarda. Z wolna moje ciało zaczęło przyzwyczajać się do wielkości czerwonowłosego i odczuwać z tego powodu dziwne wrażenie. Jakby moc niezidentyfikowanych emocji wraz z coraz śmielszymi jękami zaczęły być nawet...Podniecające. To chyba nie jest dobre określenie, ale kto w takiej chwili potrafi racjonalnie myśleć? No właśnie, raczej tylko zielonooki, ponieważ na chwilę obecną zaprzestał jakichkolwiek ruchów, śledząc uważnie moje poczynania.
-Nie...Ja chcę...Chcę!-kolejny tego wieczora krzyk wyrwał mi się zupełnie przypadkiem, niemniej tym razem z zupełnie innych powodów. Gwałtowne drgnięcie wyrwało mnie z letargu, przywracając do świata żywych.
      Czerwonowłosy zareagował wyłącznie nieznacznym uniesieniem kącików ust ku górze, a potem zatopił nas w pełnym pasji i namiętności pocałunku, jednocześnie wykonując silniejsze pchnięcia, niż dotychczas. Ręce umieścił po obu stronach przestronnego łóżka, jednocześnie nie przestając poruszać w wyznaczony rytm biodrami. Moje spocone ciało wiło się pod nim przez przekroczenie zwykłej granicy pomiędzy kochankami. Zdecydowanie nie robiliśmy czegoś normalnego...Nie tutaj i nie w tej chwili. To było raczej czymś nadzwyczajnym, bardzo intymnym, osobistym...I mimo, że po raz pierwszy miałem okazję uczestniczyć w akcie miłości z drugim mężczyzną, zadowolenie wzięło górę. Nieopisana radość zawładnęła umysłem, pozwoliła nacieszyć cudowną chwilą, trwającą odrobinę dłużej, niż powinna. I chociaż Gerard, wampir był zimny jak lód, potrafiłem sobie wyobrazić jego ciepło. Ogrzewał mnie, dawał poczucie, że jest taki ktoś na świecie, komu jeszcze zależy...
      Wnet mężczyzna przerwał, a ja poczułem niewielką dozę grozy, bijącą od niego. Całe bezpieczeństwo w ramionach ukochanego jakby wyparowało, pozostawiając po sobie jedynie ostrzegawczy sygnał. Moja intuicja natychmiast wychwyciła tą małą zmianę, natomiast czerwona lampka zapaliła się gdzieś w głębi umysłu. Spojrzałem na twarz Gerarda, niemal piszcząc jak dziewczynka zaczepiona przez nieznajomego w opuszczonym parku. Widok ten był nie tyle straszny, co istotnie przerażający. Raptem jego oczy przybrały barwę ciemnego szkarłatu, tęczówki pozostały zwężone, jak u kota, a usta otworzyły w zachęcającym geście, wysuwając parę podłużnych kłów. Dopiero, kiedy do moich nozdrzy dotarł rdzawy zapach krwi, zrozumiałem o co tak naprawdę chodzi.
-Gee! -zanim zdążyłem coś jeszcze dodać, zatkał mi wargi zaborczym pocałunkiem. Siłą wtargnął językiem do wnętrza moich ust, gwałtownie poruszając biodrami. Coraz szybsze pchnięcia doprowadzały do skrajności rozszalałe od nadmiaru wrażeń emocje, nie dając możliwości uspokojenia tętna, które prowadziło do istnego obłędu. Huczenie w uszach z każdą sekundą przybierało na swojej intensywności, oddech naraz opuścił płuca, a głośny jęk wydobył się z gardła, niczym skowyt jakiegoś zwierzęcia.
      Promieniujący ból przeszył mój kręgosłup, kumulując najmocniejsze punkt w okolicach karku i niżej na plecach. W chwili, gdy czerwonowłosy musnął ciepłym językiem wrażliwą szyję, następnie wbijając głęboko pod skórę dwa zaostrzone kły, stłumiony wrzask rozdarł powietrze. Nienaturalnie wysoki głos należał właśnie do mnie, ponieważ pod wpływem nieoczekiwanego ugryzienia, nie potrafiłem opanować tonu, jakim zazwyczaj dysponuje. Wbiłem palce w plecy Gerarda, być może chcąc przez to złagodzić cierpienie, lecz wtem nastąpiło coś, zaskakującego, wręcz nie do pomyślenia.
      Błogie odrętwienie przyszło tak nagle, jak ulewny deszcz w letnie popołudnie. Napięcie w mięśniach nieco zelżało, pozostawiając po sobie wspaniałe wrażenie cudownego otępienia. Świat nagle zmienił barwy na bardziej żywe, całkiem kolorowe, w charakterze różu, lub czerwieni, aczkolwiek trochę zamazane. Jakiś punkt, ukryty głęboko we mnie reagował z wielką aprobatą na męskość zielonookiego, ocierającą się o niego przy każdym ruchu. Rozkoszne ciepło spłynęło do podbrzusza, a ja miałem wrażenie jakbym już za moment miał dojść, lecz upragniony orgazm nie nadchodził. Celowe przedłużanie wszystkich doznań nie było dobre dla mojego głosu, gdyż po całej serii przeciągłych jęków przybrał postać lekko zachrypłego skrzeczenia. A może miałem tylko takie wrażenie...W każdym bądź razie nie potrafiłem słyszeć nic, prócz owych odgłosów, ani nie czuć nic, nie licząc jego.
      Ukochanego, który wreszcie jest tak blisko...


[Gerard]



      Delikatne promienie porannego słońca wpadały przez przezroczystą szybę dużego okna do obszernego pokoju o fioletowych ścianach. Zdołały nawet przebić dość grube zasłonki, lekko naciągnięte na szklaną powierzchnię połyskującej tafli. Rażące światło biło po oczach, zmuszając bym w końcu je otworzył i wybudził z cudownej drzemki, jaka trwała już ponad pół godziny. W mroku gruba warstwa farby na murze mogła dawać wrażenie wręcz czarnej, ale tak naprawdę była w kolorze głębokiej purpury, czy pięknych fiołków, zakwitających dopiero na wiosnę. Pozbawione większości liści potężne drzewa na zewnątrz, rzucały cienie o najróżniejszych formach na niektóre meble oraz panele podłogowe, tworzyły tam liczne wzorki o rozmaitych kształtach. Wszystkie te czynniki kreowały istotnie niesamowity widok, zwłaszcza z łóżka, gdzie akurat na wpół siedziałem spokojnie oparty o miękkie poduszki, spoglądając na wszystko z zaszczytnego miejsca. Obok mnie leżało drobne ciałko bruneta, niedbale okryte pościelą, przez co znaczna część jego delikatnej skóry została mi ukazana. Cichy oddech z początku sprawiał wrażenie, jakby chłopak w ogóle nie pobierał życiodajnego tlenu, lecz nad wyraz czujnym słuchem mogłem usłyszeć pojedyncze, równomierne odgłosy. Głowę miał opartą na moim lewym barku, ciasno oplatając mnie ręką w pasie, dzięki czemu wyglądał w rzeczy samej uroczo. Gdyby nie fakt, że co jakiś czas poruszał niespokojnie przymkniętymi powiekami, spod których wystawał rząd równo ułożonych, długich rzęs, mógłbym pomyśleć, iż ma spokojny, przyjemny sen, jednak wiele czynników przekreślało tą teorię. Tak, czy inaczej, nie pierwszy raz podziwiam śpiącego Franka, gdyż zdarzało mi się do dosyć często, lecz nigdy nie zdołałem podejść na tyle blisko, by dostrzec jego całkowite piękno wraz z licznymi drobiazgami, jak oczy. Bo rzeczywiście, jego tęczówki, z pozoru barwy pospolitego brązu, zawierały jakieś dziwne, niewielkie, złote odplamienia na czekoladowym tle. Pomimo, że w obecnej chwili były zamknięte, każdy detal zajął swoje położenie w niezawodnej pamięci. Nie był jakimś zwykłym nastolatkiem w liceum, jak pozostała grupka. Dzięki niemu poznałem nowe uczucia, doświadczyłem całkiem nowych, zupełnie odmiennych emocji, jakie niegdyś zanikły we mnie w nadziei szybkiej odnowy. I czekały...Czekały przez wiele setek lat, kiedy ktoś w końcu porwie się do tego jakże trudnego zadania i obudzi dawno stracone człowieczeństwo w bezwzględnym wampirze. A on temu podołał...Może nieświadomie, ale jednak. Działał na każdego jak magnez na opiłki żelaza. Niesamowity uśmiech i szczerość, zawarta w słowach przyciągały zwyczajnych ludzi, zachęcając do rozmowy, a później bliższego kontaktu z chłopakiem. Chociaż wiele przeszedł w swoim krótkim, jak na jeszcze ucznia, życiu, niemniej nie poddawał się. Pokonywał przeciwności losu, brnął w nieznane i nawet, gdy bliscy opuścili go, zostawiając samego w wielkim świecie, dał radę. To właśnie można określić jako wyjątkowość. W dodatku tą szczególną, jaką posiada niewiele osób z ludzkiego społeczeństwa.
      Urzeczony cudownym widokiem, powoli wysunął się spod aksamitnego materiału, wcześniej ostrożnie okrywając tkaniną drobną sylwetkę Franka po sam czubek nosa. Taki obrazek bez dwóch zdań stanowiłby niemałe rozproszenie podczas uwieczniania ukochanego na szkicu, toteż musiałem narysować go z pamięci. Większą część, taką jak sylwetka, wcięcia, wspaniałe kształty bioder, ud, czy ramion znałem doskonale, jednak oczy...Ah, te wspaniałe oczy wyznaczały pewną ścieżkę, powoli nadciągających trudności. Inne, wymagające pełnego skupienia elementy postanowiłem dodać podczas zwyczajnych zajęć, gdyż po prostu niemożliwym było odwzorować uderzającą urodę chłopaka za jednym pociągnięciem miękkiego ołówka.
      Odnajdując wszystkie potrzebne przedmioty, wygodnie usadziłem nagie cztery litery na mahoniowym krzesełku tuż przy biurku i przyłożyłem narzędzie z rysikiem do czystej, białej kartki. Z początku trudno było zabrać się za coś, gdyż wiedziałem, że nie ujawnię tutaj prawdziwego czaru rysowanej postaci, ani nic z tych rzeczy. To przecież tylko szkic. Nic nie znaczący rysunek, który ma zwyczajnie leżeć na dnie szuflady w jakiejś głębokiej szafie i czekać, aż ktoś zechce odkurzyć stare wspomnienia. Jednak kto by chciał powracać do echa dawnych, być może smutnych wydarzeń, kiedy rzeczywistość goni nas nieubłaganie, co sekundę skracając czas życia, by wreszcie dojść do ostatniego minimum. Wielokrotnie zastanawiałem się, jak będzie wyglądała moja śmierć. Z jednej strony wiele razy niezaspokojona ciekawość brała górę, aczkolwiek z drugiej widniał strach. Obawa przed zapomnieniem, nicością, jaką zostanę otoczony, ponieważ piekło, podobnie jak niebo są zamknięte dla nieśmiertelnych. Wbrew pozorom te idiotyczne modlitwy chrześcijan docierają do Boga i niekiedy prośby zostają przed niego wysłuchane. Rozpatruje je dokładnie, analizuje, aby potem podjąć trudną decyzję. Zupełnie, jak diabeł, czy szatan...Posiada specjalną listę złych osób, jednak na żadnej z nich nie ma mojego imienia. Jestem neutralny, obojętny dla sił wyższych. Sam zdecydowałem żyć w pustym świecie bez barw, z własnej woli stałem się wampirem. Niemniej do kościoła, świętej twierdzy, mogę wejść bez problemu. Czosnek w żadnym wypadku na mnie nie działa, a woda święcona i tym podobne relikwie są jak każde inne przedmioty, zbędne do funkcjonowania. Przez bardzo długi okres i prawdopodobnie zostało to po dziś dzień, nazywają nas antychrystami, satanistami, odprawiającymi czarne msze, lub jeszcze ciekawszymi określeniami. Dziwaczne epitety przeważnie doprowadzały do wybuchu niekontrolowanego śmiechu, bądź rodziły nienawiść do naiwnych ludzi, tymczasem ja bawiłem się w najlepsze, obserwując poczynanie współbratymców. Nie mam pojęcia dlaczego oni zawracali sobie głowę istotami z niższej półki, podczas gdy śmiało mogli pójść do klubu się rozerwać, lub posilić. Widocznie jeszcze nie dorośli do pewnych spraw...
      Moja ręka automatycznie tworzyła proste, lub trochę zakrzywione kreski na gładkiej powierzchni dużej kartki. Nadgarstek zaginał się na wszystkie możliwe sposoby, aby ułatwić dostęp do mniejszych fragmentów, a długie palce zwinnie operowały ołówkiem, pogrubiając niektóre linie dla lepszego efektu. Gdzieniegdzie delikatnie rozmazywałem opuszkami kontury, by zaraz potem poprawić je ruchem rysika z twardszych kredek o naturalnych odcieniach bladej skóry. Nawet nie zauważyłem, kiedy po kilkunastu naprawdę długich minutach na papierze już widniał wyraźny zarys sylwetki i drobnych, jeszcze niedopracowanych szczegółów. Gdyby nie potok myśli i spostrzeżeń na temat niezwykłego czaru Franka, skończyłbym dużo wcześniej, aczkolwiek perfekcja wymaga staranności i poświęceń. Hańbą byłoby naszkicowanie kogoś mniej pięknego, niźli jest w rzeczywistości. Szczególnie mały brunet zasłużył na porządnie wykonany portret, lub akt, co w tym wypadku wychodzi na pół-akt, gdyż wiadome części jego ciała są przykryte cienką tkaniną. Ze względu na urodziwość chłopaka nie mogłem do końca skupić uwagi na rysunku, miałem wrażenie, iż większość robię źle, nie tak jak trzeba i w ostateczności wyjdą z tego nici. Jednak moje przypuszczenia były jak najbardziej mylne...


[Frank]



      -Dokąd się wybierasz?-spytałem niemrawym głosem, dopiero obudzony ze słodkiego snu donośnymi skrzypnięciami paneli podłogowych. W obawie, że to, co miało miejsce jeszcze kilka godzin temu temu, a co dokładnie w tej chwili przypomniało zawstydzające obrazy, zostało wytworzone w mojej chorej wyobraźni, natychmiast odszukałem wzrokiem rozbawionego Gerarda. Tak, istotnie mężczyzna tutaj był, stał naprzeciw ogromnego łóżka, na którym spokojnie leżałem szczelnie okryty satynową pościelą, dającą mi maksimum wybornego ciepła. W pokoju było stanowczo za gorąco, a poprzez zamknięte okno, dusznota nie miała którędy stąd uciec. Powietrze, przesycone potem naszych rozgrzanych do granic możliwości ciał oraz cudownym zapachem subtelnego aromatu Gerarda wprost idealnie nadawało się do porannej dawki tlenu. Mogę zaręczyć, że nie ma nic lepszego od zielonookiego na śniadanie.
-Do łazienki. Zaczekaj na mnie...-musnął językiem moje ucho, szepcząc cicho słowa. Jego głos, tak miękki przechodził prawie w mruczenie. Złapałem ręką tą należącą do mężczyzny, chcąc go zatrzymać jak najdłużej przy mnie.-Nie ucieknę ci...Zaraz wracam, chyba, że chcesz iść ze mną...-uniósł jedną brew do góry w pytającym geście, na co natychmiastowo się zarumieniłem. Nie wyobrażałem sobie stanąć przed nim całkiem nagi. A rzeczy, które robiliśmy w poprzednich nocach nijak mają się do tego, że byłem strasznie wstydliwy. Uważałem, że moje ciało to nic nadzwyczajnego. Sama skóra i kości. I co w tym fajnego? Żadnych mięśni, opalenizny, nic przez co mógłbym wyglądać choć trochę atrakcyjnie, dlatego też bałem się, że nie spodobam się Gerardowi. Wprawdzie widział mnie tylko i wyłącznie w nocy, przy czym było ciemno, że sam nie wiedziałem gdzie co się znajduje, lecz z drugiej strony...Wampiry mają dość dobry wzrok, ale czy aby na tyle, żeby potrafiły dostrzec wszystkie moje niedoskonałości nawet pod osłoną mroku? Zadrżałem na samą myśl, iż on mógłby stwierdzić, że nie jestem dla niego wystarczająco przeciętny. Nie przeżyłbym naszej rozłąki nawet na te pieprzone kilka minut, kiedy idzie pod prysznic, a co dopiero na zawsze...Pewnie od tych wszystkich głupich pomysłów moja mina z rozanielonej zmieniła się na paskudny grymas, co nie uszło uwadze mężczyzny.
-Co jest, Frank? Jeśli nie chcesz, to nie musisz...-szepnął, przyciągając mnie do siebie za podbródek.
-N-nie.Jest dobrze.-wymusiłem lekki uśmiech, próbując oszukać swoje własne uczucia. Nie chciałem iść z nim do tej łazienki, szczególnie, gdy miałem pełną świadomość, że rozebranie się będzie nieuniknione. Czyż nie dziwnym byłoby wejść pod prysznic w pełnym ubraniu? Jeszcze mężczyzna domyśliłby się o co mi chodzi, a tego już bym nie przeżył. Wstyd we wstydzie. Sam nie rozumiem, jak można nadal rumienić się przed swoim kochankiem.. To takie dziwne...Przed Victorem również miałem pewne zahamowania, dlatego nigdy nie doszło do czegoś więcej, niż pocałunków, tak mile przeze mnie wspominanych. Jednak plusem było, że wraz z Gerardem przeszliśmy przez tą cienką nić, okazując sobie wiele miłości w najpiękniejszy sposób. I mimo, że gdzieś tam czułem coś do Victora, moje serce należało w pełni do czerwonowłosego. Mógł zrobić z nim co tylko zechciał, a ja byłbym mu całkowicie podatny. Gee obecnie jest najważniejszą osobą w całym życiu i nawet najmniejsza rozłąka jest czymś w rodzaju katorgi. Czekałem sobie grzecznie w pokoju, dusząc się jednocześnie. Nie potrafiłem wytrzymać bez niego pieprzonej chwili, kiedy mężczyzna szedł do łazienki, a o całonocnych polowaniach nie wspomnę...Do teraz nie mogę pojąć szczęścia, jakie mnie spotkało pod wpływem jednego głupiego impulsu. Kto by pomyślał uciekać z domu, w nocy i na dodatek włóczyć się po ciemnym lesie? Frank Iero, oczywiście. A kto byłby na tyle mądry, żeby jeszcze się zgubić? Jasne, że ja. Ale wtem pojawił się on, dając nadzieję...Był moim osobistym światełkiem w tunelu, dzięki któremu już zawsze odnajdę właściwą drogę.
-Chodźmy.-całkiem nieświadomy swoich poczynań pociągnąłem niepewnego mężczyznę za rękę w stronę białych drzwi. Kroki stawiałem ostrożnie, powoli, jakbym miał się zaraz przewrócić na prostej podłodze, wiodącej do łazienki. Robiłem to dość często, nawet nie specjalnie. Po prostu strasznie się denerwowałem w obecności Gerarda. Chociaż z czasem to mijało, nadal pozostawało dziwne uczucie i spocone dłonie. O wielkich czerwonych plamach na twarzy nie wspomnę, ponieważ były one aż nadto widocznie. Starałem się głęboko oddychać, by minimalnie złagodzić intensywne wypieki na policzkach. Oczywiście z wielkim trudem łapałem spokojne wdechy, starając nie dawać czerwonowłosemu powodów do niepokoju. A miał i to duże, bo gdybym nagle dostał zawału nikt nie mógłby mi już pomóc. A właśnie takie miałem wrażenie. Serce nienaturalnie mocno waliło w mojej piersi, nogi plątały się raz po raz ze sobą, co wcale nie ułatwiało przejścia. Marzyłem, by w końcu dotrzeć do upragnionej klamki i uwiesić na niej całym ciężarem, pozwalając wyczerpanemu organizmowi odpocząć. O ile prościej byłoby iść bez seksownego ciała tuż za mną. Rzeczy, a raczej wygłupy, które aktualnie odstawiałem, były... Dziecinne. Mimo, że w głębi duszy pragnąłem znaleźć się w silnych ramionach mężczyzny, gdzieś podświadomie drżałem na samą myśl o tym. Nie, żebym się bał, czy coś w tym rodzaju, ale...Oh, dlaczego to jest takie trudne?! Dlaczego ja muszę być tym wrażliwym, skrytym Franiem?! Ugh! Ile bym oddał, żeby zmienić się chociaż trochę, żeby nie wstydzić się Gerarda. Mojego ukochanego, a zarazem najlepszego przyjaciela, któremu z pewnością powierzyłbym każdy sekret, choćby od tego zależało czyjeś życie. Wiem, że zawsze dotrzymałby słowa, nie wyjawił nikomu tajemnicy, gdybym tylko o to poprosił.Czasem miałem wrażenie, że skoczyłby za mną w ogień, z resztą...Sam mi to oświadczył, przez co czułem się skrępowany. Wprost ubóstwiałem, kiedy Gee prawił mi komplementy, nie zawsze zgadzające z prawdą, ale jednak. W pewnych chwilach mocno przesadził, mówiąc jaki to jestem piękny i niepowtarzalny. Jestem na sto procent pewny, że znalazłby sobie kogoś innego, gdyby chciał, aczkolwiek pozostawał przy mnie. Zwykłym, przeciętnym chłopaku, który nawet boi się stanąć z nim twarzą w twarz bez zarumienionych policzków. Na litość boską! Kim ja w ogóle jestem, że zasłużyłem na takie szczęście, jakim jest dla mnie Gerard?!
-Frankie?-drgnąłem, gdy usłyszałem jego ciepły, miły głos tuż przy uchu.-rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ostre światło jarzeniówek raziło mnie po oczach tak, że lekko przymrużyłem powieki. Dookoła roznosiła się cudna woń kosmetyków i truskawek. Niestety, tylko tyle mogłem na razie powiedzieć, gdyż spostrzegłem, że od kilku minut stoję wpatrzony w jakże cudowną ścianę. Beżowe kafelki sięgały do czubka mojej głowy, zamieniając się w ciemnoczerwoną tapetę, a potem sufit, na którym widniały ozdobne lampki o bardzo mocnym blasku. Odwróciłem się przodem do małej, acz bogato urządzonej łazienki i zaniemówiłem z wrażenia. Przede mną stała drobna szafeczka wraz z umywalką koloru łososiowego, a nad nią lustro tej samej barwy. Po lewej stronie była duża kabina prysznicowa. Przez jasną, zasłoniętą kotarę nie potrafiłem dostrzec nic więcej. Na podłodze leżały puszyste chodniczki, wyglądające na bardzo mięciutkie w dotyku. Aż prosiły się, żeby wypróbować ich delikatność. Na prawo ode mnie znajdowała się nieduża półka na ręczniki, a zaraz obok toaleta. Całość urządzona w nowoczesnym, eleganckim stylu dodawała atrakcyjności temu pomieszczeniu. Nawet ta, należąca do mnie prywatna, luksusowa łazienka na piętrze w pełni nie dorównywała tej tutaj.
      Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozsuwanego rozporka. Gerard stał z tyłu, opierając barki na moich ramionach i z chytrym uśmieszkiem majstrował przy zamku. W pełni sprawnie udało mu się całkowicie go rozsunąć, po czym opuścił czarny materiał do połowy ud. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na dole znalazły się MOJE spodnie, a bokserki prawie całkowicie zjechały z pośladków. Poczułem jak na twarz znowu wstępują szkarłatne plamy, których z wielkim trudem udało mi się pozbyć. Przed sekundą raz jeszcze byłem spokojnym, opanowanym Frankiem, podziwiającym styl właściciela domu, aż tu nagle przyszedł taki Gee, który jak zawsze zniszczył ciężką pracę, starania powrotu do poprzedniego stanu były już teraz niemożliwe. Zwłaszcza, kiedy dłoń mężczyzny subtelnie otarła się o moje krocze. Zaraz potem zwinne palce zaczęły pocierać męskość, doprowadzając mnie do coraz częstszych jęków.
-Aniele...Pięknie brzmisz.-wyszeptał i przygryzł lekko płatek ucha, jeszcze bardziej przyspieszając ruchy dłonią. Wcale nie uważałem, żebym miał jakiś nadzwyczajny głos, dlatego też zaśmiałem się pod nosem.-Co cię tak bawi, Frankie?-zapytał zadziornie. Zadrżałem i automatycznie przylgnąłem do niego plecami. Precyzyjnie przechyliłem głowę, trafiając wprost na blade usta Gerarda. Bez dalszych wyjaśnień zatopiłem nas w intensywnym pocałunku, który skutecznie tłumił wszelkie odgłosy, wywodzące z mojej strony. Nasz języki zgodnie przeplatały się ze sobą, drażniły podniebienia, sprawiały przyjemność. W tym drobnym geście zawarłem wszystko, co chciałem, aby się tam znalazło. Bezgraniczną miłość do drugiej osoby, zaufanie, ale także strach oraz niepokój.

12 komentarzy:

  1. Oojeereej, jaki. To urocze :3 Przeczytałam to z dziesięć razy i chce to zrobić jeszcze raz. Właśnie sobie siedzę ma fotelu, z telefonem i czekam na wschód słońca. W ogóle dziś nie spałem. Sześć godzin czytałam Frerardy s.mój telefon to przetrzymać :3 Czekam na naaaasssssssssteeepny :D Ale co tam. Idę czytać to jeszcze raz :3 I ojeeej, jestem pierwsza :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam ale nawet ten rozdział nie był w stanie zmienić mojego humoru ;c po prostu nie wierzę...

    Ale nie znaczy to, że rozdział jest super!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz kochanie, że rozdział jest cudowny, ale mój zjebany humor nie jest w stanie tego oddać. Oczywiście pomogło mi to nasze wspólne smarkanie do słuchawki i ryczenie, ale rozumiesz... Rozdział niezwykle ujmujący i przesłodki. W przeciwieństwie do Ciebie nie wiem, czy będę w stanie dalej pisać, moja słodka. Ale wszystko jest kwestią czasu. Ale mam przecież Ciebie, a ty masz mnie i zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet jakby się świat walił to jesteśmy dla siebie, więc jestem spokojna o przyszłość ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. HAHA XD dostałam zboczony rodział , marzyłam o tym ! Dziękuję ;3 A tak wgl to wow. Świetnie napisane , podoba mi się. No ale niestety nie mogę utrzymać tradycji i słuchać MCR przy tym iż... no wiescie same , niestety jak słucham tego teraz to działa inaczej niż kiedyś, Kiedyś poprawiało humor teraz mnie załamuję bo oni podobno już nie zagrają . Choć słyszałam że tylko ZAWIESZJĄ twórczość to mam nadzieję że to prawda. Ja ci życzę weny i żeby wrócili do nas, (albo w solowych krążkach chociaż, jako Ferard XD ) Jeszcze raz dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział piękny, świetnie napisany.
    Twoje opisy są cudowne. Normalnie zachwycałabym się i piszczała. Jednak info o rozpadzie MCR mnie totalnie dobiło. Wszystko mnie wkurza, ale najbardziej przejmuję się tym, że nie umiem już suchać ich piosenek. Sprawiają mi ból..
    Gdybyś dodała wcześniej rozdział...Ale wiesz, w sumie to dobrze, że przeczytałam go po tej bardzo rozbudowanej informacji od nich. W ogóle mogli ograniczyć się do jednego zdania, przecież po co cokolwiek wyjaśniać...Sorry trochę odbiegłam od tematu, więc dobrze, że przeczytałam po bo poprawiłaś mi trochę humor. Dobre porno nie jest złe jak to mówią...Ogólnie notka była słodka....a scena w łazience już szczególnie:)
    Pisz bo wspaniale Ci to wychodzi..
    Dużo weny i chęci do pisania życzę.
    Pozdrawiam!

    Kathi

    OdpowiedzUsuń
  6. nienienienienie wiedziałam że sie rozpadna ostatnio o tym z przyjaciólka gadalam ale teraz jak to przeczytalam to płakać mi się chce nie moge uwierzyc mcr to było moje życie i moja religia zawsze poprawiali mi humor jak ich słuchałam to tak mogłam o wszystkim zapomnieć i się wsłuchać na prawdę nie wierze że to może być koniec ;c nienienienie dobrze że przynajmniej jeszcze frerardy są...
    Rozdział jest niesamowicie słodki i długi tak mi sie wydaje ;d heheh scena w łazience to mega normalnie :3 ale jakoś nie umiałam sie skupić na rozdziale przepraszam nie moja wina ;,c przepraszam cie za taki okropny komentarz ale musze sie komuś zwierzyć cos wgl. Napisac jak sa jakies bleedy to przepraszam ale u mnie nie za dobrze z ortografia a teraz to wgl. Mam w dupie ortografie.. Trzymajcie się killjoysi xoxooxox

    OdpowiedzUsuń
  7. <33333333333333333333333333333333333333333

    *tak, nadrobiłam, wreszcie*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny i wciągający rozdział, jak zawsze :D
    Twoje opisy są niesamowite... zazdroszczę Ci takiego talentu do opisywania, bo ja tak nie umiem... xD
    Bardzo ciekawe były przemyślenia Gerarda na temat śmierci, i moment, kiedy rysował Franka :3
    Heh, i ta scena w łazience... kiedy przeczytałam słowa Gerarda: "Aniele... Pięknie brzmisz." po prostu się roześmiałam xDD I znowu przerywasz w takim momencie...
    Co do rozpadu MCR - nie mogę w to uwierzyć :< chyba mieli ostatnio wydać owy album, ale i z tego nic... mam nadzieję, że szybko powrócą.
    Pozdrawiam, czekam z niecierpliwością na następny rozdział i Tobie też życzę Wesołego Alleluja :D
    P.S. Zapraszam do mnie na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo cię przepraszam, że dopiero teraz jestem, ale... zaczęłam czytać ten rozdział w sobotę rano, zanim dowiedziałam się o rozpadzie MCR, później na chwilę przerwałam, przeczytałam informację na blogu zespołu i już po prostu nie byłam w stanie do niego wrócić. Dopiero dzisiaj się ogarnęłam i skończyłam czytać. Ale jednak... nie czuję nic. Może to przez to, w jakich okolicznościach go przeczytałam, zwyczajnie jestem do niego uprzedzona. Jest pięknie i przyjemnie napisany, jednak ja czuję tylko pustkę. Wybacz,tak wyszło.
    Tak czy inaczej ogarnęłam się już trochę, jest mi dużo lepiej. Z początku ryczałam, to chyba normalne w takiej sytuacji. Później byłam na nich wściekła, jednak wczoraj, po przeczytaniu listu Gerarda spłynął na mnie taki dziwny spokój. Jestem z nich dumna. Zmotywowali mnie do działania.
    Mało o rozdziale, dużo o MCR. Tak wyszło, przepraszam raz jeszcze.
    Trzymaj się i pamiętaj, Killjoys never die ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Killjoys will never die*
      Geniusz pod wpływem emocji zjadł słówko ;D

      Usuń
  10. Killjoys Togheter Forever Nie? Nawet jak zespół się rozpadł fani będę zawsze. Jak zawsze pięknie napisane. "Śmigus-Dyngus" Od razu mi się pierwsze słowo z moim nazwiskiem kojarzy X3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze, nie dodało mojego komentarza. No to napiszę jeszcze raz. Bardzo mi się podoba jak opisujesz seks. Już to pisałam pod 14 rozdziałem ale napiszę po raz drugi. Subtelność, w której wszystko było zachowane, to jak przeplatałaś ich myśli i czyny. Świetne :)
    W tym tygodniu przy zmysłach trzymają mnie chyba tylko frerardy, niektórzy kończą pisać przez to co się stało...Ja próbuję robić jak najwięcej, piszę, rysuję. Ale też jest trudno. Mam nadzieję, że wrócisz niebawem z nowymi znakomitymi rozdziałami :) Życzę by wena w czasie tej przerwy nie odpłynęła :)

    My Chemical Romance Forever. - nie toleruję słowa 'koniec'

    OdpowiedzUsuń