piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 10

Czeeeeść wszystkim. Ta, z góry przepraszam za to coś na dole, ale jakoś ostatnio brak weny :P Na ferie (od 9 lutego) chyba zrobię sobie małą przerwę xD Ale to tylko 2 tygodnie, czyli nie tak dużo. No to cóż...Zapraszam do czytania i dziękuję wszystkim komentującym oraz ninjom :D Jesteście dla mnie baaaardzo ważni. Rozdział dedykuje Darsie, która twierdzi, że po przeczytaniu notki nie straci weny. Zakład? :P

____________________________________________

[Frank]



      W domu rozległo się powtórne pukanie, jednak tym razem nie dobiegło ono końca. Pochwyciłem w rękę parasol oparty o ścianę obok. Jednym, szybkim ruchem otworzyłem zamaszyście drzwi i zamarłem. Miałem wrażenie, jakby cały świat stanął w miejscu. Przed oczami przemijała jedna i ta sama scena. W głowie pojawiały mi się przeróżne myśli kto rzeczywiście mógłby stać za progiem, ale o takiej możliwości nigdy nie wspomniał bym ani słowem. Z jednym, istotnym faktem, że naprawdę nie miałem pojęcia, jakie osoby stoją za tymi drzwiami. Niestety, po chwili już wiedziałem i byłem świadom szoku, jaki doznałem w tej chwili. Opuściłem ramiona, wcześniej ustawione w obronnym geście, patrząc z niedowierzaniem przed siebie. Prawdopodobnie również szczęka padła mi na sam dół do podłogi, hamując zdolność wydania jakiegokolwiek odgłosu. Czułem, jak moje gardło staje się suche, a dłonie wręcz przeciwnie; jeszcze bardziej wilgotne.
      Dwóch mężczyzn...Jeden z nich, łudząco podobny do pewnej osoby był oparty na drugim, kompletnie nie kontaktując z otaczającym światem. Drugi zaś w pełni poważny bez cienia uśmiechu na twarzy, wspierał kumpla, by ten mógł ustać na nogach. Cała ta sytuacja wydała się być dość dziwna, zważając na fakt, iż owych osobników nie rozpoznawałem, a aktualnie pomieszkuję w posiadłości bogatego wampira gdzieś na kompletnym odludziu i jak gdyby nigdy nic otwieram drzwi obcym. Nie, to wcale nie jest niedorzeczne, że do tej pory udało mi się przeżyć i wyjść z każdej opresji bez większych obrażeń. Niestety, w tym momencie już może nie być tak szczęśliwie, jak poprzednio, gdyż postacie tuż przed moim nosem spędziły sporo czasu na siłowni, a mięśnie były widoczne nawet pod cienkimi kurtkami. Wcześniej wspomniani mieli na sobie wyłącznie czarne ubrania, które zlewały się z tłem ciemnego lasu, za wyjątkiem włosów. Głęboki odcień blondu, wręcz wpadał w kolor złoty, układając na jego głowie fryzurę w jako-takim ładzie, natomiast druga, wściekle czerwona czupryna wyraźnie odbiegała od ustalonej normy. Krwiste kosmyki opadały na oczy, czoło i resztę twarzy, absolutnie zakrywając piękne tęczówki, w jakich uwielbiałem zatracać własne spojrzenie. Było w nich coś...Dobrego, co sprawiało, że miałem ochotę zaufać...Gerardowi. Pomimo sprzecznych znaków już na początku rozpoznałem zielonookiego. Miałem pewność, bez zastanowienia powierzyłbym mu swoje życie, nawet istnienie całego świata. Może po prostu byłem głupi i naiwny, ale liczyłem na niego. Mimo, iż był osobą, jakiej w ogóle nie znałem, wierzyłem, że żadna krzywda nie stanie mi się z jego inicjatywy.
      Zrobiłem kilka małych kroczków w głąb domu, ale tylko po to, aby mieć lepszy zasięg i móc ujrzeć więcej, niż przed momentem, kiedy to wlepiałem spojrzenie w obie postacie. Ledwo stałem w pionie i gdyby nie klamka, do której tak kurczowo byłem przyklejony, starając zatrzymać jedyny element podpory przy sobie, już dawno leżałbym nieprzytomny na podłodze. To się czuje, bezpośrednio przed zejściem z tego świata, zanim stracę rozum, mam świadomość, że za moment dokładnie to się wydarzy. Wiem, gdy granica pomiędzy wyimaginowaną krainą, a jawą jest na tyle cienka, że byle zakłócenie może ją przerwać na połówki i dokładnie takie miałem obecnie wrażenie. Zimno, pochodzące z zewnątrz, wpływało przez szeroko otwarte skrzydło drzwiowe oraz niedomknięte okna było wystarczająco prawdziwe, abym wiedział, iż nie śnię, tymczasem obrazek, jaki miałem centralnie przed sobą pod każdym względem temu przeczył. Czasami porządnie musiałbym przemyśleć, czy na pewno wszystkie popaprane wydarzenia sprzed kilku dni nie są wytworem mojej chorej wyobraźni, a ja sam nie leże w szpitalu po jakimś ciężkim wypadku i wytwarzam te niepokojące wizje we własnym umyśle. Ale skoro właśnie w ten sposób postrzegą obecną sytuację, na nieszczęście, mam pewność, iż ogromnie się mylę. Życie nie jest takie łaskawe na jakie wygląda, ale co tam może wiedzieć nastolatek...Ludzie dobrzy dostają to, co najgorsze. Oni zasłużyli, by spotkały ich lepsze rzeczy, lecz los ma w zanadrzu inne, straszniejsze plany. Mimo to nadal wierzą, że przeznaczenie jeszcze się do nich uśmiechnie. Przeczekują spokojnie burze, huragany, wierząc, że słonce w końcu wyjdzie zza chmur i uraczy swoimi gorącymi promieniami spragnione ciepła oraz światła dusze. Naiwni głupcy. Żeby wygrać trzeba walczyć o swoje, a nie oczekiwać i wierzyć idiotycznemu szczęściu. Takie coś nie istnieje, a nagroda, jaką otrzymujemy po zakończeniu życiowego zadania zależy tylko i wyłącznie od nas. A propos farta, ostatnio w moim przypadku zdarzającego się stosunkowo często... Chyba właśnie karty przeszły na druga stronę...
      Dosłownie zdążyłem lekko mrugnąć powiekami, by pozbyć okropnej wizji dwóch mężczyzn, którzy robili naprawdę nieodpowiednie rzeczy, lecz nie chciała ona za nic ustąpić. Sam nie wiem dlaczego, ale w głowie pojawiły mi się bardzo niedorzeczne wyobrażenia z tymi panami w roi głównej. Stojąc tak od kilku minut i wgapiając w denerwujący obrazek miałem dość czasu, aby spokojnie wszystko przeanalizować. To, jak mężczyzna, którego imienia nie dane mi było poznać obejmuje Gerarda...Słowa, jakie szepcze do niego tak, abym ich nie usłyszał i fakt w jaki sposób czerwonowłosy się na nim wiesza...To oczywiste, że mają ze sobą wiele wspólnego, aczkolwiek mnie to nie obchodzi. Prawda? Wcale nie zależy mi na Gerardzie, czyż tak? A może jednak... W innej sytuacji pewnie byłbym porządnie zdenerwowany, lecz teraz miałem większe problemy do rozwiązania.
      Zanim zdążyłem jeszcze raz popatrzeć na Gerarda, ten już gwałtownie przechylił się całą potężną sylwetką w przód, kierując wprost na mnie. Choćbym chciał nie utrzymałbym zapewne sporo ważącego ciała zielonookiego. W dodatku bolesna rana na nodze pomniejszała szanse na wyjście z tego cało oraz uniknięcie niechybnego upadku. Naprawdę, tylko cud mógł uratować mnie przed ponownym, tym razem udanym, zginięciem. Zamknąłem oczy, czekając na mocny trzask, a zaraz potem stracenie przytomności, ale nic takiego nie nastąpiło. Ze strachu aż znieruchomiałem całkowicie, zaciskając z całej siły zęby oraz dłonie w pięści. Palce u ręki po pewnym czasie zaczęły niemile dawać znak, ze coś jest nie tak...Że śmierć, lub raczej przedśmiertne chwile trwają stanowczo za długo. Tym razem już dzielnie otworzyłem oczy. Widok, jaki zastałem po chwilowej nieobecności duchowej zdziwił mnie na tyle, iż z ust wyrwał mi się cichy pomruk podziwu. Wiedziałem, że wampiry posiadają wiele nadprzyrodzonych zdolności, ale czegoś takiego jeszcze nie miałem okazji podziwiać, ani nawet czytać w książkach.
      Gerard jakby nic nigdy się nie stało dosłownie wisiał w powietrzu, ignorując wszelkie prawa grawitacji. Po prostu stał niemożliwie przechylony pod kątem 70 stopni równie zdziwiony, co ja. Szeroki uśmiech powoli zastępował szok spowodowany zaistniałą sytuacją. Nie ruszyłem choćby włosem nawet o milimetr, póki sytuacja nie zaczęła być trochę uciążliwa. Duszne powietrze sprawiało, że z trudem łapałem kolejne oddechy, a momentalne upośledzenie czerwonowłosego wcale mi nie pomagało. Mężczyzna również nie miał pojęcia co się właśnie stało, dlatego także postanowił nie wykonywać żadnych podejrzanych kroków. Chyba zdecydował, że lepiej będzie, jeśli zostawi rozwiązanie zagadki dziwnego zjawiska w moich rękach, a sam pozwoli zmysłom odpocząć. Już na starcie zauważyłem, że z Gerardem jest coś nie tak. Zachowywał się jakoś inaczej, niczym rozwydrzony bachor, a nie dorosły mężczyzna z pokaźnym intelektem. Bardziej przypominał jedną z tych słodkich blond-idiotek, które nie wiedzą do czego służy telefon komórkowy. Niestety, w przypadku jego zdarzyło się coś znacznie gorszego. Otóż zapomniał, jak wypowiadać słowa, bo do tej pory usłyszałem tylko swoje imię, wypowiedziane jedyny raz i nic poza tym.
      Zerknąłem za mężczyznę z niespokojnym wyrazem twarzy, aby zobaczyć, co spowodowało tak dziwne zdarzenie. Normalnie nikt nie potrafi zawisnąć w powietrzu i jeszcze się z tego cieszyć, jednak Gerard jest moim wyjątkiem, o czym wiedziałem już od pierwszego spotkania. Wyzywające spojrzenie sprawiało, że był tak cholernie pociągający, jak żaden inny chłopak, bądź dziewczyna. Mimo, iż miałem ich kilka, zielonooki dawał mi najwięcej radości z samego przebywania z nim w jednym pomieszczeniu, a co dopiero, gdyby...Gdyby...Lecz niestety na przeszkodzie stoi nam jeszcze ktoś, kto aktualnie jest sprawcą tych niewyjaśnionych zjawisk. Złotowłosy mocno trzymał Gee za skrawek jego kurtki, co wyjaśniało chwilowe zawieszenie się mniejszego z nich. Po chwili mężczyzna przyciągnął do siebie Gerarda, przez co oberwał kilka razy w twarz, jednak niezrażony kontynuował utrzymywanie kolegi w pionie i ogólnym spokoju.
-Eee...-wyjąkałem niezdolny powiedzieć nic sensownego.-Może pomóc?
-Nie, nie trze...Cholera!-warknął, kiedy spostrzegł brak czerwonowłosego w pobliżu. Natomiast wcześniej wspomniany bawił się w najlepsze.
-Gee...-szepnąłem, a on chwilowo skupił uwagę na mojej osobie. Wpatrywał się tak natarczywie, nie przerywając kontaktu wzrokowego, aż musiałem otworzyć usta, by zaczerpnąć powietrza. Intensywna zieleń jego oczu raziła swoją pięknością oraz niesamowitą barwą. W ciemnościach tęczówki Gerarda były jeszcze bardziej błyszczące, niż na ogół, a cudowny kolor idealnie komponował się z mrokiem, dając uczucie odmienne, jakiego jeszcze nie znałem. Po raz pierwszy w życiu mogłem zobaczyć niby małą, a tak niebywałą rzecz...Potrafiłem w nich dostrzec znacznie więcej, prócz duszy czerwonowłosego, ale również miliony gwiazd i iskierek, tańczących w jednej linii. Najpiękniejsze rzeczy zostały umieszczone w ślepkach właśnie tego mężczyzny i uczyniły go moim kochanym, niepowtarzalnym...
-Frrranuś...-uwiesił się na mojej szyi, zakładając ręce na plecy. Wypowiedział moje imię wręcz mrucząc jak kotek. Usiłowałem zrzucić z siebie nieproszonego, o wiele potężniejszego gościa, ale był zbyt ciężki nawet dla mnie. Jedyne, co mogłem zrobić to wdychać słodki zapach ciała czerwonowłosego pomieszany z ostrym aromatem alkoholu. To pewne, że już wcześniej wypił za dużo różnych trunków, lecz mimo to nadal miał siłę gadać niezrozumiale pod nosem...Pomimo, iż mężczyzna był zimny, jak lód, odbierałem tą chwilową bliskość jako przyjemne doświadczenie. Ciepły oddech owiewał kark, a dłonie zaciskały się na ramionach... Chłód przestał mi doskwierać w momencie, kiedy Gee przylgnął do mojego ciała, niczym magnez do metalu. Było po prostu dobrze, tak jak miało być...W końcu poczułem, gdzie jest miejsce, do którego powinienem należeć już od zawsze...Przy nim.
-Ty jesteś Frank, prawda?-odezwała się postać o blond włosach, tym samym przerywając fantazję o Gerardzie. Skinąłem lekko głową w geście potwierdzenia.-Nie bój się, nic ci nie zrobię i...On chyba też nie. Przez całą drogę nawijał o jakimś Franku, więc jak tylko cie zobaczyłem skojarzyłem...Eh, przepraszam. Pozwól, że się przedstawię.-dodał szybko, pewnie zauważając moją zdziwioną minę.-Jestem Sam, przyjaciel tego tu...Wraka wampira. Przywiozłem go do domu, bo kiepsko z nim, jak sam widzisz, ale będę się już zbierał.
-D-dobrze?-wyszeptałem w odpowiedzi drżącym głosikiem.
-Wybacz, że tak od razu, ale spieszę się. Do zobaczenia. Uważaj na niego i jeszcze jedno...Daj mu to.-zamyślił się na moment, po czym wyciągnął zza płaszcza małą teczkę i ułożył ją delikatnie spodem na szafce.
-To pa...-nie mniej zdezorientowany, aniżeli ja wyszedł, ostrożnie zamykając drzwi. Usłyszałem odgłos odpalanego samochodu, a zaraz potem chrzęst żwiru na dróżce i...Zostałem sam na sam z nie do końca trzeźwym mężczyzną...
-Gerard!-wrzasnąłem, kiedy byłem zmuszony przyjąć cały ciężar ciała na swoje barki. Zawyłem z bólu, lecz postanowiłem, że udźwignę sporego wampira oraz zaprowadzę go do chociażby końca przedpokoju, mimo, że wyraźne zmęczenie na to nie pozwalało. Włócząc nogami, ciągnąłem za sobą czerwonowłosego, co jakiś czas robiąc przerwę na kilka głębszych wdechów, po czym z powrotem czołgałem się w żółwim tempie do salonu. Wizja czegokolwiek, na czym można by usiąść i odpocząć kusiła niezmiernie, dlatego usiłowałem jeszcze szybciej dotrzeć na miejsce. Zakładam, iż jest cały czerwony w dodatku zlany potem, co wskazywało na ogromny wysiłek w moim przypadku. Miałem ochotę puścić Gee i odejść bez wyrzutów sumienia, jednak nie mogłem go od tak zostawić. Mógł upaść, połamać się, lub zrobić coś o wiele gorszego...Podniesienie mężczyzny z powrotem do piony graniczyło z cudem, a ja byłem już na skraju wyczerpania...


                                                         ***


      Opadłem zmęczony na miękką, skórzaną kanapę, dysząc, jak po przebiegnięciu wielokilometrowego maratonu. Oparłem głowę na oparciu mebla, starając rozluźnić napięte mięśnie. Wdychałem szybo powietrze, by w krótkim czasie wyrównać oddech do normalności. Gerarda zgubiłem niedaleko stoliczka, ponieważ jak na złość jeszcze bardziej uwieszał na moim ramieniu. Specjalnie skakał, wiercił, szarpał się tylko po to, abym zwrócił na niego cień uwagi, jednak ja nieustępliwie patrzałem przed siebie. Zdecydowanie to nie było zachowanie dorosłego mężczyzny, tylko bardziej dziecka, a nawet gorzej. Miałem mniej problemów, kiedy kazano zająć mi się młodszą kuzynką, którą nawet lubiłem. Natomiast Gee...Gee...Nie mam własnego zdania, co do jego dziecinności. Alkohol robi z człowiekiem różne rzeczy, fakt, ale żeby wampir po wypiciu kilku kieliszków stracił rozum...? Niemożliwe. W żadnej książce bynajmniej o tym nie pisało. Istoty nieśmiertelne były odporne na wszystko, myślałem, że na procenty również, ale jak widać bardzo się myliłem.
      Jęknąłem bezradnie, kiedy zobaczyłem go tuż obok siebie. Zrobił swoje znane, słodkie oczka, wpatrując we mnie przenikliwym wzorkiem. Po raz kolejny uległem wpływowi wyraźniej zieleni, uśmiechając pod nosem, co nie oznaczało, że już mu wybaczyłem. Przez niego musiałem znosić te wszystkie cierpienia i męki...Aż do tej pory czuje nieprzyjemne pulsowanie bólu w nodze oraz dłoni. Syknąłem hałaśliwie, próbując zmienić pozycję na bardziej wygodną. Zdecydowanie nie powinienem się teraz ruszać, choćby dlatego, że mogę jeszcze mocniej nadwyrężyć ranne miejsca. W ostatnich dniach często chodzę poobijany, jak piłka do kopania, z coraz większym trudem wykonuję podstawowe czynności, a ten nieciekawy całokształt wystąpił za sprawą jednej osoby...Swojego czasu obiecałem, że nie dam poniewierać się żadnej dziewczynie, pozwalać jej na łamanie mi serca i wyrządzanie emocjonalnej krzywdy, ale czy dokładnie to samo tyczyło się chłopaka? Z Victorem było wspaniale, nigdy nie doznałem zawodu, natomiast z Gerardem...Znamy się bardzo krótko, mimo wszystko gdzieś wewnętrznie czułem, jak moje serce krwawi.
      Mężczyzna przysiadł na kanapie obok miękkiej poduszki i spojrzał wprost w moje oczy. Zamarłem bez ruchu, nie odrywając wzroku od tego przyciągającego zjawiska. Po prostu nie potrafiłem odeprzeć niezwykłego uroku, jakim otaczał mnie zielonooki. Czerwone, lekko mokrawe włosy lepiły mu się do twarzy, zasłaniając czoło i połowę prawego policzka. Drżące, uchylone usta ze świstem pobierały porcje powietrza, klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i znów opadała. Co więcej, słodki zapach przenikał powietrze oraz przyprawiał o mdłości, lecz był na swój sposób kuszący. Przygryzłem własną wargę na widok, który sprawił, że w tym samym czasie spuściłem wzrok, wbijając go w deski podłogi. Nie chciałem pokazać, jak bardzo mnie zawstydza. Przez jego sposób mówienia, ton głosu i to, z jakim miękkim akcentem wymawiał moje imię...Na samą myśl roiło mi się słabo. Pragnąłem wpaść w jego ramiona, niczym mdlejąca dama i już nigdy ich nie opuszczać.
-Frank...-powiedział dokładnie to, co chciałem usłyszeć. Po krótkiej, wręcz niezauważalnej chwili milczenia mężczyzna pochylił się w dość dziwnej, nawet jak na niego, pozycji. Podwinął nogawkę moich spodni i spojrzał pytająco gdzieś w dal. Celowo unikał patrzenia mi w oczy. Nie bylem w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej, wiec tylko zrobiłem zdezorientowaną minę, tym samym pozwalając czerwonowłosemu na co tylko zechce. Przyłożył dłoń do ust, po czym naciął jej środek ostrym klem. Z rany wypłynęła cienka stróżka krwi, by zaraz potem zamienić się w prawdziwy wodospad. O mały włos ciecz splamiłaby obicie kanapy, lecz on zdążył w porę zareagować. Szybkim ruchem odchylił okrywający bandaż i położył rękę na jego dawne miejsce. Z początku myślałem, że działa w ten sposób pod wpływem alkoholu, ale kiedy poczułem ten przeszywający ból, zrozumiałem...Zacisnąwszy powieki, po raz kolejny doświadczając następnej fali cierpienia, miałem wrażenie, jakby wszystkie te złe rzeczy, które przytrafiły mi się w ciągu ostatnich dni, przebiegały na nowo, tym razem z jeszcze większą intensywnością.
-Cśśś...Wytrzymaj, jeszcze tylko moment.-przepuścił między palcami czerwone kosmyki włosów i westchnął. Zgodnie z jego słowami męka powoli ustępowała, zostawiając po sobie wyłącznie ulgę oraz ukojenie.-Przepraszam.-szepnął, następnie przyłożył palce do swoich warg, miarowo rozprowadzając na nich krew. Gęsta, lepka substancja okrywała większą cześć jego ust, a potem...Potem po prostu stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
      Złożył delikatny pocałunek na wewnętrznej części mojej dłoni, by zaraz potem nachylić tuż naprzeciw. Tym razem utrzymałem wyobraźnię w ryzach, nie dając ponieść czarowi przepięknych tęczówek. Nie miałem nawet do tego okazji, ponieważ w ułamku sekundy jego twarz znalazła się bardzo blisko...Za blisko. Mężczyzna przechylił głowę w bok tak nagle, iż nie zdążyłem odpowiednio zareagować, zgłosić protestu, a w ułamku sekundy poczułem, jak coś delikatnego dotyka moich spierzchniętych warg. A ja...? Zachowałem się jak totalny idiota. Ot tak siedziałem wygodnie, patrząc wielkimi oczyma na Gerarda. Jedyne, co w tej chwili wypełniało mój umysł to wszechobecna pustka. Nie miałem pojęcia, co robić. Oddać pocałunek, dorzucić coś od siebie, czy po prostu go odepchnąć? Byłem szczęśliwy? A może to tylko złudzenie? Oczywiście, że bardziej prawdopodobne jest to drugie, bo przecież musiałbym posiadać powód do radości, prawda? Natomiast zostałem tylko pocałowany...Przez wampira...Przez mężczyznę! Który swoją drogą cholernie mnie pociąga. Przecież nic z tego nie wyglądało na powitalny pocałunek z koleżanką! Gee nie miał spódniczki, ani głębokiego dekoltu, lecz można by się o to kłócić, gdyż jego bluzka była cała w strzępkach. Miałem okazję oglądać kawałek nagiej, bladej skóry...Dotknąć jej...Nie zważając na ból, nie bacząc na otaczający świat...
      Czy właśnie o to mi chodziło?

6 komentarzy:

  1. Kochaaaam Cię :3 Uchu, dzięki właśnie temu rozdziałowi wena mi wróciła. Poważnie. Przeczytałam to i zaraz jak skończę pisać komentarz biorę się za shot bądź 8. Gdzieś pod koniec stycznia możecie spodziewać się dodania nowego postu :3


    http://dropofbloodkilljoys.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Boska... Co ja dodał;am. Nie mój blog. Przepraszam.

      Usuń
  2. PRZEGRAŁAŚ. Nie straciłam weny *wytyka palcem Cherry i śmieje się z niej*. Zakład leciał o seks oralny soł... Wiesz co robić XDDDD I ty mi gadasz, że ja jestem Mother of komentarz, to ty jeszcze nie zaznałaś w takim razie mojej 'motherowatości' XDD Jezu... Ale mam dzisiaj dobry humor... Chyba wyczułaś, no nie? Dostałam książkę, której szukałam to jestem gotowa na wszystko. If you know what I mean... Ha! W końcu ja to powiedziałam XD Dobra... co do rozdziału. Twoje opisy są coraz to lepsze *.* Rozpływam się. Wprost ubóstwiam te szczegółowe nawiązania do wyrazu czyiś oczu czy też zwykłych czułości miłosnych :P Moja dusza romantyczki się uaktywnia :D I mi tak dziecko rośnie na oczach! Aż się wzruszę chyba normalnie. Chyba mi się okres zbliża :/ XD W każdym razie ja już chce jakiegoś WIĘKSZEGO zbliżenia między nimi :D A Sam pojawi się jeszcze? A ten Mark? w ogóle masz tyle fajnych postaci... O! Jeszcze ten koleś, co uczył kiedyś Gee, czy wprowadzał go w świat wampajerów. Tez jestem ciekawa, czy on jeszcze się kiedyś pojawi :> Awawawaw ^^ OOooooooOOoooooOOooo! Teraz mnie naszła myśl, że może Gee nie chciałby czasami zmienić Franczeski w wampajera? ♥♥♥♥♥ Byliby razem piękni, młodzi i w ogóle XD Musisz nam to wszystko objaśnić, a to się wiąże z tym, ze nie możesz czytać gnoju, jaki serwuje sama-wiesz-kto, bo to ci zabierze wenę tak jak i mi i nie będziesz w stanie nic napisać :O Nieeee *łapie się za głowę* Nie, nie, nie *kręci głową* A teraz przyrzeknij mi, że nigdy nie przeczytasz tego, co mi odbiera wenę, bo też ci odbierze i będzie kuniec :DDDD Ale serio. Teraz całkiem poważnie. Ogarnij dupę, bo Darsia ma ochotę na seks - scenki, a to oznacza tylko jedno... *dramatyczna pauza* Okres mi się zbliża... Nieeee. Dobra. Kończę. Ja wiem, że cie kocham, ty wiesz, że cie kocham, moja cytrynka, która zwiędła jakiś czas temu, też to wiedziała... [ * ]

    OdpowiedzUsuń
  3. hahah Darsa czytam twój komentarz i serio nie mogę :ddd *turla się po ziemi* z [*] znicz dla cytrynki choć i tak nie wiem o co chodzi xd co do rozdziału nawet mi tu kurwa nie gadaj że do dupy bo to jest kłamstwo perfidne kłamstwo rozumiesz r o z u m i e s z ? No ja mam nadzieję.
    chceem więcej franka i gee huehuehuehue huhuhuhuhu hiohiohiho chcem +18 c h c e m olaaa chceee a jak ola chce to ola musi mieć soł nie zawiedź mnie :3 weny weny weny w e n y bejbeee xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym mieć taki 'brak weny' jak ty :) Serio, rozdział jest świetny. Opisy, których szczerze Ci zazdroszczę, no i ten pocałunek :3 :3 :3 XD Wpisuję się na listę oczekujących na ostrzejsze sceny :D Oraz przyznaję że to opowiadanie dodaje weny idę pisać :)
    xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze, chciałam bardzobardzobardzo przeprosić, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam czasu. Przepraszam ;___; Ale przechodząc już do odcinka, to... DLACZEGO TY TAK ŚWIETNIE PISZESZ?! Przecież to było cudowne, niezwykłe i takie kochane! *___* W dodatku to, co zrobił Gerard wydaje mi się bardzo podejrzane i mam wrażenie, że zamienił go w wampira, albo uleczył jego rany. Choć nie wiem, bo ja nie czytam książek o wampirach >D Ale tak czy inaczej, cholernie podobał mi się ten rozdział. I ja chcę więcej, masz mi tu wszystko wyjaśnić i napisać rozdział na 20 stron w wordzie XD Ale to tylko tam moje małe wymagania XD Ogólnie strasznie mi się podobało i z niecierpliwością czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń