poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Like a gun in hand 9

No i mamy 9 :D Od razu przejdę do rzeczy.  Ten rozdział miał być ostatnim z long-story, ale dzięki Crazy Unicorn, której dedykuję tą część, pojawi się jeszcze krótka 10 xD Więc bez zbędnych słów zapraszam was do czytania i komentowania :3 

A i jeszcze dziękuję bardzo Night i Zoombie <3 

No i ogólnie wszystkim wam! :D Wasze komentarze tak wiele znaczą... Bez nich ten blog zostałby usunięty już nie jeden raz :3 

I przepraszam Darsę, ale plik "Cherry" jeszcze się trochę powiększy xD

Ejdżoj! xD

______________________________________

[Frank]

      Luźna rozmowa sam na sam z Gerardem była taka... normalna. Pierwszy raz od wielu długich, spędzonych w zupełnej samotności lat poczułem coś istotnie dziwnego, niepodobnego. Jakby silny ucisk gdzieś tam w środku w okolicach serca, jaki nie pozwalał mi na wyduszenie choć jednego, małego słowa. Z każdym kolejnym spojrzeniem czarnowłosego, piekielnie przystojnego mężczyzny, skierowanym wprost na moją osobę owa pętla stawała się coraz większa, uniemożliwiając pobranie choć odrobiny życiodajnego tlenu. Nikt rzeczywiście nie ma najmniejszego pojęcia, co na pozór zwykły człowiek, a w dodatku nauczyciel znienawidzonego od początku szkoły podstawowej przedmiotu może zrobić z własnym uczniem. Kompletnie nieświadomie sprawić, żeby nawet najśmielsze, najbardziej nieprzyzwoite i wcale nie takie znów grzeczne fantazje erotyczne, związane głównie z nim, zajęłyby jego przyćmiony zauroczeniem umysł, jednocześnie przejmując pełną kontrolę nad całym ciałem. Swoim jednym, mimowolnym ruchem dłoni odebrać oddech na kilka dobrych sekund i onieśmielić bardziej, niż jakakolwiek inna rzecz.
      Niesamowity, przenikający duszę odcień zachwycających tęczówek porażał swym nad zwyczaj intensywnym kolorem, zbliżonym do barwy świeżej, leśnej trawy. Drobne, złote, bądź szare plamki umieszczone dookoła sprawiały wrażenie, jakby kryły jakieś szczególnie ważne tajemnice, jakich nie dane zostało poznać nikomu, prócz właściciela cudownych oczu. Srebrne fragmenty, zależnie od padania naturalnego światła, pochodzącego zza dużego okna, zmieniały położenie, nadając spojrzeniu pewnego rodzaju spontaniczność oraz radość. Pomimo tego, iż zazwyczaj wyrażało ono wyłącznie nieprzeniknioną pustkę, aktualnie została ona zastąpiona czymś o wiele głębszym i znacznie ważniejszym od poprzednich emocji.
   A te usta... Malinowe, pełne, smakujące równie słodko jak owe owoce, wypowiadały pojedyncze zdania z niespotykaną dokładnością i jakby ogromnym zaangażowaniem, za każdym razem otwierając się lekko. W tym samym czasie różowy język nawilżał je delikatnie, wodząc po nich z przesadną dokładnością. I to przywodziło do głowy formę prośby. Nieme błaganie o to, aby ktoś w końcu umieścił tam własne wargi, splatając je w rozkosznym, pełnym pasji, namiętnym pocałunku. Na wspomnienie o tym, iż mógłbym być to właśnie ja, ciemne plamki przysłaniały nieco pole mojego widzenia, tymczasowo przesłaniając widok na wymarzony ideał. Jedynie szybkie, rytmiczne mrugnięcia ociężałymi od braku snu powiekami potrafiły je stamtąd szybko przegonić, przez co musiałem wyglądać jak zakochana nastolatka, dająca subtelne znaki do swojej długoletniej sympatii.
      Mimo wszystko nadal bacznie, bez wykazania chociaż grama skruchy, czy wstydu obserwowałem mężczyznę, wodząc za nim niemal nieprzytomnym wzrokiem, pełnym wielkiego podziwu. Po prostu trudnym zadaniem okazało się wyjście z ogromnego zachwytu, kiedy pochłonięty faktem, że blada cera w połączeniu z długimi, czarnymi jak kruk włosami daje tak oszałamiający efekt, nie przestawałem na niego patrzeć, ani na sekundę nie odwracając twarzy w przeciwnym kierunku. Teraz już łagodne, acz wciąż bardzo męskie rysy wraz z kośćmi policzkowymi sprawiały wrażenie, że przez ostatnie kilka minut był zupełnie rozluźniony, niczym podczas czytania przyjemnej książki. Nic nie wskazywało na to, czy mężczyzna jest w jakikolwiek sposób wyprowadzony z niezachwianej równowagi, bądź lekko podenerwowany. Zachowywał przy mnie całkowitą swobodę, za co byłem mu strasznie wdzięczny. Od dawna nie poczułem, że na tym smutnym, szarym świecie istnieje ktoś godny zaufania...
      Wtem z drugiego końca obszernego pomieszczenia o jasnych ścianach rozbrzmiał dźwięk dobrze znanej mi melodii, dochodzącej z niewielkiego urządzenia na małym stoliczku. Piosenka należała do rockowego zespołu, słynnego w latach dziewięćdziesiątych, niemniej od razu po pierwszej sekundzie rytmicznych uderzeń perkusji oraz pięknego brzemienia gitary elektrycznej rozpoznałem ją. Czarnowłosy bez najmniejszego pośpiechu podszedł po woli do źródła narastającego dźwięku, podnosząc telefon do ucha.
      Niestety, z tak dużej odległości, jaka dzieliła mnie oraz mężczyznę, rozmawiającego przez komórkę, nie zdołałem usłyszeć tego, co mówiła osoba po drugiej stronie. W okolice dużego łóżka dobiegały wyłącznie jakieś nader zniekształcone odgłosy i wyraźny, mocny głos Gerarda.
   - Halo? - powiedział szybko, niby od niechcenia poprawiając dłonią kosmyki włosów, wpadające mu do oczu. Ten mały, nieznaczny gest wykonał z pełną gracją, niczym arystokrata z najwyższych sfer. Serce momentalnie zaczęło wykonywać szybsze ruchy, prawie przyprawiając o błyskawiczny zawał. - Och, jestem zadowolony, że obchodzą cię moje sprawy. - jego ton przybrał dość poważną barwę, aczkolwiek dało się usłyszeć w nim zarówno nutkę ironii, jak i sporego rozbawienia. - Wszystko w jak najlepszym porządku. Ale jestem też w stu procentach pewien, iż nie tylko po to trudziłaś się z wybraniem numeru, aby porozmawiać o pogodzie. Więc...? - szczerze... Nie miałem zielonego pojęcia z kim prowadził dialog, ale na coś poważnego to wcale nie wyglądało. Bardziej jak przyjacielska pogawędka w wolnej chwili z bliską koleżanką z pracy, bądź siostrą...  o ile ją posiadał. - O czym ty mówisz? - zrobił krótką pauzę, przeznaczając ją na posłanie mi niewinnego uśmiechu, po czym znów stanął przodem do szerokiego okna przesłoniętego kremową firanką. Jednak wrażenie, iż jestem cały czas bacznie obserwowany nie odpuszczało nawet na moment. Gee kątem oka dyskretnie lustrował wzrokiem wszelkie moje poczynania, nie tracąc orientacji w dyskusji, która z wolna zaczęła być coraz poważniejsza. - Nie. Skąd ci taki pomysł w ogóle przyszedł do głowy? Korzystam z wolnych chwil, póki mogę. przecież nie marnowałbym czasu dla jakiegoś małolata... - prychnął dość głośno, co prawdopodobnie miało zmylić tą drugą osobę. Poznałem to po mocno zaciśniętych w pięści dłoniach oraz lekko przymrużonych powiekach. Teraz z nadmierną uwagą patrzył w jeden, martwy punkt, zapewne błagając w myślach, aby owy ktoś przyjął kłamstwo. Lekkie ukłucie w okolicach serca, kiedy zielonooki wspomniał coś o jakimś małolacie, podpowiadało, że chyba chodziło mu o mnie. Nie... Niemożliwe... Właśnie marnował czas na takiego "małolata", więc o co chodzi? - Jozz... - imię jego kolegi, bądź koleżanki wzbudziło niewielkie podejrzenia, co do człowieka, prowadzącego tą już niezbyt miłą rozmowę z moim Gerardem. Było niebezpiecznie podobne do kobiety, jaka zniszczyła mi życie, pozbawiła nadziei oraz szczęścia w niecałe kilka minut... Sekundka... Czy ja właśnie nazwałem Gerarda swoim? Oj źle z tobą, Frank. Przecież to nauczyciel. On nigdy nie będzie twój, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał... - Idź odpocząć. Stres zdecydowanie ci nie służy... - mężczyzna ciągnął dalszą konwersację coraz bardziej podenerwowanym głosem, co nie uszło mojej nad wyraz wyczulonej uwadze. Dawno zmięty skrawek ciemnoniebieskiej koszuli nadal pozostawał maltretowany w jego chudych palcach, natomiast ciągłe przestępowanie z jednej nogi na nogę wywoływało ciche skrzypnięcia podłogi. Nie potrafiłem dostrzec mimiki twarzy, która z pewnością wyjawiłaby więcej informacji o obecnej sytuacji, niż obserwacja wyłącznie z profilu. Szybsze, a przede wszystkim częstsze wdechy świadczyło o tym, iż coś zdecydowanie było nie w porządku. - Do widzenia, Jozette. - przez resztę czasu usiłowałem wydostać się ze skomplikowanej plątaniny przeróżnych, ciepłych materiałów, jakie okrywały mnie od stóp do głów, a kiedy skończyłem lekko przysiadłem na brzegu łóżka, cierpliwie czekając, aż Gee skończy rozmawiać, jednak kiedy do moich uszu dotarło tak znienawidzone imię, momentalnie zdrętwiałem z zimnym wzrokiem wbitym wprost w plecy mężczyzny.
   - Frank... - zaczął panicznie drżącym głosem, całkowicie nieruchomiejąc, podobnie jak ja. Napięte mięśnie nagle uwydatniły się pod jego elegancką koszulą, odsłaniającą fragment przedramienia oraz dłoni, gdzie jeszcze chwilę temu trzymał czarny telefon. Poprzednio wspomniany przedmiot aktualnie jak w zwolnionym tempie ostrożnie leciał w powietrzu, wykonując kilka widowiskowych obrotów, aby potem leniwie, ale z głośnym hukiem opaść niecały centymetr od puszystego, beżowego dywanu, które bezsprzecznie zamortyzowałby upadek, ratując urządzenie przed kompletną destrukcją. Niemniej, na ogromne nieszczęście, spadł tuż obok niego, rozbijając na kilka mniejszych części. Obudowa, odłączona od reszty podczas długiej podróży w dół, teraz podzielona na trzy nierówne części z gracją wylądowała tuż obok nóg czarnowłosego, tymczasem na samym środku delikatnego ekranu pojawiła się głęboka rysa, lub też pęknięcie. Mężczyzna nawet nie spojrzał na kompletnie zniszczoną komórkę, tylko czym prędzej zwrócił kroki w moją stronę.
      Cóż miałem uczynić? Reakcja była zupełnie nieprzemyślana i zbyt gwałtowna, trwała istotnie ułamek sekundy, czyli zdecydowanie za mało, żeby zdrowy rozsądek mógł zadecydować o czymkolwiek, co aktualnie miałem zamiar zrobić. Na pierwszym, podstawowym miejscu do szybkiego uwolnienia się od wiecznie trwającego koszmaru stała natychmiastowa ucieczka z tego przeklętego miejsca, czyli mieszkania Gerarda. Mimo, iż zupełnie nie miałem pojęcia gdzie ów dom się znajduje, ani czy w ogóle zdołam bez przeszkód trafić do wyjścia, po prostu musiałem podjąć próbę szybkiej ewakuacji.
   - Zaczekaj! Proszę! Frank! Ja mogę ci wszystko wyjaśnić, tylko poczekaj sekundę! Frank, do cholery! - nagle poczułem jak czyjeś delikatne palce oplatają mój chudy, blady nadgarstek, jednocześnie zatrzaskując go w niezwykle potężnym uścisku, a następnie dotkliwie przyciskając do zimnej, szorstkiej ściany, na wysokości jednego z przepięknych, barwnych obrazów. Przy bardzo drobnej posturze oraz obecnie nikłych pokładach energii prawdziwym głupstwem byłaby dalsza szarpanina w celu odzyskania swobody, ponieważ mężczyzna był przynajmniej o głowę wyższy, o stokroć lepiej zbudowany i... niesamowicie seksowny.
      Mogłem wręcz poczuć, jak duże fale napięcia powracają ze zdwojoną mocą, odbierając zdolność wypowiedzenia małego słówka. Jak powoli tracę kontrolę nad swoimi kończynami, pozwalając im w pełni ulec czarnowłosemu ideałowi, podczas gdy on sam przylegał całym ciałem do mojego. Jego nadzwyczajnie silna, naturalnie ciepła dłoń niemal wgniatała tą należącą do mnie w twardy, betonowy mur, natomiast druga sięgnęła nieco niżej, zatrzymując w połowie przedramienia. Na tyle mocny chwyt uniemożliwiał mi wykonywanie jakichkolwiek ruchów, prócz oczywiście pobierania potrzebnych ilości powietrza, natomiast tempo, z jakim głucho uderzyłem plecami w kamienną powierzchnię na krótki moment odebrało mi oddech, przez co mimowolnie spuściłem głowę w dół.
      Tak bardzo nie chciałem, aby zobaczył łzy bezsilności i totalnego zażenowania, które od kilku dobrych minut cisnęły mi się do oczu. Uzewnętrzniając własne, niewarte uczucia dałbym mu jedynie powód do dalszego dociekania o ich wartości. Ale przecież czy nauczyciel mógłby kiedykolwiek pomyśleć o swoim uczniu jako o obiekcie pożądania? Czy byłby w stanie pokochać go tak jak normalną osobę, z jaką powinien prowadzić cudowne, beztroskie życie? Jeśli tak, to czy to właśnie jest prawdziwa, niepodważalna oznaka miłości? Nie miałem na ten temat zielonego pojęcia, ale na pewno wiedziałem jedno... Zależy mi, lecz nie chcę tego ujawnić. Jednak przez tak ogromny nadmiar przeróżnych emocji w końcu musiałem pozwolić wyjść im na powierzchnię.
      Kąciki oczu z wielu ważnych, istotnych powodów nagle zapełniły się mokrymi, gorącymi łzami, jakie zaraz po lekkim przymknięciu powiek w geście całkowitej rezygnacji spłynęły w dużej ilości na zarumienione policzki, niemal parząc je wysoką temperaturą, a przynajmniej takie posiadałem wrażenie. Równie piekąca czerwień, pośpiesznie na nich kwitnąca, wyłącznie potwierdzała aktualny stan emocjonalny, przez co udawanie obojętnego na wszystko dzieciaka nie wchodziło w grę. Dzięki długim, ciemnym włosom, opadającym na twarz miałem stuprocentową pewność, że czarnowłosy nie ma prawa dostrzec ani jednej kropli słonej substancji, jednak wszystko uległo zmianie, kiedy delikatnym ruchem odgarnął moje kosmyki do tyłu. Teraz już nie było w niczym odwrotu.
   - Posłuchaj mnie uważnie. - zaczął nietypowym tonem, przesiąkniętym troską, ale również odrobiną powagi. - Jeśli teraz wyjdziesz z tego domu, bądź zupełnie pewny, że nie dożyjesz następnej minuty. Zrozumiałeś? - pokiwałem niemrawo głową, nadal patrząc na niego wielkimi oczami. Musiał chyba zauważyć, jak bardzo jestem przerażony zarówno jego zachowaniem jak i obecną sytuacją, bo zaraz dodał już nieco przyjaźniejszym głosem. - To nie jest groźba, Frankie, tylko fakt... Ona tylko czeka na odpowiednią okazję, a jak nie chcę, aby ci się coś stało. Zrozumiałeś? Tu jest bezpiecznie. I tak już dałeś jej zbyt wiele powodów...
   - Ale ja nic... - zacząłem wygłaszać mowę obronną, żeby udowodnić swoją oczywistą niewinność, aczkolwiek po raz któryś z kolei brutalnie wcięto mi się w środek zdania.
   - Owszem zrobiłeś. Raczej ja zrobiłem. Przywiozłem cię tutaj, nie mając pojęcia, że Jozette wyciągnie z tego aż takie konsekwencje. Ale nie miałem wyjścia. Przeze mnie wpadłeś w wielkie gówno i ja cię z niego wyciągnę. A przynajmniej spróbuję...
   - Teraz niech pan posłucha, panie Way. - otóż to ja postanowiłem przerwać mu ten chory, przepełniony paniką i strachem monolog, jednak kiedy ujrzałem jego usta... Bezgłośnie wypowiadające pojedyncze literki, jakie złożyły się w najpiękniejszy wyraz na świecie. " G-E-R-A-R-D". Niemal od początku skojarzyłem, o co dokładnie może chodzić mężczyźnie, więc jak najszybciej postanowiłem poprawić wcześniejszy błąd. - Spokojnie, Gerard. Ja sam już dawno, dawno temu celowo zahaczyłem o pułapkę tej strasznej kobiety i siedzę w tym aż po dziś dzień. Dlatego proszę, nie zrzucaj winy na siebie, ponieważ tylko ty zdołałeś mi pomóc, za co bardzo jestem ci wdzięczny. Prędzej, czy później wszyscy zginiemy w ten, czy inny sposób, ale ciekawi mnie wyłącznie jedna rzecz. Co ty masz z tym wszystkim wspólnego? - niezwykle trudno było mi przywyknąć do ciągłego używania imienia czarnowłosego, gdyż przez te kilka długich lat, zarówno dla mnie jak i pozostałych uczniów, pozostawał on "profesorem", bądź najzwyczajniej "panem". Taka nagła, niespodziewana zmiana stanowiła jakby coś kompletnie nowego, odmienność od zwyczajnych, podstawowych reguł. Niemniej jednak przy każdym jego wypowiedzeniu czułem się niesamowicie wyjątkowy, specjalny. A to tylko z powodu jednego mężczyzny... Moje serce najprawdopodobniej zwariowało, bo o zdrowym rozsądku już chyba wspominać nie muszę.
      Między naszymi nieprzerwanie złączonymi ciałami oraz w całym dużym pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, nie przerwana nawet malutkim szmerem, czy innym dźwiękiem, prócz głośnego bicia dwóch serc. Byłem w stanie oddzielić pojedyncze uderzenia na sekundę, licząc je dokładnie. Owszem, w takiej pozycji spędziliśmy dość długi czas, w którym mężczyzna uparcie patrzał wprost w moje oczy, natomiast ja specjalnie wybiegałem wzrokiem w dal, szukając potencjalnej drogi ucieczki. Ze wszystkich stron otaczał mnie... Gerard. Jego przyjemne ciepło po kilku leniwie płynących minutach zdawało się wręcz parzyć, a nadgarstki niemal wołały o chwilę wytchnienia od silnego uścisku. Przez unieruchomione ręce, a także i nogi szanse na szybkie wyjście z tej niekomfortowej sytuacji gwałtownie spadały poniżej zera, a nawet jeszcze niżej.
   - Ja... Nie pracuję bezpośrednio w organizacji ale jestem... Hm... Można powiedzieć, że jestem szoferem Jozette. Czasami wykonuję dla niej jakieś poboczne zadania i nic poza tym. - widziałem w tych rażących intensywną zielenią tęczówkach, iż nie mówi całej prawdy od początku do końca, lecz cóż... Przynajmniej w jednej sprawie był do końca szczery. - Proszę, Frank. Po wysłuchaniu tego, co miałem do powiedzenia... nie odchodź. Zostań.
      Jednak słowa w niektórych, ważnych momentach są jednak zupełnie zbędne.
      Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, ostrożnie przyłożyłem swoje wargi do tych, należących do mężczyzny, a po krótkiej sekundzie zaskoczenia on również oddał pocałunek z wielką pasją. Nasze języki raptownie splotły się we wspólnym tańcu, pełnym nieposkromionej namiętności, zawzięcie walczyły o dominację, pieszcząc nawzajem wewnętrzne partie ust.
      Tracąc pozostałe resztki świadomości oraz strzępki rozwagi, delikatnie popchnąłem nauczyciela w przód, a ten z cichym jękiem rozkoszy stłumionym przez głęboki pocałunek, z chęcią ustąpił, wreszcie puszczając moje nadgarstki. Jego ręka łagodnie ujęła moją dłoń, lekko ciągnąc ją, podobnie jak całe ciało w wiadomym kierunku. Bez większych sprzeciwów pozwoliłem, aby zielonooki zrobił ze mną każdą rzecz, jaką tylko zechce. Już sam nie mam pojęcia, na co właśnie udzieliłem zgody, acz jedno wiem na pewno. Nie żałuję i żałować nie będę.
      Po kilku niezgrabnych krokach i jeszcze paru potknięciach, gdyż to czarnowłosy szedł tyłem, w końcu dotarliśmy na miękkie łóżko, z którego wcześniej w pośpiechu wybiegłem. Teraz stanowiło ono dla mnie nie miejsce skazania i ogromnego rozczarowania, a raj. Prawdziwy raj z mężczyzną u boku, który jest kimś więcej, niźli wyłącznie zwykłym profesorem. Przez te kilka dni od naszego pierwszego zbliżenia, z niewiadomych powodów stał się on bliższy memu sercu, aniżeli ktokolwiek inny. W uwielbianych oczach widziałem wsparcie, ale również bezgraniczną miłość. Był najlepszym przyjacielem, a zarazem osobą, którą darzyłem o wiele większym, potężniejszym uczuciem.
      Ostatnim, co zdołałem odebrać, zanim oboje zatraciliśmy się w wirze cudownych czułości, wysokiej gorączki oraz ogromnej ekscytacji, były jego usta, powoli muskające rozgrzaną skórę na moim podbrzuszu.
______________________________
To jeszcze nie koniec xD Ale prawie...

6 komentarzy:

  1. Dobrze XD Zatem czekam, ale zaczynam z wolna to czytać :3 Może jutro zacznę. Przez taką dziewczynę jak ty, komputer mi zamula XD To ponad 40 stron! O.O

    OdpowiedzUsuń
  2. Och... :O Już myślałam, że nie doczekam się dialogów w tej części, ale uratowałaś sprawę xD W dodatku wyjaśniając rolę Gerarda w Organizacji (choć nie do końca szczerą) :3
    Nareszcie było opisane uczucie pełne pasji pomiędzy dwójką głównych bohaterów, mmmm <3
    Mimo że nie do końca ogarnęłam tego short... hm? Long-story, to podziwiam wytrwałość w pracy.
    Także czekam na następną część (ostatnia?), w której - mam nadzieję - wszystko do końca się wyjaśni. Także weny Ci życzę, kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze kolejna część? xD hahaha, żartuję, z chęcią poczytam następną, i następną, i nastęęępną xD
    A co do rozdziału? Muszę Cię pochwalić znowu, bo wyszedł wspaniale. Nareszcie zrozumiałam udział Gerarda w Undertakerze (mimo, że nie powiedział wszystkiego), a końcówka... yeeeaahh, ekstra! <3 mam nadzieję, że jeszcze ją nieco rozciągniesz na ostatnią część, bo czytasz komentarz miłośniczki ostrej miłości między facetami (masło maślane xD)
    Było sporo opisów, ale przeczytałam je od razu, bo są czytelne i przejrzyste. Piszesz cudownie, tyle razy to powtarzałam :D życzę Ci weny i powodzenia ;* czekam z niecierpliwością na nexta ^^
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetne! *u* Opisy nienaganne, nie mam się do czego przyczepić, z resztą nie potrafiłabym, bo to long-story jest zbyt świetne, by je lekceważyć jakimiś niemądrymi uwagami. Dialogi były sporadyczne, ale wreszcie zaspokoiłaś moją ciekawość, jeśli chodzi o rolę Gerarda w organizacji... choć niby nie była to cała prawda. I te przemyślenia Franka - co mogę powiedzieć, tylko tyle <3 A końcowa scena podbiła moje serducho, bo frerard, bo wreszcie się zbliżyli dla mnie tak jak powinni. Mam tylko nadzieję, że przez to nie będą mieć jeszcze większych problemów u Jozette niż już sobie narobili ;<

    UWIELBIAM (co sama bardzo dobrze wiesz ;P)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc, tematyka tego short story bardzo mi się podoba, tak samo jak fabuła i wydarzenia, jednak nie wiem, czy to przez to, że poprzednie części były bardziej okazałe, mam wrażenie, jakbym nie ogarniała tego, co się tam dzieje, chociaż ogarniam, ale w pewien sposób też nie... x.x Mój mózg...jest dziwny.
    Fajnie się czytało tę część, chociaż końcówka jakoś mi tam nie pasuje, ale okay - przecież to Frerard, a my lubimy Frerarda.
    Nie mam pojęcia, dlaczego to miała być ostatnia część, skoro tak naprawdę nic się w niej nie wyjaśniło, oprócz tego, że obaj pracują u Jozette i mają kłopoty.
    Nie pozostaje mi nic tylko czekać na kolejną część. (:

    xx

    OdpowiedzUsuń
  6. NIE KOŃCZY SIĘ W TAKICH CHWILAAAAAAAAAAAACH.
    Dobra, wiem, że sama tak robię, ale naprawdę, jakie to są katusze... Ja tu miałam nadzieję na jakieś dobre porno. Wiem, że ciągle tylko mówię o seksie, boże, pewnie mnie weźmiesz za jakąś maniaczkę.
    Tylko zaraz... Gerard jest SZEFEM Jozz? To czemu ona mu grozi? Czy coś mnie ominęło i mój zaciemniony wizją seksu umysł nie wyłapał jakiejś oczywistości?
    BAJECZNE.
    xo

    OdpowiedzUsuń