Przepraszam was za to coś na dole... :( Rozdziału nie dedykuje nikomu, bo wstyd :( Dziękuje za komentarze i wejścia <3 Poprawiacie mi tym humor <3
INFO:
Zapraszam na mojego > drugiego bloga <, którego prowadzę razem z Darsą:**
INFO:
Zapraszam na mojego > drugiego bloga <, którego prowadzę razem z Darsą:**
______________________________________________________
[Gerard]
-Czego chcesz?-jęknąłem i z powrotem bezwładnie opadłem na stół. Miałem niewielką nadzieję, że ignorując chłopaka o długich lokach, odpuści sobie i zostawi mnie w spokoju, bym jeszcze chwilkę mógł poużalać się nad sobą. Tym bardziej, że Tom nie był zbyt towarzyski...Głównie z powodu dość nieciekawego dzieciństwa, jakie musiał spędzić u boku rodziców, którzy w ogóle nie interesowali się synem. Mieszkał w dzielnicy, nie odwiedzanej nawet przez tych najgorszych. Był otoczony towarzystwem, niezbyt sprzyjającym rozwojowi małego chłopca, ale cóż się dziwić. Nie miał nikogo, by mógł zwrócić się o pomoc. Jedynie matka i ojciec, jednak oni mieli ważniejsze rzeczy na głowie, dlatego dzieciak stał się pełen pogardy dla wszystkich dookoła, właśnie przez traumatyczne przeżycia z dawnych lat. Nie mówię, żeby którykolwiek z nas był uczuciowy, widząc porzuconego pieska na ulicy, ale od tego chłopaka bił jakiś dziwny chłód. Cud się stał, kiedy zechciał spojrzeć na kogoś z wielką odrazą, a co dopiero porozmawiać jak normalni ludzie. Jeszcze nigdy nie dane mi było zobaczyć zabójstw z tak szczególnym okrucieństwem, jakich on dokonywał. Obfite ilości krwi rozbryzgane na czterech ścianach wokół nie budziły w nim litości. Nawet wampiry starały się strzec przed nim, jak tylko mogły. Tak, ciemnowłosy został przemieniony dość niedawno, na szczęście nie w mojej obecności, bo podobno strasznie przez to przechodził. A żałowałem...Było mi strasznie przykro, że nikt nie zechciał zaprosić mnie na ceremonię. Pewnie i tak nie zjawiłbym się na czas, ale trudno. Wszyscy wiedzą, jaki jestem i że bardzo, ale to bardzo lubię patrzeć na cierpienie innych. No więc ciemnowłosy wyrósł na początkującego zabójcę z wielkim talentem, jak dla mnie za młodego, bowiem miał tylko 16 lat. Nie miał rówieśników w swoim wieku, toteż starał się nie odbiegać zbytnio od społeczeństwa nieśmiertelnych i brał udział w...Zabawach, zazwyczaj kończących się nieprzyjemnie dla ludzi i starszych nowicjuszy. W szczególności przesiadywał sam wraz ze szklanką świeżej, ciepłej krwi przed sobą, lecz każdy dokładnie wiedział do jakich celów został stworzony. Otóż był sługusem Marka. Załatwiał dla niego brudną robotę, gdyż mój drogi przyjaciel nie miał zamiaru brudzić rąk dla tak błahych spraw. W zamian za życie wieczne Tom robił wszystko, czego zażądał czarnowłosy. Sam fakt, że Mark wytrzymał z nim tyle czasu wprowadzał mnie w głębokie zdumienie. Przebywając zaledwie pięć minut w towarzystwie młodego, miałem ochotę wyjść...Najlepiej oknem i już nigdy nie wracać. Nie obawiałem się go, jak inni. Po prostu czasami, nawet często doprowadzał każdego do szału, a już w szczególności mnie. Do grona cierpliwych nie należałem, mimo to, na wyraźną prośbę kumpla, starałem się nie zrobić mu krzywdy...Zbyt dużej. Niemniej jednak aktualnie irytował mnie strasznie, zakłócając cenny spokój... A przecież do tej pory było tak pięknie, zanim zjawił się on i zepsuł mój i tak zły humor.
-Wiesz, że on był bardzo zdenerwowany, kiedy wrócił do domu?-zapytał wprost kpiącym głosem. Dało się w nim słyszeć nutkę rozbawienia, jakby to, co przed chwilą powiedział było śmieszne. W końcu to jego pan, mógłbym donieść, że nie okazuje szacunku, tak jak powinien. Za moment...Jeszcze trochę się z nim podroczę.
-I co z tego?-warknąłem nieprzyjemnie czując na sobie ostry wzrok chłopaka. Ale nawet on nie potrafił mnie przerazić do tego stopnia, bym od razu wygadał całą prawdę. Nawet jeżeli chodziło o tą jedyną, najważniejszą osobę, a z pewnością tak było. Bo po cóż innego Mark wysłałby najcenniejszego sługusa, jak nie do sprawy, która go męczyła. Był zbyt przerażony, żeby porozmawiać ze mną w cztery oczy, więc skierował tutaj to małe chuchro, potocznie nazywane wielkim zabójcą, w celu wywarcia na mnie jakiegokolwiek wrażenia. Niestety, przeliczył się, ponieważ nie ma rzeczy na świecie, przez jaką mógłbym być przestraszony.
-Wysłano mnie, żebym z tobą porozmawiał.-zaakcentował dobitnie ostatnie słowo, wpatrując w swoje lustrzane odbicie po drugiej stronie sali. Z wyraźną powagą i dokładnością wymawiał każde zdanie, bym zorientował się, że nasza niemile rozpoczętą pogawędkę zastąpiła o wiele poważniejsza dyskusja. Jednak wcale nie miałem ochoty na wymienianie się tak różnymi poglądami z Tom'em w pakiecie z kłótnią i wyrzuceniem z lokalu. Wolałem w spokoju przemyśleć parę spraw, następnie wrócić do domu i przespać noc, choć tak naprawdę od bardzo dawna tego nie robiłem. Zdążyłem się stęsknić za miękkim łóżkiem i delikatną pościelą, która otulała moją skórę i dawała nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa oraz ukojenia. Za każdym razem, gdy wchodziłem do pokoju, byłem szczęśliwszy. Czarne otoczenie, jedyne miejsce, gdzie mogłem swobodnie mówić, poruszać się sprawiało, że mimowolnie unosiłem usta ku górze.
-On chce go mieć...-kontynuował niewzruszony tak, abym tylko ja mógł to usłyszeć. Jego głos wchodził prawie w szept. Miałem wrażenie, że ledwo porusza wargami, jednak, mimo szumu w uszach, słyszałem dokładnie każde słowo. Ciemnowłosy bawił się swoimi palcami, naciągając je i wyginając na różne strony. Dźwięki, jakie wydawały przy tym jego kości były niemal nie do zniesienia. Pojedyncze, wciąż powtarzające zgrzyty doprowadzały mnie do istnego szaleństwa. Tak samo, jak nie znosiłem stukania długopisem o ławkę, choć sam często to robiłem. Dodatkowo chłopak jak gdyby nigdy nic nucił pod nosem całkiem znaną melodię. Gwar rozmów, stuknięcia filiżanek oraz szuranie krzeseł po drewnianej podłodze roznosiły się po niewielkiej sali. Duszące, ciepłe powietrze prześlizgiwało się, mierzwiąc moje włosy, ilekroć ktoś zechciał obok nas przejść, a rzadko bywały takie okazje. Najpewniej przez odstraszający wygląd Tom'a, który miał na sobie białą koszulkę z powoli zastygającą krwią. Płaszcz ledwo zakrywał ślady wcześniejszej kolacji, a wciąż poszerzający uśmiech wskazywał, iż nie miał poważnego wypadku. Od ponad godziny żadna smakowita osóbka nie nawinęła mi się pod rękę. Wielka szkoda, gdyż ochota na zatopienie w kimś ząbków ciągle rosła. Smak świeżej, czerwonej i lepkiej cieczy, która pieściła moje podniebienie, niczym pocałunek, był najznakomitszym doświadczeniem na świecie. Nie poznałem go nigdy wcześniej podczas bycia człowiekiem i teraz już wiem, że chociaż moje lubiłem wspominać dzieciństwo i okres młodzieńczy, nie często wracałem do nich pamięcią. Wolałem żyć teraźniejszością, nie żałując żadnego dotychczas popełnionego czynu. Zaledwie przed przemianą, czułem w sobie pustkę. Emocje, szczęśliwe i te mniej wesołe oddziaływały na mnie jak magnez. Kiedy miałem zły humor, wyładowywałem się na innych, w tym moim kochanym braciszku, czego później bardzo żałowałem. Serce mi pękało, gdy widziałem łzy Mikey'a, lecz on nigdy nie ujrzał moich. Sprawiając przykrość blondynowi nosiłem okropne poczucie winy. Chcąc pozbyć się natłoku myśli, dokładnie zamykałem drzwi pokoju na klucz, płacząc, bądź wyrażając uczucia w nieco inny sposób. A potem nagle to wszystko zniknęło. Będąc wampirem cały ten chaos zniknął i objawiał się wyłącznie w spokoju i niepohamowanej radości z pierwszej ofiary, lub dobrze wykonanego zadania. Sporadycznie moje nerwy puszczały, a usta wykrzykiwały słowa, przepełnione nienawiścią i odrazą, aczkolwiek na ogół było cicho. Wiedziałem, że istnieje takie miejsce dokąd mogłem się udać, spędzić chwile sam na sam z własnymi problemami. Czarny pokój na piętrze domu był zawsze otwarty tylko dla mnie i nikt inny nie miał do niego dostępu. Zawierał wszystkie obecne i ubiegłe wydarzenia z każdego jednego poranka. Wydarzenia, bolesne i szczęśliwe odznaczały się na ścianach pomieszczenia, które aż krzyczały z nadmiaru przeżyć. Jednak ja mogłem dostrzec to piękno, jakim było owe pomieszczenie. Prywatna oaza spokoju i wyciszenia, nie to co zgiełk na ulicach. Donośne głosy oraz krzyki w miastach nie były odpowiednim miejscem dla mnie. Potrzebowałem odpoczynku, a dostawałem go w moim małym, osobistym mieszkanku.
-...Na własność.-dodał głośniejszym tonem, który był jeszcze bardziej denerwujący. Obiecuję, jeżeli tknie Franka choćby małym palcem odrąbie mu go siekierą, nie kryjąc zadowolenia w wykonaniu tej skromniej czynności. Ubiegłe zdarzenie, kiedy czarnowłosy wręcz obmacywał chłopaka w tych bardziej i mniej dozwolonych obszarach na jego delikatnym ciele oraz słowa, jakie przy tym szeptał wprowadzały mnie w stan czystej wściekłości, żywionej do Marka i Tom'a. Błagalny wzrok ujął mnie za serce, błyszczące oczka przepełnione jedynie obawą przed większym i silniejszym mężczyzną. Widząc ból na ślicznej buźce, jawny strach w tęczówkach i rozpaczliwą chęć wyrwania się z ramion zboczeńca utworzyłem w sobie dziwne postanowienie, którego z całych sił chciałem dotrzymać. Musiałem chronić bruneta, bez względu na konsekwencję, ponieważ uśmiech na jego ustach był wystarczającym wynagrodzeniem. Kiedy on był szczęśliwy, ja również odbierałem jakieś dziwne ukłucie radości, podobnie w odwrotnej sytuacji. Nie miałem pojęcia jak działa ten popaprany mechanizm, jednego byłem tylko pewien. Do dzisiejszej nocy skrywałem wszystkie sprawy, związane z tym chłopakiem, kłębiące się we mnie od bardzo dawna. Od pierwszego pocałunku, bo bądź co bądź już nastąpił. Jednym muśnięciem warg zniszczyłem równowagę, panującą pomiędzy mną, a moim własnym samozaparciem przed ujawnieniem do kogoś uczuć. Starałem się je ukrywać oraz w miarę normalnie funkcjonować, by nikt nie podejrzewał, że straciłem głowę dla nieznajomego. Chłopak stanowił coś zupełnie odmiennego, nowego. Był zupełnie innym światem, niż ten, w którym obecnie żyłem i chociaż wiedziałem, jakie konsekwencję wiążą się z zakochaniem, pragnąłem dalej brnąć w ślepy zaułek bez żadnej przyszłości. Przecież po tym, jak go traktowałem nie mógł mnie nawet polubić. Początek naszej znajomości nie był dość przyjemny, dlatego wątpię, żeby głupie moje wrażenie miłości przerodziło się w coś większego.
-Jak to?-zapytałem spokojnym głosem, leniwie wodząc opuszkami palców po matowej powierzchni blatu. Przyglądałem się wilgotnym śladom, tworzącym pod moją dłonią. Pod wpływem alkoholu ręce oraz kark delikatnie pokryły się kropelkami potu. A może przez ten dziwny strach, którego nie poczułem nigdy wcześniej. Słowa Tom'a z początku nie wywarły na mnie większego wrażenia, lecz dopiero potem dotarło, co właśnie uczyniłem. Zostawiając bruneta samego w domu, ukazałem Markowi prostą, bezproblemową drogę do porwania. Mógł spokojnie wejść, zabrać stamtąd chłopaka i wyjść, ciesząc zapachem młodej, bezchmurnej nocy. Zakładam, że osobnik koło mnie już przekazał swojemu szefowi, iż jestem w barze i nie mogę ruszyć nawet głową. Takiej okazji nie da się przepuścić, tym bardziej, nie sprawdzając zgodności informacji, więc pewnie czarnowłosy jest w drodze, lub też w środku mojej posiadłości i czeka, aż właściciel wróci, bądź też już zdążył uprowadzić Franka. Swoją drogą, jak zauważyłem, jest ciągle przenoszony w inne miejsce, jak rzecz, a nie ludzka istota. Zarówno ja jak i inni traktujemy go jak zabawkę, przedmiot, który można wyrzucić, gdy się znudzi. Jednak miałem mieszane wrażenia co do tego. Z jednej strony chciałem być bezwzględnym draniem, troszczącym tylko i wyłącznie o siebie, a z drugiej pragnąłem, żeby akurat ten chłopak się mnie nie bał. Mógł robić wszystko, na co ma ochotę, tylko czasami ze mną porozmawiać. Jego towarzystwo trochę mnie uspokajało, jak poranna herbatka z melisy. Kochałem wlepiać wzrok w miodowe oczęta, patrzeć na różowe usteczka i całą twarzyczkę...Widok ten wprowadzał nagłą chęć uśmiechnięcia się, choćby do własnego odbicia, niczym ostatni wariat na ziemi. Niestety, Tom właśnie burzył wspaniałe chwile, spędzone na poddawaniu mojego umysłu pięknym obrazkom związanym z Frankiem.
-No normalnie. Chce go mieć, jako swoją zabawkę, czy coś...Bynajmniej tak powiedział i kazał przekazać tobie. A właśnie! Mam tu nawet napisane.-oznajmił, po czym wyjął z kieszeni dżinsowej kurtki małą karteczkę. Rozwinął ją, wpatrując się zapewne w swoje koślawe litery, nie mogąc nic przeczytać.-Tak więc: Jak spotkasz Gerarda, przekaż mu, żeby nie był zbytnio zdziwiony, kiedy wróci do domu, ponieważ nie zastanie tam niczego, prócz sporej warstwy kurzu na meblach. Staraj się go przetrzymać jak najdłużej, bym zdążył wprowadzić w życie swój plan. A teraz idź i nie pokazuj mi się na oczy, póki nie wykonasz zadania.
-I to tyle?-uniosłem brew do góry, bacznie obserwując każdy ruch długowłosego. Miałem wrażenie, jakby zaraz miał stąd uciec, albo gorzej...Zostać i jeszcze trochę pomarudzić.-Skąd wiesz, że mówił o Franku?
-Ah, czyli jednak ma na imię Frank. Zawsze myślałem, że Philip. No trudno...
-Przejdź do rzeczy.-warknąłem z zaciśniętymi zębami, na co poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.
-Po co te nerwy? Oprócz tego, że Mark cały czas nawija bez przerwy o jakimś słodkim chłopaku, którego niby ty masz pod kontrolą? Nie trudno było odgadnąć o kogo chodzi. Mówię ci, Gee...-wzdrygnąłem się, gdy użył tego zdrobnienia. Nie, żeby mi przeszkadzało, ale on wymawiał je z łatwo wychwytywanym jadem w głosie. Miałem ochotę porządnie uderzyć go w tą wesołą buźkę, jednak wolałem poczekać do końca wyjaśnień.-Wszyscy o tym gadają. Wśród wampirów panuje niezłe poruszenie z powodu tego tamtego...Jak mu leci?-machinalnie przyłożył rękę do czoła, udając zamyślonego.-Nieważne. W każdym bądź razie uważaj. Niektórzy nie są przyjaźnie nastawieni do tutejszych ludzi. A tak przy okazji, skąd pochodzi ten chłopak? Ma jakąś rodzinę? Przyjaciół? A może jest bogaty i zażądają za niego okupu?-zaśmiał się.-Ale będzie frajda.-zeskoczył ze stołu, otrzepując spodnie i poprawił koszulę.
-Zamknij się już!-krzyknąłem, nie potrafiąc pozbierać myśli. Tom rzucał zbyt dużą ilością pytań na sekundę, przez co rozbolała mnie głowa. Oparłem czoło na dłoniach, zaczesując grzywkę do tyłu.-Nie wiem...-powiedziałem spokojniejszym tonem, zawstydzony faktem, że nie mam pojęcia o moim gościu. Zignorowałem ciemnowłosego, którego po prostu aż rozpierała energia. Mógłby się wyżywać na ludziach, a nie na mnie. Jest idealna pora na przyjemne i owocne polowanie, lecz zamiast tego on woli siedzieć tutaj i mącić swoimi głupimi komentarzami. Teraz już wiem, że zupełnie niepotrzebnie przyszedłem, aby wypić coś mocnego w towarzystwie kolegi. Sam, jak szybko się pojawił, tak też zniknął, a ja liczyłem na to, iż trochę porozmawiamy. Gdzieś tam miałem nadzieję na wygadanie każdej z obaw, dotyczącej Franka i rozwiązanie. Nigdy nie znałem bardziej zaradnej osoby, niż blondyn. Miał odpowiedź na wszystko, był mądrym mężczyzną, a marnował się w takim zawodzie. Mimo to wiele razy zapewniał mnie, że ta praca daje mu pełną satysfakcję z możliwości poznawania nowych, interesujących ludzi. No i gdzie on się podziewa, kiedy najbardziej potrzebuję jego rady?
-Ale wiesz...Zawszę ci pomogę. Jak Markowi znudzi się młody, pewnie zostawi go dla mnie, a wtedy spokojnie wykonam na nim najlepsze morderstwo w całym moim istnieniu, skoro ty się tak bardzo tego bardzo boisz. Ale naprawdę, chłopie. Zabicie takiego smakowitego kąska to sama przyjemność, nie powinieneś się wahać ani chwili dłużej. Idź, już, bo może być za późno.-objął mnie ramieniem. Pod wpływem chwili strąciłem ciężką rękę, zrywając się z krzesła. Dostrzegłem, jak oblicze Tom'a diametralnie ulega zmianie. W jego oczach błysnął strach, natomiast w moich wściekłość.
-Coś ty, przepraszam, powiedział?-wysyczałem w odpowiedzi przez zaciśnięte zęby, zamykając dłonie w pięści. Jego wyzywające spojrzenie oraz luźna postawa skłoniły mnie do utrzymania się w pionie. Pod wpływem chwilowego zamroczenia, na które kompletnie nie zwróciłem uwagi, moja sylwetka gwałtownie przechyliła się do przodu. Zamachałem rękami w powietrzu, niczym postacie z kreskówek, jakby to miało dać zamierzony efekt. Nigdy się nie poddawałem, nawet, jeżeli miałbym coś osiągnąć w najgłupszy sposób. I jednak... Dla mnie nieważne było, czy komuś podoba się moja taktyka. Robiłem to, co chciałem robić bez względu na czyjeś uznanie, bądź krytykę. Niepochlebne opinie jeszcze bardziej motywowały do działania, do pokazania, kto jest górą, komu uda się przezwyciężyć problemy. Przeważnie pokonywałem przeciwstawności losu, nie patrząc za siebie. Inaczej nigdy nie osiągnąłbym sukcesu, choćby w malarstwie. Jako dzieciak moim największym dziełem były 3 proste kreski i tak zostało do dwunastego roku życia. Potem zająłem się swoją pasją, rozwijałem umiejętności metodą prób i błędów, a dzisiaj mogę stwierdzić, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Dlatego tak ważne jest, by nie dawać za wygraną tak łatwo. Upór i ciągłe dążenie do celu to jedne z najbardziej przydatnych cech, o czym wiele razy przekonałem się na własnym przykładzie.*
Po chwili złapałem jako-taką równowagę, walcząc ostatkiem sił, by nie upaść na podłogę i odpłynąć. Tym samym uratowałem się przez kompletną kompromitacją.
-Nie musisz mnie przepraszać...Mówię tylko, że twoja dziwka za niedługo będzie należała do mnie.-wyszczerzył ząbki w urzekającym uśmiechu. Teraz już nie kontrolowałem, z trudem powstrzymywanych, odruchów. Pozwoliłem, by każde, najmniejsze drgnięcie powieki, emocje przechodziły przeze mnie, przelewały się między palcami dłoni jak woda. Złość wypełniająca od środka, powoli rozwijała się ku większej, o wiele potężniejszej cząsteczce, która przemierzała spokojnie moje ciało, a gdy dotarła do samego końca...Nie było już odwrotu. Cały gniew skierowałem na tą jedną jedyną postać naprzeciwko mnie i to właśnie jego chciałem dopaść. W tej chwili. Już. Pragnąłem rozerwać mu gardło, tak, żeby nie mógł złapać oddechu. Miałem ochotę patrzeć na cierpienie, zadane za pomocą mojego dotyku, rozrywające ból i krzyki przerażenia, wydobywające się wprost z gardła ciemnowłosego.
Niespodziewanie poderwałem nogi z miejsca, w zawrotnym tempie znalazłem się w niewielkiej odległości od chłopaka. W tym samym czasie moja pięść idealnie wymierzyła cios, trafiając prosto w nos. Głowa Tom'a nienaturalnie przechyliła się w bok, a ciało zostało odrzucone pod przeciwległą ścianę. Włosy zasłoniły połowę jego twarzy, natomiast siła z jaką przeleciał przez pomieszczenie, nie dawała żadnych szans człowiekowi na przeżycie, toteż nie zdziwiłem się zbytnio, słysząc krzyki przerażonych klientów. Uniosłem kąciki ust w górę, kiedy ujrzałem gęstą ciecz, płynącą po mojej dłoni. Czerwone kropelki krwi zawędrowały na nadgarstek, by za moment spokojnie skapnąć na podłogę. Otarłem je o materiał spodni i szybkim krokiem podszedłem w stronę chłopaka. Jego wzrok wyrażał zdezorientowanie. Rozbiegane spojrzenie świadczyło o tym, że doznał lekkiego szoku, wskutek czego do tej pory nie ruszył niczym o centymetr. Ścisnąłem mocno palce prawej ręki, by przygotować ją do kolejnego, solidnego uderzenia i już powoli uniosłem łokieć, kiedy coś mną szarpnęło bez jakiejkolwiek delikatności. Póki nie spojrzałem do tyłu, wymyślałem wystarczającą karę, aby nauczyć nieszczęśliwca, że mi się nie przeszkadza w pracy. Bo w sumie moim zadaniem było tępić takich pewnych zabójców, którzy zagrażali rasie, jak Tom, bądź uczyć pokory i posłuszeństwa. Jak wiadomo, jestem z natury niecierpliwy i jedno potknięcie spowodowałoby szybką śmierć podopiecznego, dlatego wolałem od razu kończyć ich marny żywot. W świecie wampirów jest podobnie jak w dżungli. Przetrwają najsilniejsi, jeżeli tylko dożyją kilku tygodni. Potem potoczy się już jak z płatka. Lata mijają szybko, nie zwraca się uwagi na drobiazgi. Niektórzy korzystają jego pełnią, inni zaś zaszywają się w małych, ciepłych domkach, czekając na potencjalną ofiarę. To są tak zwani cisi mordercy. Spotkasz raz, a będzie cię śledził, póki nie dopadnie i dokonają zbrodni. Albo wygrasz, albo przegrasz, takie panują zasady. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie można liczyć na pomoc. Zostawiony na pastwę losu, sam, z wieloma problemami, a największym z nich było obwinianie się o...Śmierć. Zabójstwo członka rodziny, tego jedynego, kochanego...Mojego malutkiego braciszka.
Pod wpływem wspomnień całkowicie poddałem się napieraniu silnych ramion, które po chwili zamknęły mnie w żelaznym uścisku. Ręce, podobnie jak resztę ciała, prócz nóg, miałem unieruchomione, policzek spoczywał na delikatnej koszuli tak, że dokładnie wyczuwałem zapach jej właściciela. Sam...Zdecydowałem się poddać, gdyż w inny sposób musiałbym zrobić niemałą krzywdę mojemu przyjacielowi, a to było ostatnim, czego chciałem. Blondyn pogładził mnie po plecach, próbując choć trochę ostudzić zapał, z jakim zaangażowałem się w bójkę. Myśl o Mikey'u na chwilę wytrąciła mnie w równowagi, a wtedy pałeczkę przejął mężczyzna. Tylko w jego towarzystwie byłem na tyle bezpieczny, by zasnąć w spokoju oraz wiedząc, że nic złego się nie stanie. Ufałem mu, jak równemu sobie, nawet w podobny sposób traktowałem. Zawsze pomagał mi wyciszyć zmysły, otaczając mgiełką spokoju. Złość jeszcze całkowicie nie zaniknęła, lecz czułem jak powoli opuszcza mój zaślepiony żądzą zemsty umysł. Mięśnie, jeden po drugim, powoli się rozluźniały się. Oparłem dłonie na klatce piersiowej Sam'a, nie potrafiąc ustać na własnych nogach. Kolana miękły pod ciężarem, niczym zrobione z waty.
-Gee...-szepnął mi do ucha.-Chodź. Zawiozę cię do domu.-pociągnął mnie, jak się domyślam, w stronę wyjścia.-Ale współpracuj, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.-chcąc nie chcąc musiałem wydobyć z siebie resztki sił, aż nadto zminimalizowane alkoholem. Każdy bodziec, czy to włączone światło, czy pomrukiwanie kota na drugiej stronie ulicy odbierałem z przesadną dokładnością. Odbierałem wszystko, jakby w nowym świetle, o wiele straszniejszym niż ponura rzeczywistość. Dopiero kiedy wsiadłem do przestronnego auta i pozamykałem szczelnie okna, mogłem spokojnie odpocząć. Odetchnąłem głęboko, rozkładając się na wygodnych siedzeniach. Chłód bijący od tapicerki przywracał mnie do rzeczywistości, ilekroć zechciałem odpłynąć w czarną dziurę.
-No to w drogę!-zakomunikował krótko, trochę zmienionym głosem. Był bardzo podobny do...Do...
Frankie?
-Czego chcesz?-jęknąłem i z powrotem bezwładnie opadłem na stół. Miałem niewielką nadzieję, że ignorując chłopaka o długich lokach, odpuści sobie i zostawi mnie w spokoju, bym jeszcze chwilkę mógł poużalać się nad sobą. Tym bardziej, że Tom nie był zbyt towarzyski...Głównie z powodu dość nieciekawego dzieciństwa, jakie musiał spędzić u boku rodziców, którzy w ogóle nie interesowali się synem. Mieszkał w dzielnicy, nie odwiedzanej nawet przez tych najgorszych. Był otoczony towarzystwem, niezbyt sprzyjającym rozwojowi małego chłopca, ale cóż się dziwić. Nie miał nikogo, by mógł zwrócić się o pomoc. Jedynie matka i ojciec, jednak oni mieli ważniejsze rzeczy na głowie, dlatego dzieciak stał się pełen pogardy dla wszystkich dookoła, właśnie przez traumatyczne przeżycia z dawnych lat. Nie mówię, żeby którykolwiek z nas był uczuciowy, widząc porzuconego pieska na ulicy, ale od tego chłopaka bił jakiś dziwny chłód. Cud się stał, kiedy zechciał spojrzeć na kogoś z wielką odrazą, a co dopiero porozmawiać jak normalni ludzie. Jeszcze nigdy nie dane mi było zobaczyć zabójstw z tak szczególnym okrucieństwem, jakich on dokonywał. Obfite ilości krwi rozbryzgane na czterech ścianach wokół nie budziły w nim litości. Nawet wampiry starały się strzec przed nim, jak tylko mogły. Tak, ciemnowłosy został przemieniony dość niedawno, na szczęście nie w mojej obecności, bo podobno strasznie przez to przechodził. A żałowałem...Było mi strasznie przykro, że nikt nie zechciał zaprosić mnie na ceremonię. Pewnie i tak nie zjawiłbym się na czas, ale trudno. Wszyscy wiedzą, jaki jestem i że bardzo, ale to bardzo lubię patrzeć na cierpienie innych. No więc ciemnowłosy wyrósł na początkującego zabójcę z wielkim talentem, jak dla mnie za młodego, bowiem miał tylko 16 lat. Nie miał rówieśników w swoim wieku, toteż starał się nie odbiegać zbytnio od społeczeństwa nieśmiertelnych i brał udział w...Zabawach, zazwyczaj kończących się nieprzyjemnie dla ludzi i starszych nowicjuszy. W szczególności przesiadywał sam wraz ze szklanką świeżej, ciepłej krwi przed sobą, lecz każdy dokładnie wiedział do jakich celów został stworzony. Otóż był sługusem Marka. Załatwiał dla niego brudną robotę, gdyż mój drogi przyjaciel nie miał zamiaru brudzić rąk dla tak błahych spraw. W zamian za życie wieczne Tom robił wszystko, czego zażądał czarnowłosy. Sam fakt, że Mark wytrzymał z nim tyle czasu wprowadzał mnie w głębokie zdumienie. Przebywając zaledwie pięć minut w towarzystwie młodego, miałem ochotę wyjść...Najlepiej oknem i już nigdy nie wracać. Nie obawiałem się go, jak inni. Po prostu czasami, nawet często doprowadzał każdego do szału, a już w szczególności mnie. Do grona cierpliwych nie należałem, mimo to, na wyraźną prośbę kumpla, starałem się nie zrobić mu krzywdy...Zbyt dużej. Niemniej jednak aktualnie irytował mnie strasznie, zakłócając cenny spokój... A przecież do tej pory było tak pięknie, zanim zjawił się on i zepsuł mój i tak zły humor.
-Wiesz, że on był bardzo zdenerwowany, kiedy wrócił do domu?-zapytał wprost kpiącym głosem. Dało się w nim słyszeć nutkę rozbawienia, jakby to, co przed chwilą powiedział było śmieszne. W końcu to jego pan, mógłbym donieść, że nie okazuje szacunku, tak jak powinien. Za moment...Jeszcze trochę się z nim podroczę.
-I co z tego?-warknąłem nieprzyjemnie czując na sobie ostry wzrok chłopaka. Ale nawet on nie potrafił mnie przerazić do tego stopnia, bym od razu wygadał całą prawdę. Nawet jeżeli chodziło o tą jedyną, najważniejszą osobę, a z pewnością tak było. Bo po cóż innego Mark wysłałby najcenniejszego sługusa, jak nie do sprawy, która go męczyła. Był zbyt przerażony, żeby porozmawiać ze mną w cztery oczy, więc skierował tutaj to małe chuchro, potocznie nazywane wielkim zabójcą, w celu wywarcia na mnie jakiegokolwiek wrażenia. Niestety, przeliczył się, ponieważ nie ma rzeczy na świecie, przez jaką mógłbym być przestraszony.
-Wysłano mnie, żebym z tobą porozmawiał.-zaakcentował dobitnie ostatnie słowo, wpatrując w swoje lustrzane odbicie po drugiej stronie sali. Z wyraźną powagą i dokładnością wymawiał każde zdanie, bym zorientował się, że nasza niemile rozpoczętą pogawędkę zastąpiła o wiele poważniejsza dyskusja. Jednak wcale nie miałem ochoty na wymienianie się tak różnymi poglądami z Tom'em w pakiecie z kłótnią i wyrzuceniem z lokalu. Wolałem w spokoju przemyśleć parę spraw, następnie wrócić do domu i przespać noc, choć tak naprawdę od bardzo dawna tego nie robiłem. Zdążyłem się stęsknić za miękkim łóżkiem i delikatną pościelą, która otulała moją skórę i dawała nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa oraz ukojenia. Za każdym razem, gdy wchodziłem do pokoju, byłem szczęśliwszy. Czarne otoczenie, jedyne miejsce, gdzie mogłem swobodnie mówić, poruszać się sprawiało, że mimowolnie unosiłem usta ku górze.
-On chce go mieć...-kontynuował niewzruszony tak, abym tylko ja mógł to usłyszeć. Jego głos wchodził prawie w szept. Miałem wrażenie, że ledwo porusza wargami, jednak, mimo szumu w uszach, słyszałem dokładnie każde słowo. Ciemnowłosy bawił się swoimi palcami, naciągając je i wyginając na różne strony. Dźwięki, jakie wydawały przy tym jego kości były niemal nie do zniesienia. Pojedyncze, wciąż powtarzające zgrzyty doprowadzały mnie do istnego szaleństwa. Tak samo, jak nie znosiłem stukania długopisem o ławkę, choć sam często to robiłem. Dodatkowo chłopak jak gdyby nigdy nic nucił pod nosem całkiem znaną melodię. Gwar rozmów, stuknięcia filiżanek oraz szuranie krzeseł po drewnianej podłodze roznosiły się po niewielkiej sali. Duszące, ciepłe powietrze prześlizgiwało się, mierzwiąc moje włosy, ilekroć ktoś zechciał obok nas przejść, a rzadko bywały takie okazje. Najpewniej przez odstraszający wygląd Tom'a, który miał na sobie białą koszulkę z powoli zastygającą krwią. Płaszcz ledwo zakrywał ślady wcześniejszej kolacji, a wciąż poszerzający uśmiech wskazywał, iż nie miał poważnego wypadku. Od ponad godziny żadna smakowita osóbka nie nawinęła mi się pod rękę. Wielka szkoda, gdyż ochota na zatopienie w kimś ząbków ciągle rosła. Smak świeżej, czerwonej i lepkiej cieczy, która pieściła moje podniebienie, niczym pocałunek, był najznakomitszym doświadczeniem na świecie. Nie poznałem go nigdy wcześniej podczas bycia człowiekiem i teraz już wiem, że chociaż moje lubiłem wspominać dzieciństwo i okres młodzieńczy, nie często wracałem do nich pamięcią. Wolałem żyć teraźniejszością, nie żałując żadnego dotychczas popełnionego czynu. Zaledwie przed przemianą, czułem w sobie pustkę. Emocje, szczęśliwe i te mniej wesołe oddziaływały na mnie jak magnez. Kiedy miałem zły humor, wyładowywałem się na innych, w tym moim kochanym braciszku, czego później bardzo żałowałem. Serce mi pękało, gdy widziałem łzy Mikey'a, lecz on nigdy nie ujrzał moich. Sprawiając przykrość blondynowi nosiłem okropne poczucie winy. Chcąc pozbyć się natłoku myśli, dokładnie zamykałem drzwi pokoju na klucz, płacząc, bądź wyrażając uczucia w nieco inny sposób. A potem nagle to wszystko zniknęło. Będąc wampirem cały ten chaos zniknął i objawiał się wyłącznie w spokoju i niepohamowanej radości z pierwszej ofiary, lub dobrze wykonanego zadania. Sporadycznie moje nerwy puszczały, a usta wykrzykiwały słowa, przepełnione nienawiścią i odrazą, aczkolwiek na ogół było cicho. Wiedziałem, że istnieje takie miejsce dokąd mogłem się udać, spędzić chwile sam na sam z własnymi problemami. Czarny pokój na piętrze domu był zawsze otwarty tylko dla mnie i nikt inny nie miał do niego dostępu. Zawierał wszystkie obecne i ubiegłe wydarzenia z każdego jednego poranka. Wydarzenia, bolesne i szczęśliwe odznaczały się na ścianach pomieszczenia, które aż krzyczały z nadmiaru przeżyć. Jednak ja mogłem dostrzec to piękno, jakim było owe pomieszczenie. Prywatna oaza spokoju i wyciszenia, nie to co zgiełk na ulicach. Donośne głosy oraz krzyki w miastach nie były odpowiednim miejscem dla mnie. Potrzebowałem odpoczynku, a dostawałem go w moim małym, osobistym mieszkanku.
-...Na własność.-dodał głośniejszym tonem, który był jeszcze bardziej denerwujący. Obiecuję, jeżeli tknie Franka choćby małym palcem odrąbie mu go siekierą, nie kryjąc zadowolenia w wykonaniu tej skromniej czynności. Ubiegłe zdarzenie, kiedy czarnowłosy wręcz obmacywał chłopaka w tych bardziej i mniej dozwolonych obszarach na jego delikatnym ciele oraz słowa, jakie przy tym szeptał wprowadzały mnie w stan czystej wściekłości, żywionej do Marka i Tom'a. Błagalny wzrok ujął mnie za serce, błyszczące oczka przepełnione jedynie obawą przed większym i silniejszym mężczyzną. Widząc ból na ślicznej buźce, jawny strach w tęczówkach i rozpaczliwą chęć wyrwania się z ramion zboczeńca utworzyłem w sobie dziwne postanowienie, którego z całych sił chciałem dotrzymać. Musiałem chronić bruneta, bez względu na konsekwencję, ponieważ uśmiech na jego ustach był wystarczającym wynagrodzeniem. Kiedy on był szczęśliwy, ja również odbierałem jakieś dziwne ukłucie radości, podobnie w odwrotnej sytuacji. Nie miałem pojęcia jak działa ten popaprany mechanizm, jednego byłem tylko pewien. Do dzisiejszej nocy skrywałem wszystkie sprawy, związane z tym chłopakiem, kłębiące się we mnie od bardzo dawna. Od pierwszego pocałunku, bo bądź co bądź już nastąpił. Jednym muśnięciem warg zniszczyłem równowagę, panującą pomiędzy mną, a moim własnym samozaparciem przed ujawnieniem do kogoś uczuć. Starałem się je ukrywać oraz w miarę normalnie funkcjonować, by nikt nie podejrzewał, że straciłem głowę dla nieznajomego. Chłopak stanowił coś zupełnie odmiennego, nowego. Był zupełnie innym światem, niż ten, w którym obecnie żyłem i chociaż wiedziałem, jakie konsekwencję wiążą się z zakochaniem, pragnąłem dalej brnąć w ślepy zaułek bez żadnej przyszłości. Przecież po tym, jak go traktowałem nie mógł mnie nawet polubić. Początek naszej znajomości nie był dość przyjemny, dlatego wątpię, żeby głupie moje wrażenie miłości przerodziło się w coś większego.
-Jak to?-zapytałem spokojnym głosem, leniwie wodząc opuszkami palców po matowej powierzchni blatu. Przyglądałem się wilgotnym śladom, tworzącym pod moją dłonią. Pod wpływem alkoholu ręce oraz kark delikatnie pokryły się kropelkami potu. A może przez ten dziwny strach, którego nie poczułem nigdy wcześniej. Słowa Tom'a z początku nie wywarły na mnie większego wrażenia, lecz dopiero potem dotarło, co właśnie uczyniłem. Zostawiając bruneta samego w domu, ukazałem Markowi prostą, bezproblemową drogę do porwania. Mógł spokojnie wejść, zabrać stamtąd chłopaka i wyjść, ciesząc zapachem młodej, bezchmurnej nocy. Zakładam, że osobnik koło mnie już przekazał swojemu szefowi, iż jestem w barze i nie mogę ruszyć nawet głową. Takiej okazji nie da się przepuścić, tym bardziej, nie sprawdzając zgodności informacji, więc pewnie czarnowłosy jest w drodze, lub też w środku mojej posiadłości i czeka, aż właściciel wróci, bądź też już zdążył uprowadzić Franka. Swoją drogą, jak zauważyłem, jest ciągle przenoszony w inne miejsce, jak rzecz, a nie ludzka istota. Zarówno ja jak i inni traktujemy go jak zabawkę, przedmiot, który można wyrzucić, gdy się znudzi. Jednak miałem mieszane wrażenia co do tego. Z jednej strony chciałem być bezwzględnym draniem, troszczącym tylko i wyłącznie o siebie, a z drugiej pragnąłem, żeby akurat ten chłopak się mnie nie bał. Mógł robić wszystko, na co ma ochotę, tylko czasami ze mną porozmawiać. Jego towarzystwo trochę mnie uspokajało, jak poranna herbatka z melisy. Kochałem wlepiać wzrok w miodowe oczęta, patrzeć na różowe usteczka i całą twarzyczkę...Widok ten wprowadzał nagłą chęć uśmiechnięcia się, choćby do własnego odbicia, niczym ostatni wariat na ziemi. Niestety, Tom właśnie burzył wspaniałe chwile, spędzone na poddawaniu mojego umysłu pięknym obrazkom związanym z Frankiem.
-No normalnie. Chce go mieć, jako swoją zabawkę, czy coś...Bynajmniej tak powiedział i kazał przekazać tobie. A właśnie! Mam tu nawet napisane.-oznajmił, po czym wyjął z kieszeni dżinsowej kurtki małą karteczkę. Rozwinął ją, wpatrując się zapewne w swoje koślawe litery, nie mogąc nic przeczytać.-Tak więc: Jak spotkasz Gerarda, przekaż mu, żeby nie był zbytnio zdziwiony, kiedy wróci do domu, ponieważ nie zastanie tam niczego, prócz sporej warstwy kurzu na meblach. Staraj się go przetrzymać jak najdłużej, bym zdążył wprowadzić w życie swój plan. A teraz idź i nie pokazuj mi się na oczy, póki nie wykonasz zadania.
-I to tyle?-uniosłem brew do góry, bacznie obserwując każdy ruch długowłosego. Miałem wrażenie, jakby zaraz miał stąd uciec, albo gorzej...Zostać i jeszcze trochę pomarudzić.-Skąd wiesz, że mówił o Franku?
-Ah, czyli jednak ma na imię Frank. Zawsze myślałem, że Philip. No trudno...
-Przejdź do rzeczy.-warknąłem z zaciśniętymi zębami, na co poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.
-Po co te nerwy? Oprócz tego, że Mark cały czas nawija bez przerwy o jakimś słodkim chłopaku, którego niby ty masz pod kontrolą? Nie trudno było odgadnąć o kogo chodzi. Mówię ci, Gee...-wzdrygnąłem się, gdy użył tego zdrobnienia. Nie, żeby mi przeszkadzało, ale on wymawiał je z łatwo wychwytywanym jadem w głosie. Miałem ochotę porządnie uderzyć go w tą wesołą buźkę, jednak wolałem poczekać do końca wyjaśnień.-Wszyscy o tym gadają. Wśród wampirów panuje niezłe poruszenie z powodu tego tamtego...Jak mu leci?-machinalnie przyłożył rękę do czoła, udając zamyślonego.-Nieważne. W każdym bądź razie uważaj. Niektórzy nie są przyjaźnie nastawieni do tutejszych ludzi. A tak przy okazji, skąd pochodzi ten chłopak? Ma jakąś rodzinę? Przyjaciół? A może jest bogaty i zażądają za niego okupu?-zaśmiał się.-Ale będzie frajda.-zeskoczył ze stołu, otrzepując spodnie i poprawił koszulę.
-Zamknij się już!-krzyknąłem, nie potrafiąc pozbierać myśli. Tom rzucał zbyt dużą ilością pytań na sekundę, przez co rozbolała mnie głowa. Oparłem czoło na dłoniach, zaczesując grzywkę do tyłu.-Nie wiem...-powiedziałem spokojniejszym tonem, zawstydzony faktem, że nie mam pojęcia o moim gościu. Zignorowałem ciemnowłosego, którego po prostu aż rozpierała energia. Mógłby się wyżywać na ludziach, a nie na mnie. Jest idealna pora na przyjemne i owocne polowanie, lecz zamiast tego on woli siedzieć tutaj i mącić swoimi głupimi komentarzami. Teraz już wiem, że zupełnie niepotrzebnie przyszedłem, aby wypić coś mocnego w towarzystwie kolegi. Sam, jak szybko się pojawił, tak też zniknął, a ja liczyłem na to, iż trochę porozmawiamy. Gdzieś tam miałem nadzieję na wygadanie każdej z obaw, dotyczącej Franka i rozwiązanie. Nigdy nie znałem bardziej zaradnej osoby, niż blondyn. Miał odpowiedź na wszystko, był mądrym mężczyzną, a marnował się w takim zawodzie. Mimo to wiele razy zapewniał mnie, że ta praca daje mu pełną satysfakcję z możliwości poznawania nowych, interesujących ludzi. No i gdzie on się podziewa, kiedy najbardziej potrzebuję jego rady?
-Ale wiesz...Zawszę ci pomogę. Jak Markowi znudzi się młody, pewnie zostawi go dla mnie, a wtedy spokojnie wykonam na nim najlepsze morderstwo w całym moim istnieniu, skoro ty się tak bardzo tego bardzo boisz. Ale naprawdę, chłopie. Zabicie takiego smakowitego kąska to sama przyjemność, nie powinieneś się wahać ani chwili dłużej. Idź, już, bo może być za późno.-objął mnie ramieniem. Pod wpływem chwili strąciłem ciężką rękę, zrywając się z krzesła. Dostrzegłem, jak oblicze Tom'a diametralnie ulega zmianie. W jego oczach błysnął strach, natomiast w moich wściekłość.
-Coś ty, przepraszam, powiedział?-wysyczałem w odpowiedzi przez zaciśnięte zęby, zamykając dłonie w pięści. Jego wyzywające spojrzenie oraz luźna postawa skłoniły mnie do utrzymania się w pionie. Pod wpływem chwilowego zamroczenia, na które kompletnie nie zwróciłem uwagi, moja sylwetka gwałtownie przechyliła się do przodu. Zamachałem rękami w powietrzu, niczym postacie z kreskówek, jakby to miało dać zamierzony efekt. Nigdy się nie poddawałem, nawet, jeżeli miałbym coś osiągnąć w najgłupszy sposób. I jednak... Dla mnie nieważne było, czy komuś podoba się moja taktyka. Robiłem to, co chciałem robić bez względu na czyjeś uznanie, bądź krytykę. Niepochlebne opinie jeszcze bardziej motywowały do działania, do pokazania, kto jest górą, komu uda się przezwyciężyć problemy. Przeważnie pokonywałem przeciwstawności losu, nie patrząc za siebie. Inaczej nigdy nie osiągnąłbym sukcesu, choćby w malarstwie. Jako dzieciak moim największym dziełem były 3 proste kreski i tak zostało do dwunastego roku życia. Potem zająłem się swoją pasją, rozwijałem umiejętności metodą prób i błędów, a dzisiaj mogę stwierdzić, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Dlatego tak ważne jest, by nie dawać za wygraną tak łatwo. Upór i ciągłe dążenie do celu to jedne z najbardziej przydatnych cech, o czym wiele razy przekonałem się na własnym przykładzie.*
Po chwili złapałem jako-taką równowagę, walcząc ostatkiem sił, by nie upaść na podłogę i odpłynąć. Tym samym uratowałem się przez kompletną kompromitacją.
-Nie musisz mnie przepraszać...Mówię tylko, że twoja dziwka za niedługo będzie należała do mnie.-wyszczerzył ząbki w urzekającym uśmiechu. Teraz już nie kontrolowałem, z trudem powstrzymywanych, odruchów. Pozwoliłem, by każde, najmniejsze drgnięcie powieki, emocje przechodziły przeze mnie, przelewały się między palcami dłoni jak woda. Złość wypełniająca od środka, powoli rozwijała się ku większej, o wiele potężniejszej cząsteczce, która przemierzała spokojnie moje ciało, a gdy dotarła do samego końca...Nie było już odwrotu. Cały gniew skierowałem na tą jedną jedyną postać naprzeciwko mnie i to właśnie jego chciałem dopaść. W tej chwili. Już. Pragnąłem rozerwać mu gardło, tak, żeby nie mógł złapać oddechu. Miałem ochotę patrzeć na cierpienie, zadane za pomocą mojego dotyku, rozrywające ból i krzyki przerażenia, wydobywające się wprost z gardła ciemnowłosego.
Niespodziewanie poderwałem nogi z miejsca, w zawrotnym tempie znalazłem się w niewielkiej odległości od chłopaka. W tym samym czasie moja pięść idealnie wymierzyła cios, trafiając prosto w nos. Głowa Tom'a nienaturalnie przechyliła się w bok, a ciało zostało odrzucone pod przeciwległą ścianę. Włosy zasłoniły połowę jego twarzy, natomiast siła z jaką przeleciał przez pomieszczenie, nie dawała żadnych szans człowiekowi na przeżycie, toteż nie zdziwiłem się zbytnio, słysząc krzyki przerażonych klientów. Uniosłem kąciki ust w górę, kiedy ujrzałem gęstą ciecz, płynącą po mojej dłoni. Czerwone kropelki krwi zawędrowały na nadgarstek, by za moment spokojnie skapnąć na podłogę. Otarłem je o materiał spodni i szybkim krokiem podszedłem w stronę chłopaka. Jego wzrok wyrażał zdezorientowanie. Rozbiegane spojrzenie świadczyło o tym, że doznał lekkiego szoku, wskutek czego do tej pory nie ruszył niczym o centymetr. Ścisnąłem mocno palce prawej ręki, by przygotować ją do kolejnego, solidnego uderzenia i już powoli uniosłem łokieć, kiedy coś mną szarpnęło bez jakiejkolwiek delikatności. Póki nie spojrzałem do tyłu, wymyślałem wystarczającą karę, aby nauczyć nieszczęśliwca, że mi się nie przeszkadza w pracy. Bo w sumie moim zadaniem było tępić takich pewnych zabójców, którzy zagrażali rasie, jak Tom, bądź uczyć pokory i posłuszeństwa. Jak wiadomo, jestem z natury niecierpliwy i jedno potknięcie spowodowałoby szybką śmierć podopiecznego, dlatego wolałem od razu kończyć ich marny żywot. W świecie wampirów jest podobnie jak w dżungli. Przetrwają najsilniejsi, jeżeli tylko dożyją kilku tygodni. Potem potoczy się już jak z płatka. Lata mijają szybko, nie zwraca się uwagi na drobiazgi. Niektórzy korzystają jego pełnią, inni zaś zaszywają się w małych, ciepłych domkach, czekając na potencjalną ofiarę. To są tak zwani cisi mordercy. Spotkasz raz, a będzie cię śledził, póki nie dopadnie i dokonają zbrodni. Albo wygrasz, albo przegrasz, takie panują zasady. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie można liczyć na pomoc. Zostawiony na pastwę losu, sam, z wieloma problemami, a największym z nich było obwinianie się o...Śmierć. Zabójstwo członka rodziny, tego jedynego, kochanego...Mojego malutkiego braciszka.
Pod wpływem wspomnień całkowicie poddałem się napieraniu silnych ramion, które po chwili zamknęły mnie w żelaznym uścisku. Ręce, podobnie jak resztę ciała, prócz nóg, miałem unieruchomione, policzek spoczywał na delikatnej koszuli tak, że dokładnie wyczuwałem zapach jej właściciela. Sam...Zdecydowałem się poddać, gdyż w inny sposób musiałbym zrobić niemałą krzywdę mojemu przyjacielowi, a to było ostatnim, czego chciałem. Blondyn pogładził mnie po plecach, próbując choć trochę ostudzić zapał, z jakim zaangażowałem się w bójkę. Myśl o Mikey'u na chwilę wytrąciła mnie w równowagi, a wtedy pałeczkę przejął mężczyzna. Tylko w jego towarzystwie byłem na tyle bezpieczny, by zasnąć w spokoju oraz wiedząc, że nic złego się nie stanie. Ufałem mu, jak równemu sobie, nawet w podobny sposób traktowałem. Zawsze pomagał mi wyciszyć zmysły, otaczając mgiełką spokoju. Złość jeszcze całkowicie nie zaniknęła, lecz czułem jak powoli opuszcza mój zaślepiony żądzą zemsty umysł. Mięśnie, jeden po drugim, powoli się rozluźniały się. Oparłem dłonie na klatce piersiowej Sam'a, nie potrafiąc ustać na własnych nogach. Kolana miękły pod ciężarem, niczym zrobione z waty.
-Gee...-szepnął mi do ucha.-Chodź. Zawiozę cię do domu.-pociągnął mnie, jak się domyślam, w stronę wyjścia.-Ale współpracuj, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.-chcąc nie chcąc musiałem wydobyć z siebie resztki sił, aż nadto zminimalizowane alkoholem. Każdy bodziec, czy to włączone światło, czy pomrukiwanie kota na drugiej stronie ulicy odbierałem z przesadną dokładnością. Odbierałem wszystko, jakby w nowym świetle, o wiele straszniejszym niż ponura rzeczywistość. Dopiero kiedy wsiadłem do przestronnego auta i pozamykałem szczelnie okna, mogłem spokojnie odpocząć. Odetchnąłem głęboko, rozkładając się na wygodnych siedzeniach. Chłód bijący od tapicerki przywracał mnie do rzeczywistości, ilekroć zechciałem odpłynąć w czarną dziurę.
-No to w drogę!-zakomunikował krótko, trochę zmienionym głosem. Był bardzo podobny do...Do...
Frankie?
____________________________________________
* Cytat dla Nana
Niby miałam ci napisać, jeżeli będą jakieś błędy, ale ich nie dostrzegłam, więc sory XD Wiesz w jakim stanie dzisiaj jestem, więc zrozumiesz zapewne, kiedy nie napiszę Ci tutaj nic bardzo konstruktywnego. Najbardziej ze wszystkiego podobały mi się opisy krwi, ale ja jestem pierdolnięta, także było to do przewidzenia. Bardzo mi się podobał ten rozdział i choć myślałam, że będzie mi brakować Franka, to nieustannie pojawiał on się w przemyśleniach Gerarda, więc nie odczuwałam intensywnie jego braku. Rozdział bardzo mi się podobał :3
OdpowiedzUsuń:: red like a blood ::
Awwww... to było cholernie słodkie! *____________________* Znaczy się zachowanie Gerarda, bo on tak mile i czule myśli o Franiu! <3 Tylko... ta końcówka. Czy możliwe, że w tym samochodzie był Franio? ;__; Wtedy by to oznaczało, że jemu nic nie jest i w ogóle adfgdhgfh @_@ Tylko się boję o Gerda, że będzie miał problemy, bo zaatakował tego Toma |D I znów chciałam powiedzieć, że zakończyłaś w momencie największego napięcia akcji, no jak tak można? :c Ale spoko, wybaczam XD
OdpowiedzUsuńTo mi się cholernie podoba :3 Ogólnie to... ojej... nie nie mam słów. Jeszcze mi doszedł test, który pisałam dziś -.- Brzuch mnie boli.
OdpowiedzUsuńCzekam... czekam na nowy.
< with-the-lights-out-is-less-dangerous.blogspot.com >
Strasznie mi się podobało :) Nawet brak Frania mi nie przeszkadzał :3 Był on przecież wciąż w głowie Gerda :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero, ale mam ferie, więc ciągle mnie nie ma. Ale cieszę się, że znalazłam czas i przeczytałam. Nie jest źle, przestań! Masz naprawdę dobry styl a to jest bardzo ważne. Pomysł też jest ciekawy i przez to, że to opowiadanie jest fantastyczne, to zupełnie nie wiemy, czego się spodziewać. A zaskoczenia i niespodzianki - lubię to. :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny i czasu na pisanie!
jeeeej jak zwykle dupska mi się nie chciało ruszyc by kom. Napisac ale cóż to moja natura :) noo ale teraz trzeeba dać o sb. Znać Ola jestem fanka tw. Blogamiło mi :) powiem ci że zajebiście piszesz i noo jak już pisałam u Darsy nie spodziewaj sie jakiś wyrafinowanych komów bo sie do tego nie nadaje bóg nie był łaskaw dać mi takiego talentu ;( z kazdym nstp. Postem piszesz coraz lepiej masz talent kobietooo. Czekam na nstp. Rozdział xoxo :3
OdpowiedzUsuń