środa, 23 października 2013

Rozdział 21

Hej kochani! Tak, oto przed wami ten rozdział, który uważam za najlepszy! Bardzo się starałam nieco poprawić styl, żeby w ogóle dało się to przeczytać i... Oceńcie sami! :3 Dziękuję, że jesteście ze mną już tak długo <3 

Enjoy!

___________________________

[Frank]

      - C-co? - zapytała z wielką paniką łatwo wyczuwalną w jej przepełnionym smutkiem głosie. Potężne fale nieszczęścia, gigantycznej tęsknoty oraz przemożnej chęci wyrwania się ze świata istot mroku promieniowały od niej na kilka metrów. Te negatywne uczucia były ukryte dosłownie wszędzie, w każdym zakamarku duszy tej biednej dziewczyny, powoli niszcząc niegdyś piękne, kolorowe marzenia. - Ale jak? Przecież to są... to są wampiry! Ja nie zdołam... Ja nie... nie... - nieświadomie urwała swoją i tak niezbyt dobrze ułożoną wypowiedź, zupełnie milknąc na krótki moment. Cisza wytworzona pomiędzy naszymi wciąż ściśle złączonymi klatkami piersiowymi z sekundy na sekundę stawała się coraz cięższa, wręcz niemożliwa do zniesienia. Pragnąłem jakoś przerwać to niezręczne milczenie obu stron, wymyślić na poczekaniu pocieszające słowa, które dodałyby chociaż odrobinę otuchy. Sprawiły, żeby Alex w końcu uwierzyła w siebie i swoje szerokie możliwości, korzystając z perfekcyjnej okazji do wyrwania spod nieograniczonego panowania przeklętej Danielle. Jednak za żadne skarby nie potrafiłem wymyślić niczego odpowiedniego, ani stosownego do obecnej sytuacji. Choćby zależało od tego czyjeś życie, po prostu całe pozytywne nastawienie do dzisiejszego bankietu magicznym sposobem wyparowało, wprowadzając mnie w podły, wstrętny nastrój.
      Nagle jej drobnym, wątłym ciałkiem wstrząsnął intensywny dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa po same czubki palców u rąk i nóg. Chude, kościste pięści mocno zacisnęły się na mojej białej, odświętnej koszuli, niemal zgniatając ją w drobny mak. Mimo, iż eleganckie ubranie już przedtem wyglądało na siedem nieszczęść, niczym wymięte przez spore stado rozpędzonych, nieokiełznanych rumaków, aktualnie znacznie bardziej pogorszyło swój poprzedni stan. Nigdy nie dopuściłbym do najśmielszych pomysłów faktu, że ta z pozoru drobna, pozbawiona wszelkiej radości dziewczyna posiada w sobie aż tyle sekretnej siły.
      Nadal pozostawała ukradkiem skryta w moich ramionach, toteż i ja na wyższą skalę odebrałem zachowanie czarnowłosej. Nieprzyjemny, wyrażający pełne współczucie grymas automatycznie wpełzł mi na usta. Nie zignorowałem również paru ciepłych, drobnych kropelek słonej wody, powoli wypływających spod jej półprzymkniętych powiek. Lśniące w blasku przygaszonych świateł łzy obecnie szybciej zbierały się w kącikach cudownie zielonych oczu, aby następnie swobodnie skapnąć na moją garderobę. Choć usilnie próbowała powstrzymać przeźroczyste strumyki cieczy, one nadal wyznaczały cienką dróżkę na śmiertelnie bladych policzkach.
   - Nie płacz. Proszę, nie płacz. - próbowałem w jakiś sposób załagodzić zaistniały stan rzeczy, szepcząc ciche, mało pocieszające słówka wprost do jej ucha. Tak ogromnie zależało mi na powtórnym poskładaniu nadszarpniętych nerwów Alex do jednolitej całości, jednak owe nieudolne zabiegi spowodowały jeszcze głośniejszy szloch dziewczyny. Kiepskie położenie tej niewinnej nastolatki oraz kompletnie zdemolowany przez okropne, przerażające doświadczenia umysł, z wolna zaczęły udzielać się także i mnie. Ona była w totalnej rozsypce i potrzebowała natychmiastowej pomocy. Ja natomiast dusiłem w sobie monstrualne poczucie winy za to, iż za nic w świecie nie potrafię jej wesprzeć w ciężkich chwilach.
      Nie wiem skąd kiedyś zdobyłem tak wielką empatię do wszystkich żywych, skrzywdzonych stworzeń, jakie spotkałem na drodze do dorosłości. Odkąd sięgam niezawodną pamięcią do zamierzchłych czasów swojej szczeniackiej młodości, zawsze widzę tam najróżniejsze zwierzęta, bądź osoby, którym z całego malutkiego serduszka chciałem pomóc bez względu na skutki owych działań. Wszyscy byli w stu procentach przekonani, iż wraz z wiekiem moje dobre chęci ostatecznie zanikną, a ten wcześniejszy miły, uczynny chłopak bezpowrotnie zginie, zamieniając w obojętnego na krzywdę innych małolata. Aczkolwiek dosyć spora część dawnego współczucia przetrwała we mnie do tej pory, czasem sprawiając naprawdę wiele kłopotów.
   - Jakoś sobie poradzimy, rozumiesz? Przysięgam, wszystko będzie dobrze. - delikatnie przesunąłem otwartą dłonią po plecach czarnowłosej, szczelnie okrytych aksamitnym materiałem, jednocześnie karcąc w myślach za wygadywanie takich głupot. Obiecywałem wolność, powrót do normalnego życia, tymczasem nie miałem zielonego pojęcia, czy zdąży choćby kiwnąć palcem wskazującym, zanim oni ją dorwą.
   - N-naprawdę? - wyszeptała słabo, lecz w jej tonie coś zdecydowanie uległo pewnej zmianie. Pojawiła się w nim nutka nadziei, pomieszana z olbrzymią dawką strachu, ale jednak... Zdobyłem niepodważalny argument, świadczący o tym, że szczerze chce wreszcie uciec z tego koszmarnego miejsca. Że nie podejmie błędnej decyzji w kluczowym momencie, rezygnując ze swojej niezależności od Danielle. Nie było już odwrotu, nie starczyło wolnej przestrzeni na lęki czy obawy. Istniała wyłącznie niemożliwa do zwyciężenia odwaga, dzięki której nasz niezawodny plan doskonale się powiedzie.
   - Oczywiście.
      W ostatniej sekundzie kątem oka dostrzegłem dwie dobrze znane mi sylwetki, poruszające się stosunkowo wolno, jakby ociężale w naszym kierunku. Prowadziły one między sobą zaciętą konwersację, a przynajmniej takie jedynie sprawiały wrażenie, gdyż druga z osób posłusznie milczała, wysłuchując z większą uwagą w odgłosów otoczenia, aniżeli wywodów partnerki. Przypominało to raczej jednostronną rozmowę, prowadzoną w pojedynkę niczym u kobiety nie do końca zdrowej na umyśle. Bo to właśnie przedstawicielka płci żeńskiej zamaszyście gestykulowała rękoma na wszystkie możliwe strony, opowiadając czerwonowłosemu mężczyźnie obok niej o prawdopodobnie niezbyt ciekawych sprawach. Jej ramiona dosłownie wirowały w powietrzu i magicznym cudem było, że do tej pory nie zrzuciła tac pełnych smakołyków, niesionych przez kelnerów, którzy zwinnie omijali nazbyt energiczną osobowość Danielle.
      Porażający impuls wysłał drobną iskierkę prowadzącą od zmysłu wzroku wprost do mojego mózgu, gdzie został szybko przetworzony w wyraźne, niekwestionowane polecenie. Musiałem jak najprędzej dla własnego bezpieczeństwa odsunąć się od wciąż niczego nieświadomej Alex, z powrotem stawiając pomiędzy nami gruby, niewidzialny mur. Zachowywać całkowicie normalnie, robić naturalne rzeczy, zupełnie jak zwykle. I bez wątpienia miałem obowiązek wymyślić jakiś istotnie dobry, nie budzący najmniejszych podejrzeń powód, dlaczego dziewczyna stoi sama z podpuchniętymi oczami, wciąż wilgotnymi od łez.
   - Jesteśmy z powrotem. Och, co się stało?! - wykrzyknęła niby przerażona wampirzyca, natychmiast podchodząc do swej przyszłej ofiary. Z ogromnym trudem powstrzymałem ostrzegawcze warknięcie, przygryzając zębami język, póki nie poczułem niedużego bólu na, dzięki jakiemu pomysł nagłego "uratowania" czarnowłosej do ostatniej kropli wyparował z mojej głowy.
      Ostrożnie, Frank. Nie możesz wydać tej biednej dziewczyny zwyczajnym, niekontrolowanym odruchem.
   - Ależ nic, madame. To nie ma najmniejszego znaczenia.
      Rozluźniłem nieco mięśnie dopiero wtedy, kiedy czyjaś przyjemnie chłodna dłoń w uspokajającym geście spoczęła na moim ramieniu, gładząc je przez cienki materiał koszuli. Dobrze znałem ten jedyny, niepowtarzalny dotyk, toteż od razu wydałem z siebie cichu pomruk aprobaty. Wcześniejsze napięcie zaczęło z wolna ustępować, od nowa tworząc względnie miłą atmosferę. Gerard zawsze dobrał najodpowiedniejszy do okoliczności moment, aby raptownie znów pojawić się przy moim boku, ofiarując bezkonkurencyjną pomoc.
      O co chodzi? - donośny, a zarazem pozbawiony specyficznej dźwięczności szept przemówił wewnątrz moich myśli. Faktycznie, zapomniałem, że wraz z zielonookim mogę szczęśliwie nawiązać kontakt bez pomocy zbędnych słów. Rzecz jasna, on po prostu stale musiał precyzyjnie wiedzieć o kwestiach, które mnie naprawdę martwią, nie dając wytchnienia.
      Alex... Czy ona... Czy ona umrze?
      Tak, najpewniej tak. Właśnie po to tu przybyła. Dlatego na bankiecie są ludzie. - oznajmił jawnie, szczerze odpowiadając na poprzednio zadane pytanie. Nie owijał w bawełnę, mówiąc wprost o rzeczywistych faktach. - Ale nie martw się, tobie nic nie grozi. Jestem zaraz obok.
      Nie chodzi mi o to. Ja... ja nie pozwolę, żeby została obiadem dla tych bestii. - decyzja, którą nieświadomie podjąłem jeszcze kilka sekund temu, była niepodważalna przez nikogo. Sam Gerard został zmuszony ulec owemu postanowieniu, gdyż nawet jego wybitna elokwencja nic by nie zdziałała. Niemniej przyznam rację, nazwanie wampirów bestiami mogło nieco urazić czerwonowłosego, czego wcześniej zapomniałem rozważyć. - Przepraszam, Gee... - westchnąłem ciężko, przeczesując włosy dłonią. - Wiesz, że nie chodzi mi o ciebie. Ty jesteś pod każdym względem inny od nich.
      Spokojnie, kochanie. Rozumiem cię. Pamiętaj, bez względu na okoliczności zawsze stoję po twojej stronie. - pomimo, że mężczyzna przez czas trwania naszej niemej rozmowy był za mną, troskliwie przytulając do swojej klatki piersiowej, doskonale wiedziałem, iż aktualnie jego różowe wargi są rozciągnięte w pięknym, zapierającym dech w piersi uśmiechu. Przeznaczony został specjalnie, aby dać mi gwarantowaną pewność oraz podnieść na duchu. Odbierałem to każdą, bardziej, bądź mniej istotną komórką ciała, na nowo gromadząc w sercu zagubione pokłady odwagi.
      - Panie i panowie! Dziękuję za przybycie, jestem niezmiernie zaszczycony waszą obecnością. Witam na bankiecie z okazji piątego stulecia organizacji "Heaven"! - w każdej części obszernej sali nieoczekiwanie zapadła idealna cisza, przerywana wyłącznie ostatnimi stuknięciami porcelanowych naczyń odkładanych na długie stoły. Kiedy śmiertelnie blady, przyodziany w ciemny garnitur chłopak wolnym krokiem przemaszerował po parkiecie od głównego wejścia do małego podestu usytuowanego na środku, każdy prędzej czy później milknął, pogrążając pomieszczenie w grobowym klimacie. Jego głos dodatkowo zniekształcony przez mikrofon pochodzący z dawnych lat, brzmiał niczym ulepszony monolog robota. - Pozwólcie, iż nie zdradzę więcej istotnych szczegółów, gdyż specjalnie na tę wyjątkową okazję zaprosiliśmy wnuka założyciela naszej cudownej firmy! Serdecznie zapraszam i oddaję głos pany Nathaniel'owi Carverowi! - skłonił się lekko, po czym zgrabnych krokiem odszedł w lewą stronę, po chwili znikając za grubą, czerwoną kurtyną.
      Na prowizoryczną scenę stworzoną z ciemnych, ściśle połączonych desek wkroczył barczysty mężczyzna w jasnym, kremowej barwy garniturze. Marynarka, spod której nieznacznie wystawał oślepiająco biały fragment odświętnej koszuli, była  całkowicie rozpięta, ukazując dobrze zbudowaną klatkę piersiową osobnika. W pośpiechu i nieładzie ułożony kołnierz został delikatnie przekrzywiony, co nadawało mu buntowniczego wyglądu.
   - Pragnę jeszcze raz podziękować wszystkim za przybycie oraz przeprosić niektórych za późne dostarczenie zaproszenia. Jest mi naprawdę przykro, że powiadomienia nie dotarły na czas, ale jednocześnie posiadam ogromny dług u mojej Danielle, która z oddaniem pomagała mi w przygotowaniach. - pierwsze brawa po słowach blondyna o krótkich włosach rozległy się w okolicach podwyższonego punku, pełniącego funkcję ambony, natomiast następne objęły już całe audytorium, za wyjątkiem kilku - sądząc po zdegustowanych grymasach - niezadowolonych osób.
      Donośny, charakterystyczny odgłos oklasków rozbrzmiał gromko dookoła, nie ustając nawet na krótki moment. Niósł się w górę ku sklepieniu, odbijając od pochłaniających dźwięki ścian, co tylko potęgowało efekt szumu. Ludzie oraz nadnaturalne istoty niczym zahipnotyzowani wbijali przenikliwe spojrzenie w Nathaniel'a, z szeroki uchylonymi ustami skrycie podziwiając jego unikatową urodę. Zarówno niżej lub wysoko postawione wampirzyce były obezwładnione ich wymarzonym wyobrażeniem ideału. Prócz zawziętych, niekontrolowanych machnięć dłońmi stały nieruchomo, jakby porażone piorunem w deszczowe południe.
   - To dla nas wszystkich jest bardzo ważny dzień, gdyż spotykamy się tutaj nie tylko po to, aby świętować, ale i omówić pewne zmiany, które musimy wprowadzić do systemu. Jedynie zdecydowane posunięcia i śmiałe decyzje doprowadzą nas do sukcesu. W tym celu pozwoliłem sobie przygotować małe zebranie, jakie odbędzie się zaraz po wręczeniu nagród. - kontynuował ze sztucznie szeroko rozciągniętymi ustami. Ten zadziorny, łobuzerki uśmieszek niesfornego nastolatka prawie spowodował nagły, niespodziewany zawał serca wyczulonych na tego typu gesty ludzi, przez co musieli oni dosłownie objąć ramionami błogo chłodną ścianę, przyciskając rozgrzany policzek do zimnej, chropowatej powierzchni, aby nie upaść na podłogę. Świadomie mogę potwierdzić, iż urok pana Carvera potrafił zwalić z nóg nawet tych najodporniejszych na wszelkiego rodzaju wdzięki.
      Szczupła, wychudzona brunetka z długimi nogami i niesamowicie krótką, czerwoną spódniczką weszła pewnie na scenę, stawiając rozległe kroki na drewnianych deskach, dzięki czemu błyskawicznie pokonała odległość dzielącą ją od Nataniel'a. W jednej dłoni ostrożnie trzymała białą, szczelnie zaklejoną kopertę, którą bezzwłocznie po wymienieniu znaczących spojrzeń, oddała w ręce wcześniej wspomnianego mężczyzny. Blondyn delikatnie odebrawszy pakunek, niedbale rozerwał górną część. Po krótkiej chwili zamyślenia kobieta na powrót zeszła poziom niżej, sprawnie unikając złośliwych komentarzy bezczelnych, zauroczonych wampirów. Posłała im wyłącznie skrzywiony, zniesmaczony wulgarnością niektórych uwag uśmiech oraz tajemniczo zniknęła za zamszową zasłoną.
   - Mamy już wyniki! - oznajmił uradowany, trzymając kartkę po brzegi zapełnioną nazwiskami ważnych osób. Uznałem, że słuchanie jak gospodarz przyjęcia monotonnym głosem zaczyna wymieniać kolejnych laureatów, będzie strasznie nużące, toteż zdecydowałem bezszelestnie zająć się własnymi sprawami. W tym celu ponownie opadłem na skórzaną kanapę, a mój umysł w ekspresowym tempie opanowała główna myśl dzisiejszego wieczoru. W jaki sposób mógłbym pomóc Alex?


      - Dobrze, zatem zakończyliśmy tą beztroską część bankietu. Oczywiście z całego serca gratuluję wszystkim wyróżnionym oraz po kolacji zapraszam do swojego gabinetu poszczególnych przedstawicieli. Mark, Alan, Gerard, Lydia, Danielle, Caroline i Josh... Liczę, że razem poradzimy sobie z wciąż rosnącymi oczekiwaniami naszych klientów. Tymczasem życzę dobrej, udanej zabawy. Smacznego. - wreszcie po trzydziestu naprawdę długich minutach wyczytywania zupełnie obcych mi ludzi, mężczyzna ukazał trochę dobroci, zakańczając swą przemowę. Większość była dogłębnie zasmucona faktem, iż ich ukochany idol tak szybko się ulatnia, ale też spora grupa odetchnęła z wyraźną ulgą. Ja należałem do licznej gromady tych niewiarygodnie uszczęśliwionych, wydychając nagromadzone w pluchach powietrze. Ostatecznie miałem prawo w pełni swobodnie się odprężyć, nie słysząc już natarczywego głosu Nathaniela, albo najzwyczajniej porozmawiać z Gerardem. Jednak ostatnie słowa blondyna wciąż pobrzmiewały wewnątrz mojej głowy, klarownie sygnalizując coś złego.
      Zanim zdążyłem przetworzyć informację, dookoła rozległo się ogromne zamieszanie. O ile w ogóle można było nazwać to pospolitym zamieszaniem, gdyż trafniejsze określenie to raczej czysty chaos, bądź zamęt, jakiego nie sposób opanować. Szelest długich sukni oraz stukot niezliczonych par butów zagłuszyły pozostałe odgłosy. Powstały łoskot natychmiast wyrwał mnie z przemyśleń, siłą wyciągając z idealnego, wyimaginowanego świata.
      "Smacznego" - przytoczyłem po chichu cytat Carvera, ledwo poruszając zesztywniałymi ze strachu ustami. Moja dolna warga drżała lekko pod wpływem bezustannie napływających fal przerażenia.
      Ni stąd ni zowąd wokół nagle zapanował totalny harmider, a najróżniejsze przedmioty niemal fruwały w górze, z głośnym świstem raz po raz przecinając powietrze. Porcelanowe talerze wyrzucane przez przyszłe ofiary, mające trafić w oprawców, niechybnie omijały swój cel, rozbijając w tysiące kawałeczków o twarde mury.
      Rozpoczęła się prawdziwa uczta dla wampirów.
      Ludzie uciekali w popłochu, zdzierając swoje obolałe od ciągłych krzyków gardła, w nadziei, że wkrótce otrzymają upragniony ratunek. Aczkolwiek budynek przypominający staroświecki kościół był znacznie oddalony od najmniejszych obszarów zabudowanych lub miejsc, gdzie rzeczywiście ktoś udzieliłby im potrzebnej pomocy. Ściany zaś z rozmysłem pogrubione, nie przepuszczały żadnych dźwięków, przez co wszyscy zostali już na początku skazami na nieuniknioną porażkę.
      Niektórzy po utracie znacznej części zapasów siły, poświęconych na desperacką walkę z o wiele potężniejszymi od siebie, po prostu dawali za wygraną, zaprzestając jakichkolwiek ruchów. Skończyli niedorzeczną szarpaninę, bezwiednie oddali pod panowanie stworzeniom z ostrymi kłami, które w niedługim odstępie czasu zatopiły się w ich tętnicy. Krew trysnęła z kłutej rany gęstą stróżką, brudząc karmazynową poświatą niegdyś znakomicie czystą posadzkę. Martwe ciało opadało powoli na podłogę, tonąc w kałuży cieczy.
      W czasie otrzymania zaproszenia na uroczystość nie mieli zielonego pojęcia o wydarzeniach, jakie rozegrają się w najbliższej przyszłości. Naiwni zdecydowali powierzyć swój los podstępnym istotom mroku, w pełni im ufając oraz wierząc przekonaniu, że niedługo opowiedzą znajomym o cudownym wieczorze, jaki przeżyli. Gdzieś w odległej podświadomości posiadali małe, nikłe pojęcie, mówiące o ich szybkiej i bolesnej śmierci z rąk swoich towarzyszy. Że zginą pozbawieni krwi co do ostatniej kropli. Mimo tego nadal tliła się w nich mała iskierka absurdalnej nadziei.
      Niestety, piękne marzenia legły w gruzach, gdy huczny trzask zakomunikował o zamknięciu głównych wrót.

4 komentarze:

  1. O ja ciesz pierdziele! :O
    CZEMU PRZERWAŁAŚ W TAKIM MOMENCIE?! -_-
    JA CHCĘ WIEDZIEĆ, CO SIĘ DZIEJE!
    Anyway, rozdział bardzo, ale to baaardzo mi się podobał :3 Dużo dialogów, zminimalizowane opisy - no no no, robisz postępy, Cherry ;)
    Cóż... Pozostaje mi tylko czekać na nexta i życzyć Ci dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwww *______* Cudo! Chciałam Cię jeszcze przeprosić, nie skomentowałam poprzedniego parta ;______; Ale nie skomentowałam go BO NIE MIAŁAM CZYM ;_____; Dostałam szlaban chyba na wszystko na co można mieć szlaban ;______; Ale musisz wiedzieć, że oba rozdziały są genialne i czekam na więcej :3

    Xoxo Lack of Sleep

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże, moja wyobraźnia pogalopowała daleko i już widzę przed oczami tą rzeźnię, jaką zgotują ludziom wampiry... Serio, scena rodem z najbardziej krwawego horroru. A najgorsze jest to, że nie będę mogła przez to spać!
    Kocham Twój styl, wiesz o tym, prawda? Przepraszam, że tak krótko komentuję - wielbię to opowiadanie i wielbię Ciebie i zawsze chętnie tutaj wracam <3
    Czekam na kolejny rozdział!
    xo,a.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nadal czekam na swój fragmencik. XD a jak jeszcze raz zostanę posadzona o pedofile to masz wpierdol 8D ten rozdział był świetny, serio. Nawet aczkolwiek bawiło mnie bardziej niż zawsze :3 oczywiecie wpierdol numer dwa należy się za przerywanie w takich momentach :3 ale możesz odkupić swoje winy wysyłając mi fragment następnego rozdziału dzisiaj do 18 :D

    OdpowiedzUsuń